Wszystko, co dobre, dobrze się kończy - II cz. rozmowy z Małgorzatą Lis, zawodniczką Tauronu MKS Dąbrowa Górnicza

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po długich i owocnych sześciu latach pobytu w Dąbrowie Górniczej uznana środkowa przenosi się do nowego klubu. W rozmowie z naszym portalem zawodniczka wspominała najpiękniejsze dla niej chwile związane z grą w zagłębiowskim MKS-ie.

[list]Michał Kaczmarczyk: Skoro już wiemy, że opuszczasz Zagłębie Dąbrowskie, czy możesz nam powiedzieć coś więcej na temat swojego przyszłości? Chodzi o polski, czy zagraniczny klub? Małgorzata Lis: Mogę zdradzić tylko tyle, że rozważam kilka ofert od polskich klubów i dopóki nie podpiszę nowej umowy, nie mogę powiedzieć nic o swoim przyszłym pracodawcy. To musi być dla Ciebie ciężkie przeżycie, opuszczać drużynę po sześciu latach gry i tylu związanych z tymczasem wydarzeniach i sukcesach. - Już takie jest siatkarskie życie... Uważam, że i tak było mi dane być bardzo długo w tym klubie, za co jestem wszystkim bardzo wdzięczna. Przeżyłam tutaj sześć wspaniałych lat i nie żałuję żadne chwili spędzonej w klubie i mieście. Zawsze będzie mi się tutaj dobrze wracało, w końcu zostawiam tutaj sporo moich przyjaciół, znajomych i sąsiadów.  [/list]

    Po tylu latach gry dla MKS-u Dąbrowa Górnicza z pewnością czujesz szczególną więź z tym miastem.
    Tak, czuję się bardzo związana z Dąbrową Górniczą, właściwie po tylu latach czuję się jak dąbrowianka. Znam tutaj każdy kąt, każdą ulicę i jest mi niesamowicie żal opuszczać to miasto. Wiem jednak, że takie jest życie siatkarki i prędzej czy później wszystko co dobre, dobrze się skończy (uśmiech).
    Który moment związany z grą dla MKS-u jest dla Ciebie najważniejszy? Awans do LSK, udział w Lidze Mistrzyń, pierwszy brązowy medal?
    - Tak ciężko jest mi się ruszyć z Dąbrowy, bo wiąże się z nią tyle cudownych momentów, że trudno to wszystko właściwie określi. Awans do ekstraklasy – niesamowita sprawa, w końcu nie byłyśmy wtedy faworytem, ale odniosłyśmy wielki sukces. W naszym pierwszym sezonie, wtedy jeszcze w Lidze Siatkówki Kobiet, nie byłyśmy zespołem walczącym o utrzymanie, i ostatecznie zajęsliśmy piąte miejsce. To również coś wspaniałego, szczególnie gdy się weźmie pod uwagę, że wtedy w zespole nie było żadnych gwiazd! Zaraz po awansie nie przyszła do nas żadna zawodniczka z najwyższej półki z zadaniem ciągnięcia gry. Opieraliśmy się na pierwszoligowym składzie. W kolejnych sezonach do składu dochodziły klasowe zawodniczki, co podnosiło poziom zespołu i przynosiło mu kolejne sukcesy. Choćby brązowy medal (z sezonu 2009/10 – przyp.red), to było niesamowite uczucie zawiesić taki krążek na szyi. W kolejnym sezonie uplasowałyśmy się na czwartym miejscu, ale mimo to było on dla nas raczej udany. Pokazałyśmy się wtedy na arenie międzynarodowej, dlatego wspominam ten czas pozytywnie. Nie można zapomnieć o tym roku – wygląda na to, że odchodzę z zespołu w dobrym czasie, w glorii i chwale... (śmiech)

[list]W ciągu tego czasu przez zespół przewinęło się sporo różnych zawodniczek. Które z nich wspominasz najlepiej? - Moją najlepszą przyjaciółką jest Joasia Staniucha, z którą mam zawsze kontakt, nawet teraz, gdy urodziła dziecko. Ona wraca do zespołu i cóż, nie pomogę jej teraz w codziennych troskach i na pewno będzie mi jej bardzo brakowało. Poza tym przez te sześć lat przewinęło się całe mnóstwo siatkarek, nie sposób ich wszystkich wymienić. W pamięci utkwił mi ostatni rok, kiedy do drużyny dołączyły niezwykle sympatyczne dziewczyny. Często widuję się z Kasią Zaroślińską, Dorotą Ściurką, Natalią Kurnikowską, Elą Skowrońską i Natalią Nuszel na wspólnej kawie lub kolacji, z nimi stworzyłam taką przyjacielską grupkę i było mi w niej naprawdę przyjemnie. Z kolei na wyjazdach zwykle byłam w autokarze i w pokoju z Madzią Śliwą, z którą bardzo dobrze się rozumiałam. Nie jest to pierwszy sezon, w którym z nią gram i bardzo sobie chwalę tę znajomość. Krysia (Strasz – przyp.red), która była ze mną w klubie od początku; zawsze będzie kojarzyła mi się z Dąbrową Górniczą i moimi początkami w zespole. Będzie mi brakować niesamowicie sympatycznej Charlotte Leys, mojej partnerki treningowej. To naprawdę fajna dziewczyna, jest mocno zaangażowana w grę, w tym względzie naprawdę się dobrałyśmy. Iza Żebrowska to bardzo dobra koleżanka i świetna atakująca, wszyscy widzieliśmy, co wyprawiała w tym sezonie. Mało znam Frauke Dirickx, ale to miła, pracowita i bardzo pomocna dziewczyna. Występowałam na tej samej pozycji z  "Ivi" (Ivana Plchotova – przyp.red), z którą byłam tu dwa sezony i Olą Liniarską, ale nigdy nie było między nami złośliwej rywalizacji; bardzo fajnie się uzupełniałyśmy i obojętnie, która z nas by grała, to zawsze sobie wzajemnie kibicowałyśmy. I oczywiście Kasia Urban, z którą poznałam się bliżej na wyjeździe do Zakopanego. Niemalże ksero Krysi, jeśli chodzi o dobroć i bycie do rany przyłóż... Zapomniałabym! Z dziewczyn, z którymi utrzymuję kontakt, muszę wspomnieć o Magdzie Sadowskiej, która bardzo często przyjeżdża na nasze mecze i dzielnie nam kibicuje. Teraz, gdy to wszystko mówię, boję się, że kogoś pominę, przecież tyle nazbierało się wspomnień... Chyba powinnam napisać książkę o Dąbrowie (uśmiech). To naprawdę imponująca liczba znajomości i przyjaźni! A gdybym zapytał o osoby mniej przez Ciebie lubiane? - Właściwie nigdy nie miałam wrogów w drużynie, nie miałam z nikim na pieńku. Owszem, bywały różnice zdań i wymiany zdań, ale nigdy nie umiała trzymać różnych zatargów w głowie. Zawsze wyjaśniały sobie wszystkie sporne sytuacje; jestem zdania, że należy o wszystkim mówić szczerze i otwarcie. [/list]Przez sześć lat obserwowałaś, mało tego, doświadczałaś rozwoju siatkarskiej ekstraklasy. Jakie są Twoim zdaniem największe różnice między Ligą Siatkówki Kobiet sprzed lat a obecną PlusLigą Kobiet? [list]- Największe zmiany wynikają z tego, że więcej uznanych zawodniczek z zagranicy przyjeżdża grać w naszej lidze, dzięki temu podnosi się poziom. Przez to dla tych, dla których nie ma miejsca w PlusLidze Kobiet, zostaje nieco niższy poziom i przez to I liga staje się mocniejsza. Poziom ligi wzrasta, wystarczy spojrzeć parę lat wstecz: kiedyś liczyły się tylko Muszynianka, BKS, a potem było długo, długo nic. Teraz pojawiło się sporo zespołów, które aspirują do osiągania najwyższych celów, dzięki temu kolejny sezon ligi na pewno będzie jeszcze lepszy i ciekawszy. Już teraz słyszy się o drużynach z połowy tabeli, które już się zbroją na kolejny rok. Zaciąg zagraniczny w tej lidze jest spory i to podnosi jakość rozgrywek, jednak dzieje się to kosztem młodych, obiecujących zawodniczek z Polski... - To jest właśnie minus sprowadzania gwiazd z zagranicy; przez to nie stawia się na nasze zawodniczki. Całe szczęście, że obowiązuje limit zagranicznych siatkarek na parkiecie, bo bez niego mogłoby być różnie... Wszystkie poszłybyśmy śladem połowy Polaków i wyjechały szukać pracy za granicą... (śmiech). Niestety, coś za coś – lepszy poziom kosztem rozwoju młodych, polskich siatkarek. [/list]Wróćmy na moment do minionego sezonu, w którym nie dostawałaś zbyt wielu szans na grę w meczowej szóstce. Nie masz trochę żalu, że w najlepszym dla klubu sezonie pełniłaś tylko rolę rezerwowej? - Nie, absolutnie nie czuję się z tego powodu źle. Gorzej by było, gdyby to był mój pierwszy sezon w tym klubie i grałabym w nim tyle, co w minionych rozgrywkach. Jednak we wcześniejszych sezonach jednak udowodniłam, że potrafię grać i grałam całkiem sporo. W tym roku trochę... odpoczęłam i jestem teraz głodna gry (uśmiech). Kiedy już wchodziłam na parkiet, to zwykle moja dyspozycja zależała od dnia; nie jestem typowym „strażakiem”, który wchodzi z ławki i gasi pożar na boisku. To ciężka rola, jednak czasami udawało mi się ją wypełnić.  Niedawno obchodziłaś urodziny, co pewnie skłoniło Cię do paru refleksji na temat swojej przeszłości i przyszłości. Spoglądając wstecz, jak ocenisz swoją dotychczasową przygodę z siatkówką? - Patrząc na moją całą karierę, mogę powiedzieć, że spotkało mnie dużo dobrego. Oceniam pozytywnie grę w każdym klubie, w jakim było mi dane występować. Przechodziło koło mnie mnóstwo sympatycznych ludzi, którzy stali się dla mnie ważni. Chyba mam to szczęście, że właśnie takich ludzi przyciągam (uśmiech).

Źródło artykułu: