Mamy coś do udowodnienia - rozmowa z Maciejem Dobrowolskim, rozgrywającym Indykpolu AZS Olsztyn

O wygrany mecz z AZS Politechniką Warszawską, przyczyny tak zaskakująco dobrej gry zawodników z Warmii i powrót po latach do domu zapytaliśmy rozgrywającego drużyny olsztyńskiej.

Ola Piskorska: Czy spodziewałeś się tak łatwego meczu?

Maciej Dobrowolski: Nie, zupełnie nie. Myślałem, że będzie dużo trudniejszy. Ja się też nieco przyczyniłem do tego wyrównanego początku, nie jestem zadowolony z tego, jak poprowadziłem grę w pierwszym secie. To nie był dobry początek spotkania w moim wykonaniu. Potem zagrywką bardzo sobie ułatwiliśmy sprawę. Seria Mattiego w drugim secie to coś rzadko spotykanego. Ja widziałem już kiedyś takiego gościa, który serwisem tak demolował przeciwnika, to był Georg Grozer, ale nie pamiętam jego serii dziesięciu takich zagrywek z rzędu. Dzięki serwisowi mieliśmy w drugim i trzecim secie kilkupunktową przewagę i wtedy to już zupełnie inaczej się gra, mieliśmy komfort i luz, a publiczność była zachwycona. Politechnika była w głębokiej defensywie, nie radziła sobie z przyjęciem i w tych warunkach mecz się potoczył bardzo szybko.

Wasza zagrywka jest nie tylko trudna, ale bardzo regularna, w tym meczu mieliście 9 zepsutych do 9 asów, to bardzo rzadko spotykany wynik. Zwykle ryzykowna zagrywka oznacza więcej błędów.

- Mamy kilku zawodników w drużynie z bardzo stabilną zagrywką, którzy niewiele psują. Reszta może mieć dzień na zagrywce albo nie, Matti miewa mecze, gdzie psuje cztery serwisy na pięć. Ale nadal wszyscy mają zielone światło do podejmowania ryzyka, co bardzo się nam opłaciło. Niech każdy z nas zagra taki jeden mecz w sezonie jak Matti, i play-off mamy pewny (śmiech). Ale też trzeba przyznać, że my dotąd aż tak nie punktowaliśmy zagrywką, ten mecz nam wyjątkowo wyszedł. Tak samo wyjątkowo wyszło nam spotkanie w Jastrzębiu, tylko że w ataku. W całym meczu popełniliśmy wtedy zaledwie trzy błędy własne w tym elemencie.

Po czterech kolejkach macie drugie miejsce w tabeli, jak myślisz, co będzie dalej?

- Jesteśmy wysoko, to fakt. Nie ma co opowiadać, że nie jesteśmy dobrym zespołem, skoro po czterech kolejkach mamy 9 punktów i drugie miejsce w tabeli. Na pewno pokazaliśmy, że umiemy grać w siatkówkę. Ale nie możemy odfrunąć, bo w każdej chwili może przyjść zimny prysznic. Bardzo bym nie chciał, żebyśmy sześć punktów zabrane bogatym oddali biednym, to jest dla nas zabezpieczenie na wypadek jakiejś wpadki. Najważniejsze jest to, że 24 punkty dają awans do ósemki i to jest nasz główny cel w tej chwili, zdobyć je jak najszybciej.

Masz satysfakcję, że twój powrót do Olsztyna po latach jest taki udany?

- Mam, ogromną! Tu się urodziłem, tu się wychowałem, stąd pochodzi moja żona, tu się urodziły moje dzieci i stoi mój dom. Dlatego ten klub to nie jest jakiś tam klub dla mnie. Wiedziałem, że kiedyś tu wrócimy, ale nie byłem pewien, czy jeszcze zdążę zagrać w AZS-ie. Zdążyłem i do tego mamy tak udany początek sezonu, czego chcieć więcej? Cieszę się, że nasza gra zapełniła Uranię już po raz drugi, że cieszy kibiców, że zespół walczy.

Obserwowałeś pewnie z daleka swój klub olsztyński, który nie miał najlepszego okresu. A teraz jesteście "czarnym koniem" ligi i wszyscy się was boją.

- Bać to się nas nie boją, na razie nie jesteśmy kandydatem do półfinału PlusLigi. Ale może będziemy, bo gramy cały czas dobrze, a dojdzie jeszcze Pablo (Bengolea – przyp. red.). Choć powiem szczerze, że jak tak dalej będziemy grali to chyba szybko nie wejdzie na boisko (śmiech). Para Buszek - Łuka świetnie się uzupełnia, jeden jest mocniejszy w ofensywie, a drugi w defensywie. Mamy paru niezłych zawodników w kwadracie czekających na swoją kolej jak Krzysiek czy Sobala. Myślę, że przy budowie tego zespołu przyświecała taka myśl, że każdy z tych siatkarzy niech zagra jeden mecz życia w sezonie, to spokojnie nam to wystarczy. Wystarczy na play-off, a co będzie dalej, to życie pokaże.

Maciej Dobrowolski, Piotr Łuka i Grzegorz Szymański
Maciej Dobrowolski, Piotr Łuka i Grzegorz Szymański

W Olsztynie zebrała się grupa siatkarzy, którzy rozstali się ze swoimi poprzednimi klubami nie zawsze z własnej woli, grali mocno drugoplanowe role albo w ogóle nie pasowali do koncepcji. Czy wasza dobra gra jest też napędzana chęcią udowodnienia, że jeszcze umiecie grać w siatkówkę?

- Oczywiście, że tak jest! I chwała ludziom, którzy tak ciekawie i z pomysłem budowali ten zespół, bo to wypaliło. AZS Olsztyn ma niewysoki budżet, ale - chciałbym to wyraźnie podkreślić, bo w polskiej lidze bywa różnie - jest całkowicie i w terminie wypłacalny, a do tego w ramach tego budżetu zbudował drużynę, która działa i to dobrze. Złożoną z zawodników, którzy mają coś do udowodnienia i będą walczyć o każdą piłkę, ale zarazem już nie chcą się specjalnie wypromować i szybko pójść do innych, nie wiadomo jak dobrych, klubów. Więc szacunek dla działaczy, a dla mnie ogromna radość, że z tymi chłopakami mogę pracować. Podpisałem dwuletnią umowę, mam nadzieję, że cały ten czas będę się cieszył siatkówką, a działacze, zawodnicy i kibice będą z mojej gry zadowoleni.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Jesteś teraz zawodnikiem pierwszej szóstki, wychodzisz za każdym razem w wyjściowym składzie. Brakowało ci tego pewnie?

- Bardzo. Zawodnik w kwadracie stara się cały czas udowodnić, że zasługuje na szansę. To jest bardzo trudne, czasem ręce opadają. Mi w Rzeszowie nie opadły, starałem się wszystko zrobić, żeby być gotowym na te szanse, które dostawałem. Parę ich było i mam poczucie, że je udanie wykorzystałem. Ale tam miałem inną funkcję powierzoną mi przez sztab szkoleniowy, a tu mam inną, o wiele większą odpowiedzialność. Zawodnik wchodzący z ławki myśli sobie: uda się, będę gwiazdą, nie uda się, nic się nie stało, przecież i tak nie ja miałem prowadzić ten mecz. Teraz to ja odpowiadam za wynik i tego chciałem.

Mieszanka doświadczenia i młodości to też jest wasz atut?

- Na pewno coś w tym jest. W zeszłym roku w Olsztynie byli sami młodzi i przez swój brak doświadczenia, nadmiar emocji przegrywali często końcówki czy popełniali błędy w kluczowych momentach. Teraz mamy na przykład Piotrka Łukę, który robi najbardziej czarną, defensywną robotę w drugiej linii, a w ataku ma 30-40% skuteczności. Ale to dlatego, że on gra spokojnie, cierpliwie, oprze piłkę o blok raz czy drugi, a za trzecim w tej samej akcji skończy. To wychodzi 33%, ale błędu nie było ani punktu oddanego przeciwnikowi też nie. To samo jest z Grześkiem Szymańskim, dzięki doświadczeniu nie oddaje łatwych punktów. A od naszych młodszych chłopaków oczekujemy świeżości, werwy i energii czy - przy parametrach Bartka Krzyśka - przyłożenia z całej siły i przełamania bloku. Więc nie tylko mamy mieszkankę wieku i doświadczenia, ale mamy też mieszkankę stylu grania, nasi atakujący są zupełnie różni, przyjmujący również. Na każdej pozycji jest pełna różnorodność i to powinno nam dobrze służyć cały sezon.

Rozmawiała w Olsztynie Ola Piskorska

Źródło artykułu: