Markowa zagrywka: Premedytacja Anastasiego

Biało-czerwoni zaliczyli falstart w Lidze Światowej i obecnie zajmują ostatnie miejsce w grupowej tabeli. Czy to już koniec marzeń o obronie trofeum? Nic mylnego, bo Andrea Anastasi ma plan.

Reprezentacja Polski siatkarzy zaliczyła w tegorocznej edycji Ligi Światowej, delikatnie mówiąc, falstart. Usprawiedliwieniem dla biało-czerwonych może być fakt, iż nie polegli z kopciuszkiem, lecz wielką i utytułowaną Brazylią. Małe to pocieszenie, ale zawsze lepiej przegrać w siatkową z Canarinhos, niż zremisować w nożną z Mołdawią, czego niestety niedawno polscy kibice doświadczyć musieli.

Podopieczni Bernardo Rezendego bardzo dobrą dyspozycję już na samym początku rywalizacji w Lidze Światowej potwierdzili w Argentynie, ogrywając dwukrotnie Albicelestes bez straty seta. Wobec zawsze groźnych Argentyńczyków, nasi są zatem mocno do przodu, bo wygrali 3 sety, zdobywając przy tym być może niesamowicie ważny jeden punkt w drugim spotkaniu.

Inne są jednak cele Argentyńczyków, a zupełnie inne kadry Andrei Anastasiego. Ci pierwsi, co ugrają w "Światówce" to ich, zaś polscy siatkarze bronią złota zdobytego przed rokiem, a to zobowiązuje. Doskonale wie o tym włoski szkoleniowiec naszej kadry i pewnie przygotował w tym celu specjalny plan.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

Obserwując potyczki Polaków z Brazylią w Warszawie oraz Łodzi, odniosłem wrażenie, że ci z orłem na piersiach byli znacznie bardziej "zajechani". Wystawy Łukasza Żygadły to była tragedia, a przecież ten zawodnik należy do światowej czołówki wśród "sypaczy". Zbigniew Bartman nie był tym samym atakującym, który w zdecydowany sposób wkraczał do akcji w najważniejszych momentach play-off ostatniego sezonu ligowego. Zresztą chyba każdy zawodnik, no może oprócz Pawła Zatorskiego, nie pokazał tego, na co go stać, a liczba błędów całej drużyny wołała o pomstę do nieba. Daleki jestem jednak od wyciągania zbyt pochopnych wniosków, nie mówiąc już o pretensjach do siatkarzy czy trenera.

Andrea Anastasi doskonale wiedział z kim zagramy na inaugurację, oraz to, że w kolejnym tygodniu zmagań nasza kadra ma "wolne". Postawił więc na ostry trening i takie zbudowanie formy, by jej szczyt przyszedł na mecze finałowe. Wszak nawet znakomita dyspozycja nie gwarantowała nam kompletu punktów w inauguracyjnych meczach z ekipą południowoamerykańską, zaś za miesiąc może ona okazać się być bezcenną. Tylko takie rozumienie tematu daje szansę na obronę trofeum, a nasi siatkarze raczej o niczym innym nie myślą. Rozgrywki Ligi Światowej są najbardziej rozciągnięte w czasie, wobec wszystkich najważniejszych turniejów siatkarskich na świecie, a utrzymanie najwyższej formy przez cały okres ich trwania graniczy z cudem.

Nie ważne jak się zaczyna, lecz jak kończy. Brzmi mało oryginalnie, ale często się sprawdza. Myślę, że już w najbliższych spotkaniach przeciwko zespołowi Francji ujrzymy inną reprezentację Polski. Zapewne będzie więcej zrozumienia pomiędzy zawodnikami, a ich gra będzie szybsza i skuteczniejsza. Wierzę w plan trenera Anastasiego i kolejny medal w Lidze Światowej. Może niekoniecznie złoty, bo przecież monopolistą jeszcze nie jesteśmy, a pudło to zawsze pudło. Kto jeszcze wierzy - ręka do góry.

Bitwę wygrali, a kto wygra całą wojnę?
Bitwę wygrali, a kto wygra całą wojnę?

Marek Knopik

Źródło artykułu: