Nie ma co się łudzić, że wyniki będą od razu - rozmowa z Marcinem Wiką, przyjmującym Transferu Bydgoszcz

- Jesteśmy już ze sobą cztery miesiące, ale nie ma co się łudzić, że wyniki będą od razu. Potrzeba na to trochę czasu - mówił po meczu z Lotosem Trefl przyjmujący Transferu Bydgoszcz, Marcin Wika.

Daniel Kuleszo: W pierwszej odsłonie spotkania popełniliście bardzo dużo błędów własnych, co pozwoliło Lotosowi Trefl Gdańsk wypracować przewagę, której nie oddali już do końca seta. Czym spowodowany był tak nerwowy początek?

Marcin Wika: Ciężko powiedzieć. To jest jednak już drugi mecz, gdzie bardzo słabo rozpoczynamy. Nie wiemy dokładnie skąd się to bierze. Z pewnością wpływ na to ma fakt, że posiadamy całkiem nową drużynę. Zaszło bardzo dużo zmian kadrowych, cały czas się zgrywamy ze sobą. To jest teraz dla nas najważniejsze, również to, aby to zgranie przełożyło się na jak najlepsze wyniki.

W secie drugim gospodarze zaczęli grać bardzo dobrze na zagrywce, dołożyli do tego szczelny blok. To spowodowało, że grało wam się jeszcze ciężej. Marcin Waliński starał się swoimi atakami i serwisem zdobyć parę cennych punktów, ale przewaga zespołu z Gdańska była już chyba zbyt duża.

- Wiedzieliśmy już przed tym spotkaniem, że Lotos Trefl Gdańsk bardzo dobrze zagrywa i byliśmy na to przygotowani. Jednak mimo wszystko nie wyglądało to najlepiej. Tak jak pan powiedział, doszedł do tego wszystkiego jeszcze dobry blok. Praktycznie cały czas musieliśmy atakować na podwójnym, a nawet i potrójnym bloku. Ciężko gra się w takim układzie i pewnie dlatego musieliśmy w tej partii uznać wyższość drużyny z Gdańska.

Za to przerwa podziałała na was wręcz orzeźwiająco. Graliście pewnie, niemal wszystko wam wychodziło i w konsekwencji tego następny set padł waszym łupem. Co takiego stało się z wami w szatni?

- Tak samo było w meczu z AZS-em Częstochowa, gdzie po dwóch gładko przegranych setach przerwa wpłynęła na nas bardzo pozytywnie. Niestety, nie na tyle, aby wygrać całe spotkanie, czy choćby zdobyć jakiekolwiek punkty. I z drużyną spod Jasnej Góry mieliśmy swoje szansy, i teraz również. Nie udało się ich jednak należycie wykorzystać. Na następne spotkania trzeba wyciągnąć konkretne wnioski: dlaczego tak się dzieje i liczyć na to, że będzie lepiej.

Czwarta, ostatnia odsłona tego spotkania, to już typowo męska wymiana ciosów. Zgodzi się pan, że była to najatrakcyjniejsza parta i najlepsza pod względem czysto siatkarskim?

- Faktycznie tak było. Wynik ważył się praktycznie do samego końca. Szkoda, że skończył się po challange'u, ale jest on po to, żeby go wykorzystywać. Rywal miał do tego pełne prawo, skorzystał z niego i set, jak i cały mecz zakończył się zwycięstwem siatkarzy z Gdańska. Pod względem atrakcyjności w pełni się zgadzam, że ten set był najlepszy.

W pierwszej kolejce przegraliście z drużyną, która zeszły sezon zakończyła na przedostatnim miejscu w lidze. Czy to podrażniło wasze ambicje i wpłynęło jeszcze bardziej motywująco przed spotkaniem?

- Na pewno tak. Chcieliśmy dobrze rozpocząć sezon, tym bardziej że graliśmy przed własną publicznością. Ten mecz nam jednak zupełnie nie wyszedł. Przyjeżdżając tutaj, do Trójmiasta, mieliśmy to w głowach. Dlatego chcieliśmy bardzo wygrać to spotkanie, a jeśli nie, to wywieźć stąd chociaż jakieś punkty. Niestety ta sztuka nam się nie udała. Przed nami kolejny mecz z ekipą z Radomia i ten mecz już musimy wygrać. Przeciwnicy zbierają swoje punkty, uciekają i za chwilę może już być naprawdę ciężko dogonić resztę zespołów w tabeli.

Wspomniał pan na początku o zmianach personalnych w drużynie. Z podstawowej szóstki pozostał praktycznie tylko pan i kapitan Wojciech Jurkiewicz. Rewolucja kadrowa to główna przyczyna waszej obecnej gry i wyników?

- Tak jak powiedziałem, cały czas się zgrywamy. Zeszłoroczny sukces to była praca przez dwa sezony. Nic nie przyszło od razu. Musieliśmy trochę ze sobą pobyć, pograć, aby to wszystko wychodziło i działało tak, jak powinno. Tutaj teraz mamy praktycznie nowy skład. Jesteśmy już ze sobą cztery miesiące, ale nie ma co się łudzić, że wyniki będą od razu. Potrzeba na to trochę czasu. Mamy dużo młodzieży, dużo przyszłościowej młodzieży i to trzeba podkreślić. Wiadomo, że trzeba posiadać trochę doświadczenia, aby radzić sobie w najwyższej klasie rozgrywkowej. Granie w Młodej Lidze, a w PlusLidze to jest jednak kolosalna różnica. Natomiast wydaje mi się, że jest to dla nich dobry poligon doświadczalny i należy mieć tylko nadzieję, że zaprocentuje to w przyszłości.

Przed wami mecz z beniaminkiem, Cerradem Czarnymi Radom. Zespołem, który zbiera dobre recenzje. Jest chwalony za to, że potrafi podjąć walkę z najlepszymi. Powiedział pan, że ten mecz musicie wygrać. Co należy zrobić, zmienić aby tak się stało?

- Po pierwszym naszym meczu powiedziałem, że trzeba zmienić wszystko. Teraz na pewno na spokojnie usiądziemy i przeanalizujemy to, co się stało. Postaramy się wyciągnąć wnioski, co należy poprawić, żeby wygrać w następnym meczu. Na pewno nie będzie to łatwe spotkanie dla nas. Będzie na nas ciążyła dodatkowa presja. Przegraliśmy dwa spotkania i nie posiadamy żadnej zdobyczy punktowej. Mamy trochę czasu, no i będziemy się teraz zastanawiać jak to zmienić. Trzeba zagrać tak, aby to w Bydgoszczy zostały trzy punkty, ja nie widzę innej opcji.

Rozmawiał Daniel Kuleszo

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Źródło artykułu: