Piąte miejsce na koniec sezonu to dla siedmiokrotnych (z rzędu!) mistrzów Polski niemalże sportowa degradacja. Finałowa porażka z Asseco Resovią Rzeszów w sezonie 2011/2012 była sygnałem ostrzegawczym, ale w klubie nikt nie zdawał sobie chyba sprawy z tego, że nadciąga totalny kataklizm. Skończyło się brakiem jakiegokolwiek wartościowego trofeum (czy ktoś stawia sobie przed sezonem za cel zdobycie Superpucharu Polski?). Niby brąz Klubowych Mistrzostw Świata może cieszyć, ale z drugiej strony PGE Skra Bełchatów powinna poradzić sobie dużo lepiej w półfinale katarskiego turnieju i walczyć o najwyższy laur.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Winnego długo szukać nie trzeba było. Choć klub serdecznie podziękował Jackowi Nawrockiemu za pracę na rzecz drużyny, nie ulega wątpliwości, że to właśnie szkoleniowiec miał największy wpływ na postawę zespołu w długim sezonie, a ta pozostawiała wiele do życzenia. Nie chodzi oczywiście tylko i wyłącznie o przygotowanie fizyczne zawodników do gry (plaga kontuzji), ale też o kompletnie nieudaną politykę transferową (można by nawet rzec, że jej zupełny brak) oraz zastanawiającą rotację kadrową (w tym przesunięcie na pozycję przyjmującego najlepszego polskiego atakującego ostatnich lat).
Nie czas jednak, by pastwić się nad trenerem - zwłaszcza, że w Bełchatowie już go nie ma. Działacze, z Konradem Piechockim na czele, muszą teraz zeszłosezonowy bałagan jak najszybciej posprzątać i znaleźć następców siatkarzy, na których trener nie stawiał (Wytze Kooistra), albo którzy, zniechęceni brakiem sukcesu, postanowili szukać nowych wyzwań gdzie indziej (Michał Winiarski, Aleksandar Atanasijević).
Minione tygodnie dowodzą, że Skra po porażce szybko się otrząsnęła. Ma już swoją wizję i tym razem nie czeka do końca okienka transferowego, tylko tuż po ostatnim gwizdku sezonu ruszyła na polowanie. Do kalendarzowych wakacji jeszcze daleko, a umowy z bełchatowskim klubem podpisali już: Stephane Antiga, Andrzej Wrona, Wojciech Włodarczyk i Nicolas Uriarte. Dołączyć do nich wkrótce ma Facundo Conte, a przygotowania do nowego sezonu spadły na barki Miguela Falaski, który wraca do Skry w zupełnie nowej roli - trenera.
Uriarte, Daniel Pliński, Mariusz Wlazły, Antiga, Wrona, Conte, Paweł Zatorski - czy tak może wyglądać wyjściowy skład Skry w nowym sezonie, i - co ważniejsze - czy stanowić on może zagrożenie dla ustabilizowanych i silnych personalnie Resovii i Jastrzębskiego Węgla? Odpowiedź na te pytania powinna brzmieć twierdząco, pod warunkiem, że z tych i pozostałych elementów (młodzi Włodarczyk i Maciej Muzaj, doświadczony Michał Bąkiewicz) trener będzie w stanie stworzyć kompletną i spójną układankę.
Kluczem do sukcesu tego zupełnie nowego tworu powinien zostać... dotychczasowy kapitan zespołu. Wlazły miniony sezon najzwyczajniej w świecie stracił. Został przesunięty na inną pozycję, a pod koniec ligi wypadł nawet z pierwszego składu. Jako profesjonalista wytrwał do końca, ale po sezonie stanowczo stwierdził, że albo wraca na swoją nominalną pozycję, albo zmienia otoczenie. To właśnie pierwsze z tych rozwiązań powinno stanowić ratunek dla popadającej w otchłań szarej przeciętności Skry. Wlazły przez wszystkie sezony gry w ataku był postrachem ligi. Niezależnie od problemów zdrowotnych i natężenia gier w kluczowych momentach "ciągnął" zespół i dawał z siebie wszystko. Teraz, mimo że klub mocno go zawiódł, powinno być podobnie, ponieważ doświadczony zawodnik ma coś do udowodnienia nie tylko Nawrockiemu, ale także całej siatkarskiej Polsce, która spisała go już na straty. Jeśli więc dogada się z działaczami i zostanie, będzie motorem napędowym odmienionego zespołu. Wlazły bowiem od dawna jest nie tylko ikoną klubu z Bełchatowa, ale też jego niekwestionowanym liderem na parkiecie.
Błędem poprzedniego szkoleniowca było schowanie swojej najmocniejszej karty głęboko w rękawie, i to rzadko używanej marynarki, oraz gra serbskim jokerem, który już szuka sobie nowej talii. Falasca powinien postawić na swojego asa od samego początku i pokazać wszystkim, że, dysponując taką figurą, z każdym gotów jest grać w otwarte karty. Hiszpan, mimo że debiutuje przy trenerskim stole, dzięki żądnemu zemsty Wlazłemu może w przyszłym roku zgarnąć całą pulę.
Marcin Olczyk