Niegdysiejszy postrach biało-czerwonych na pewno nie budzi już lęku u polskich zawodników. Wieloletni lider siatkarskiej kadry Serbii po skończeniu kariery reprezentacyjnej teoretycznie powinien mieć znacznie mniej okazji do rywalizacji z naszymi rodakami. Póki co jednak jest wręcz odwrotnie. Turecki zespół serbskiego asa najpierw podczas wakacji wziął udział w rzeszowskim Memoriale im. Jana Strzelczyka, sprawdzając swoje siły w starciach z Asseco Resovią i Jastrzębskim Węglem, a teraz w jednej grupie Ligi Mistrzów rywalizuje z bełchatowską PGE Skrą. Kto by jeszcze kilka lat temu pomyślał, że mistrz olimpijski z 2000 roku i medalista niemal każdych możliwych imprez siatkarskich będzie musiał cierpliwie znosić gładkie porażki z ekipami znad Wisły…
Nie znaczy to jednak, że 33-letni Ivan Miljković przestał być groźny dla rywali. W przegranym 0:3 meczu pierwszej kolejki Champions League był najlepiej punktującym zawodnikiem spotkania, choć oczywiście 33-procentowa skuteczność nie zwala z nóg. Bełchatowianie zdobyli na nim cztery punkty blokiem, a sporo ataków potrafili wybronić. Znakiem czasu może być fakt, że serbski gwiazdor nie jest już raczej w stanie wygrywać w pojedynkę meczów o najwyższą stawkę, co w przeszłości miało miejsce nie raz. Poniżej pewnego poziomu Ivan wciąż jednak nie schodzi.
Atakujący Fenerbahce Grundig Stambuł, mimo że na parkietach błyszczy już nieco mniej, a w meczu ze Skrą z boku czasem wyglądał nawet jak starszy, zmęczony człowiek o lekko posiwiałej czuprynie, wciąż jest w świetnej formie poza boiskiem. Niezrażony wysoką porażką z wicemistrzem Polski Miljković po końcowym gwizdku cierpliwie odpowiadał na pytania dziennikarzy i rozdał dziesiątki autografów rozentuzjazmowanej widowni. Zresztą w łódzkiej Atlas Arenie Serb poszedł nawet krok dalej. Po krótkiej, sympatycznej rozmowie z oddaną polską fanką Ivana i Fenerbahce (dziewczyna miała ze sobą nawet flagę tureckiego klubu) siatkarz podarował jej swoją koszulkę meczową, na której przy okazji złożył zamaszysty podpis!
Zawodnik Fenerbahce w karierze sportowej osiągnął niemal wszystko. Nie przypadkiem uznawany jest za jednego z najlepszych atakujących na świecie. Nie zapomina jednak o zwyczajnych śmiertelnikach, dla których często największym marzeniem jest zdjęcie ze swoim idolem lub osobiście zdobyty autograf. Serb swoim pomeczowym zachowaniem w Łodzi urzekł pewnie nie tylko autora niniejszej tekstu. Niby prosty, niewiele znaczący gest, a jednak Miljković w jednej chwili przestał być dla mnie znienawidzonym wrogiem, przez którego nie raz musiałem przełknąć gorycz porażki moich ukochanych biało-czerwonych, a stał się siatkarskim herosem. To właśnie takich sportowców kibice najbardziej kochają i wspominają latami. Były zawodnik między innymi Lube Banca Macerata starości nie oszuka, ale w pamięci wielu fanów pozostanie wielki na zawsze, nie tylko przez wzgląd na swoje sportowe osiągnięcia. Wie coś o tym na pewno szczęśliwa posiadaczka jego trykotu z ostatniego meczu. A sam Miljković? Weteran światowych parkietów nie zamierza jeszcze składać broni. Pytany po meczu ze Skrą, czy wierzy w awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów, zapewnia: - Gdyby tak nie było, po prostu dałbym sobie spokój z siatkówką. Wygląda więc na to, że w Stambule bełchatowianie z utytułowanym Serbem jeszcze się namęczą…
Marcin Olczyk