Mamy większy potencjał jako drużyna - rozmowa z Grzegorzem Łomaczem, rozgrywającym Lotosu Trefl Gdańsk

Lotos Trefl Gdańsk zakończył już swój sezon w Pluslidze, zajmując w tabeli 8. miejsce. Kapitan gdańszczan, Grzegorz Łomacz, w rozmowie z naszym portalem, podsumowuje ten rok dla swojej drużyny.

W tym artykule dowiesz się o:

Anna Kossabucka: Zakończyliście właśnie sezon. Jakby pan miał go skomentować - jaki on był dla Lotosu?
Grzegorz Łomacz : 

Ciężko tak na gorąco oceniać i snuć głębokie wnioski, ale na pewno żałujemy, że zagraliśmy te play-offy, tak jak zagraliśmy. Oddaliśmy je bez walki, nie urywając nawet seta. Wszyscy myślimy, że mamy większy potencjał jako drużyna, nasze aspiracje sięgały nieco wyżej niż tylko awans do "ósemki". Tak naprawdę wykonaliśmy tylko bardzo minimalny plan i nic więcej. Teraz pozostaje nam patrzeć w przyszłość, skupiać się na kolejnym sezonie i starać się ugrać nieco więcej.

Byliście cały czas pewni awansu do play-off, czy jednak po drodze zwątpiliście i przeżywaliście chwile grozy?

- Cały sezon przebiegał o tyle pod nasze dyktando, że nie zależeliśmy od nikogo w żadnym momencie. Wszystko mieliśmy we własnych rękach, zawsze czekały na nas mecze do rozegrania. Po porażce w Olsztynie także mogliśmy się jeszcze podnieść, więc wydaje się, że wszystko było pod kontrolą. Czy czuliśmy się zagrożeni? Zawsze istnieje taka możliwość, że nie zdołamy awansować, ale raczej podchodziliśmy ze spokojem do naszej sytuacji.

Wraz z trwaniem sezonu Lotos grał lepiej. Jakby się pan ustosunkował do takiego stwierdzenia?

- Myślę, że bym się nie zgodził tak szczerze mówiąc, bo graliśmy cały sezon falami i ta końcówka pokazuje, że było wręcz przeciwnie: im dłużej sezon trwał, tym myśmy grali słabiej i nie byliśmy w stanie ugrać seta w ostatnich 5 pojedynkach.

Co teraz z przyszłym sezonem? Mówi się coś już na temat kontraktów? Jak przedstawia się pana sytuacja? 

- Ja mam kontrakt ważny jeszcze na przyszły sezon, więc ja jestem na pewnej pozycji i nie muszę się tym samym martwić o swoje negocjacje. Na pewno zostaję w Gdańsku.

Grzegorz Łomacz nie boi się przyznać, że ten sezon nie był szczególnie dobry dla jego drużyny
Grzegorz Łomacz nie boi się przyznać, że ten sezon nie był szczególnie dobry dla jego drużyny

A jakby miał pan się jeszcze cofnąć do sezonu, w którym przechodził pan z Jastrzębskiego Węgla, to jakby pan teraz tę decyzję ocenił? Czy żałuje pan tego wyboru? Jak pan ocenia te 2 lata spędzone nad morzem?

Z Jastrzębia odchodziłem, bo trener Bernardi nie widział mnie w swojej koncepcji zespołu i nic na to nie mogłem poradzić. Musiałem zmienić klub i dla dobra mojej kariery wybrałem ofertę z Gdańska. Teraz nie rozpatruję tej decyzji, nie roztrząsam jej, nie analizuję dogłębnie czy to była dobra, czy zła decyzja, robię po prostu swoje. Staram się grać jak najlepiej tylko mogę i skupiać się na tym, a wnioski przyjdą potem.

Ale miasta to się jednak różnią. Lepiej się żyje nad morzem? Klimat Trójmiasta sprzyja siatkówce?

- Oj, to z pewnością. Inne życie, w Gdańsku jest wiele różnych możliwości, więcej wszystkiego i życie tutaj jest przyjemniejsze. O wiele bardziej mi się podoba, niż to na Śląsku. Ale przede wszystkim priorytetem jest jednak kariera i na to patrzę na pierwszym miejscu.

Ale organizacyjnie porównując oba kluby dla odmiany to raczej niebo a ziemia?

- Na dzień dzisiejszy to jednak są dwie róże półki. Rzeczywiście nie da się tego porównywać. Są to dwa zupełnie odmienne światy, ale ja jestem dobrej myśli. Wierzę, że krok po kroczku w Gdańsku budowana będzie ta zapowiadana, wielka siatkówka - zarówno pod względem organizacyjnym, jak i sportowym i że nad morzem doczekamy się potęgi siatkarskiej, tak jak było to i jest zakładane.

Dochodziły do mediów głosy, że w trakcie sezonu klub zalegał wam z wypłatami i ponownie pojawiały się pytania o możliwości finansowe Lotosu. Czy dalej są wobec was jakieś zaległości?

- Na tematy finansów jednak nie chciałbym się wypowiadać. O to, proszę pytać prezesów, którzy wiedzą na ten temat więcej.

To jeszcze kwestia pana zdrowia. Nie do końca było wiadomo, co panu dolega, ale nie był pan w stanie kontynuować gry. Dolegliwości uniemożliwiły panu grę przez kilka tygodni. Dopiero teraz, na samą końcówkę wrócił pan do treningów. Czy uraz został już całkowicie wyleczony?

- Na szczęście mój stan zdrowia się polepszył i umożliwił mi treningi na prawie najwyższych obrotach. Mogłem przez to wystąpić w tych ostatnich meczach. Jeszcze nie jest idealnie, ale widać wyraźną poprawę i jestem w stanie już w miarę normalnie trenować.

Ale wiadomo co to było za uraz? Postawiono ostatecznie diagnozę?

- Do samego końca nie było diagnozy, miałem problemy z naczyniami i krążeniem, brałem leki farmakologiczne i to zdaje się pomogło. Mimo, że nie było do końca wiadomo, co to jest, udało się to pokonać i z tego się cieszę. Mam nadzieję, że już nic takiego się nie przeszkodzi mi w odbywaniu treningów.

Źródło artykułu: