Juantorena w kadrze to zły pomysł - rozmowa z Andreą Zorzim, byłym siatkarzem reprezentacji Włoch

Kiedyś był jednym z najlepszych atakujących świata, dziś pracuje jako dziennikarz. W miniony piątek popularny "Zorro" odcisnął swoje dłonie na rynku w Miliczu.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Biegun: Czy we Włoszech jest miejsce zbliżone do milickiej Alei Gwiazd?

Andrea Zorzi: Absolutnie nie ma takiego miejsca we Włoszech. Mamy za to Muzeum Siatkówki w Modenie. To miasto jest chyba najważniejsze dla tej dyscypliny w moim kraju. Założyła je rodzina Panini, która prowadziła tam klub, zresztą bardzo zasłużony dla włoskiej siatkówki. Jest to bardzo ciekawe miejsce. Można tam zobaczyć zdjęcia, koszulki, medale i przeróżne puchary. Jednak nie mamy takiej formy docenienia gwiazd siatkówki jak w Miliczu.

Co dla pana oznaczało zaproszenie na to wydarzenie do Polski?

- Naprawdę bardzo cię cieszę na każdą okazję spotkania i spędzenia czasu z moimi starymi znajomymi. Z gości zagranicznych byłem znacznie starszy niż bracia Grbić czy Giba i widać to to było po reakcji publiczności. Jednak jest to bardzo dobry moment do pokazania, że jesteśmy jedną wielką siatkarską rodziną. Ta dyscyplina pozwala na kreowanie bardzo bliskich relacji pomiędzy ludźmi. Nawet jeśli nie widzieliśmy się sporo czasu, to wciąż potrafimy ze sobą rozmawiać. Cieszę się, że mogłem odwiedzić Polskę. Jest to kraj, gdzie ta dyscyplina jest wręcz kochana przez kibiców.

W najbliższym czasie czekają nas rozgrywki Ligi Światowej i Mistrzostwa Europy. Jaki poziom obecnie prezentuje reprezentacja Włoch?

- Włoska reprezentacja mężczyzn to zespół na bardzo wysokim poziomie. Mamy wciąż sporo jeszcze młodych siatkarzy, którzy mogą poprowadzić tę drużynę do sukcesu. Po latach kryzysu nasza kadra odzyskuje swoją jakość. Zawodnicy zaczęli zdawać sobie sprawę, że gra w krajowych barwach to najwyższy honor. Wokół takich wartości zaczęło tworzyć się środowisko, które może powalczyć o najwyższe laury Ligi Światowej i Euro.

Pojawiła się kwestia powołania do reprezentacji Włoch, Osmanyego Juantoreny? Jakie jest pańskie stanowisko w tej kwestii?

- To bardzo skomplikowana sprawa. Owszem mamy siatkarzy z mało włoskimi nazwiskami jak Łasko, Travica czy Zajcew. Jednak oni są Włochami, stuprocentowymi Włochami. Wychowywali się w tym kraju, dorastali, trenowali i grali. Jeśli chodzi o Juantorenę, to według prawa jest obywatelem Włoch i naturalnie może być powołany do reprezentacji. Jednak należy zachować się w tej kwestii bardzo ostrożnie. Należy stawiać na tych zawodników, którzy czują Italię w sercu.

Czyli nie jest pan entuzjastą jego obecności w kadrze?

- Nie ma sensu kierować się jedynie umiejętnościami. Wszyscy wiedzą, że Osmany to kapitalny gracz. Trener reprezentacji Mauro Berruto musi postępować bardzo roztropnie. Pierwszą i najważniejszą rzeczą jest poczucie, że jest się drużyną i każdy zawodnik jest jej integralną częścią. Powoływanie kogoś, kto nie uważa reprezentowania kraju za dużą wartość mija się z celem. Juantorena w kadrze to zły pomysł.

Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!

W latach dziewięćdziesiątych był pan członkiem chyba najlepszej włoskiej reprezentacji w historii. Mimo złotych medali na Mistrzostw Świata i Europy dlaczego nie udało wam się wywalczyć pierwszego miejsca na olimpiadzie?

- Do dziś się nad tym zastanawiam i nie mam żadnego pomysłu na odpowiedź na to pytanie. To wielka szkoda, gdyż dla każdego siatkarza złoty laur olimpijski jest najwyższym wyróżnieniem. Straciliśmy dwie szanse w Barcelonie i Atlancie. Jest to dla mnie kwestia niewytłumaczalna. Szczególnie, że rozegraliśmy wtedy zupełnie różne turnieje. W 1992 nie graliśmy wielkich zawodów, a z kolei w 1996 wszystko świetnie się układało, aż do finału. Walkę o złoto przegraliśmy w tie-breaku z niesamowitą drużyną Holandii. Jest to zastanawiające, że zespół z tak długą listą osiągnięć nie ma tego jednego olimpijskiego medalu z najcenniejszego kruszcu. Po latach oswoiłem się z tym i srebro z Atlanty ma dla mnie olbrzymią wartość.
[nextpage]Tamta drużyna składała się z wielkich osobowości. Na ile ich obecność wpływała na wyniki reprezentacji?

- Nie sądzę, żeby najważniejszym czynnikiem była taka ilość indywidualności. Oczywiście, że tacy gracze jak Bernardi, Gardini, Tofoli czy Giani nadali tej drużynie wielką wartość. Sukcesem było to, że udało nam się wszystkim zjednoczyć w jednym celu. Zwyciężaniu. Mieliśmy tę zdolność, że w kryzysowych momentach, któryś z nas potrafił przejąć odpowiedzialność na siebie i prowadzić zespół. Czasem Cantagalli, a innym razem Lucchetta. Indywidualności owszem, ale połączone w drużynę. To była siła tamtej ekipy.

Wielu pańskich kolegów z kadry rozpoczęło karierę trenerską. Pan nigdy nie podjął się tego zadania, tak jak Bernardi czy Anastasi?

- Tak to prawda. Nigdy nie czułem pociągu do tego zawodu. Ludzie, których pan wymienił posiadają zdolności, które predestynują ich do tego stanowiska. Każdy z nich zaczynał inaczej. Andrea w dość młodym wieku zakończył karierę zawodniczą i został trenerem, a Lorenzo grał długo i jest dopiero na początku swojej trenerskiej drogi. Mają też to szczęście, że pracują w Polsce. Posiadają tu odpowiednie warunki do pracy. Nie muszą się martwić o kwestie pozasportowe. Kluby i reprezentacja są świetnie zorganizowane. Nic tylko pracować.

W minionym sezonie Serie A1 prawdziwą sensacją okazała się drużyna Piacenzy. Czy również pana zaskoczyła jej obecność na podium?

- Myślę, że nie tylko ja byłem zaskoczony postawą Copry. Mieli bardzo dobrą grupę zawodników, która składała się z graczy młodych oraz starszych z ogromnym doświadczeniem, takich jak Papi czy Zlatanov. We Włoszech wiele osób przecierało oczy ze zdumienia, gdy zespół trenera Montiego pokonywał Maceratę w półfinale. Niespodziewanie dobra postawa sprawiła, że finał z Trentino był bardzo ciekawy. Losy mistrzostwa ważyły się do piątego seta w piątym spotkaniu. To tylko pokazuje jak bardzo sport potrafi być nieprzewidywalny.

Co w tej chwili reprezentuje liga włoska?

- To wciąż wspaniałe miejsce do gry. Nie jest najbogatsza i najsilniejsza, jak chociażby jeszcze parę lat temu. Według mnie potrafi ukształtować i wiele nauczyć młodych zawodników. Rosja i Turcja wyprzedziła nas pod względem finansowym i musimy się z tym pogodzić i dopasować się do nowych warunków.

Jaką w najbliższej przyszłości zmianę powinna przejść siatkówka?

- Życzyłbym sobie coraz więcej drużyn grających świetną siatkówkę. Jednak jest to spory problem dla FIVB. W wielu krajach uprawia się ten sport, ale tylko nieduża grupa potrafi przenieść to na poziom profesjonalny. Jest to spore wyzwanie dla światowej federacji, gdyż tylko duża ilość dobrych drużyn będzie potrafiła urozmaicić międzynarodowe turnieje. Może to za sobą pociągnąć jeszcze większe zainteresowanie mediów i sponsorów niż obecnie.

Andrea Zorzi w Miliczu
Andrea Zorzi w Miliczu
Komentarze (0)