Marcin Olczyk: Co zadecydowało o waszym zwycięstwie z Budowlanymi Łódź w ostatniej kolejce ligowej?
Erika Coimbra: To był bardzo trudny mecz. Nasz zespół od początku grał g****. Nie
było na parkiecie drużyny, miałyśmy spore problemy. Nie radziłyśmy sobie z wielkością tutejszej hali i panującym w niej zimnem. Atmosfera na trybunach też nas zaskoczyła. W Atlas Arenie trenowałyśmy tylko rano przed meczem. Wszystko to złożyło się na kiepskie otwarcie w naszym wykonaniu. Później jeszcze w czwartej partii miałyśmy fatalne momenty, ale wtedy udało nam się szybko zareagować i wygrać. Najważniejsze, że zdobyłyśmy trzy punkty. Dzięki temu mamy szansę z dobrej pozycji rozpocząć play-offy.
Spodziewała się pani takiego oporu ze strony niżej notowanych Budowlanych?
- Tak, oczywiście. Łodzianki to bardzo dobry zespół. Do tego w meczu z nami "siedziała" im zagrywka. Rywalki dobrze celowały nasze zawodniczki, również mnie, i mocno utrudniały nam przyjęcie. Na szczęście udało się przetrwać ich napór i ostatecznie zwyciężyć.
Czy na tym etapie sezonu skupiacie się na walce o jak najwyższe miejsce w tabeli, czy myślami jesteście już raczej przy play-offach?
- Na pewno w naszych głowach jest już faza pucharowa, skoro udało nam się do niej zakwalifikować, ale chcemy też wygrać następne spotkanie. Wiemy, że zwycięstwo może dać nam znacznie lepszą sytuację w rundzie play-off i w efekcie więcej okazji do gry przed własną publicznością. Ważne jest dla nas, żeby mieć po swojej stronie wsparcie trybun.
Czy czuła pani wsparcie kibiców z Sopotu w Łodzi?
- Pewnie! Wszędzie, gdzie za nami jadą, słychać ich bardzo dobrze. To mój pierwszy rok w Polsce i bardzo podoba mi się tutejsza atmosfera. Osobiście świetnie się dogaduję z naszymi kibicami. Jesteśmy w bardzo dobrych stosunkach.
Cieszy się pani z przybycia do naszego kraju?
- Oczywiście, że tak. Staram się jak najlepiej wykonywać moją pracę. Zdarzają się też chwile na relaks. Początki na pewno były trudne, ale zaczynam czuć się tu już jak w domu.
Siatkówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Dla wszystkich fanów volleya i nie tylko! Kliknij i polub nas. Wolisz ćwierkać? Na Twitterze też jesteśmy!
Czego się pani spodziewała przyjeżdżając do Polski?
- Szczerze mówiąc wybrałam ofertę Atomu z myślą o współpracy z Włochem Allessandro Chiappinim. Kiedy tu przychodziłam wydawało się, że on prowadzić będzie zespół w kolejnym sezonie. Po jakimś czasie okazało się jednak, że wybrał ofertę z Baku i praktycznie się z nim minęłam. Nie miałam jednak problemu z tym, żeby zostać w Sopocie. Wiedziałam, że zespół ma znakomitych, kochających siatkówkę kibiców i, że atmosfera na meczach przypomina tu to, co się dzieje w Brazylii. Myślałam więc przede wszystkim o tym. Lubię podróżować i cieszyłam się na nowe doświadczenia. Miałam też świadomość, że liga jest silna i tutejsze zespoły mają w swoich składach wiele wartościowych zawodniczek. Ciężko mi było głównie z powodu pogody i zimna jakie mnie tu zastało. Miałam też problem z Matlakiem. Współpraca z nim była bardzo trudna. Najgorszym dla mnie okresem w Polsce był właśnie czas, gdy on prowadził zespół. Po tamtych przeżyciach wszystko, co wydarzyło się później wydawało się być banalnie proste.
Pani transfer był w Polsce okrzyknięty mianem sensacji. Czuje się pani gwiazdą Orlen Ligi?
- Nigdy nie myślę w takich kategoriach. Zdaję sobie sprawę, że jestem najlepiej punktującą zawodniczką w historii brazylijskiej ekstraklasy, dobrze mi szło też we Włoszech, ale nie myślę o takich kwestiach. Moją misją jest pomóc drużynie. Skupiam się na grze. Muszę skupiać się na ataku, przyjęciu, zagrywce, bloku czy ogólnie orientacji na boisku i tylko te rzeczy zaprzątają moje myśli. Nie mam aspiracji bycia najlepszą, ale będę bardzo szczęśliwa jeśli mój zespół zajmie pierwsze miejsce.
Jak rozumie się pani z koleżankami na parkiecie?
- Z początku na pewno było ciężko, bo większość dziewczyn to Polki, a ja jestem Brazylijką, temperamentną, gorącą w środku, więc kontakt na starcie był utrudniony. Z dnia nadzień szło nam jednak coraz lepiej. Myślę, że zaprzyjaźniłyśmy się ze sobą. Spędzamy wspólnie wolny czas. Wychodzimy na miasto, chodzimy na sushi, trzymamy się w grupie. Mamy podobne charaktery. Oczywiście czasem różnie bywa. W zespole jest 14 dziewczyn. Faceci na pewno zdają sobie sprawę z tego, że nie może być łatwo pracować z taką zgrają kobiet (śmiech). Każda z nas ma swoje problemy, humory i tym podobne. Stanowimy jednak fajną grupę. Szanujemy się nawzajem. Ja akurat jestem bliżej z Mariolą Zenik, Dorotą Wilk, także Rachel Rourke. Często razem się trzymamy. Dla mnie, jako latynoski to bardzo ważne, bo potrzebuję ciągłego kontaktu z innymi ludźmi.
Próbuje pani uczyć się języka polskiego?
- Wydaje mi się, że polski to zdecydowanie najtrudniejszy język na świecie! Jeżdżąc przez 10 lat regularnie z reprezentacją Brazylii do Japonii po pewnym czasie byłam w stanie coś zrozumieć. Z waszym językiem tak łatwo raczej nie będzie. Tutaj nawet najprostsze rzeczy mają strasznie długie nazwy. Oczywiście kilka słówek jak "cześć" czy "dziękuję" udało mi się nauczyć. Znam też "proszę", "jeden, dwa, trzy, cztery, pięć", więc nie jest chyba aż tak źle (śmiech).
Jakie postawiła sobie pani cele przed tym sezonem?
- Przede wszystkim chciałabym zagrać w finale ligi. Najważniejszy jest jednak najbliższy mecz. Chcę grać jak najlepiej i pomóc drużynie w osiągnięciu dobrego wyniku.
Mogę też powiedzieć, że myślę o pozostaniu w Polsce na kolejny rok. Idzie nam całkiem dobrze, więc mam nadzieję, że po sezonie usiądziemy do rozmów na temat przyszłości.
Który przeciwnik będzie waszym najgroźniejszym rywalem w walce o mistrzostwo Polski?
- Tauron MKS Dąbrowa Górnicza. Muszynianka też będzie trudna do pokonania, ale to zespół z Dąbrowy dysponuje najsilniejszą dwunastką i nawet wymieniając cały skład, wciąż ma na parkiecie sześć świetnych zawodniczek.
http://www.sportsboard.pl/showthread.php/38291-transparentnośc-pzps-i-przedpełskiego
i sąsiedni wątek
http://www.sportsboard.pl/showthread.php/37989-Bie Czytaj całość