- Znowu coś się zacięło i nie potrafiliśmy odbudować własnej gry po wygraniu dwóch pierwszych partii. Po raz kolejny przegraliśmy prawie wygrany mecz - wyjaśnia Andrzej Wrona, środkowy Delecty Bydgoszcz.
Przebieg gry w pierwszym spotkaniu w Jastrzębiu nie wskazywał jednak, by podopieczni Piotra Makowskiego opadli z sił, co miało miejsce w drugim pojedynku rozegranym w Bydgoszczy.
- Na pewno nie można mówić o brakach kondycyjnych. W tym pojedynku zaważyły dwie piłki. Mogły one zostać wygrane również przez nasz zespół i wynik byłby odwrotny. Niestety przegraliśmy dwie decydujące akcje tie-breaka - mówi z żalem środkowy bydgoskiej ekipy.
Andrzej Wrona ostatnimi czasy wychodził na parkiet w podstawowej szóstce, a co ważniejsze, zbierał znakomite recenzje. Tym razem trener Makowski postawił jednak na Michała Cervena. Wrona pojawił się na parkiecie po raz pierwszy dopiero w trzecim secie.
- Mamy drobne problemy zdrowotne w drużynie. Złapaliśmy jakiegoś wirusa i ja odczułem to najdotkliwiej. Na tyle, na ile byłem w stanie, starałem się pomóc drużynie. Przed spotkaniem zgłosiłem trenerowi, że jeśli będzie mnie potrzebował, jestem do dyspozycji. Reszta to już jego decyzje - zaznacza bydgoszczanin.
Siatkarze Delecty Bydgoszcz przegrywają aktualnie z jastrzębianami w rywalizacji do trzech zwycięstw 1:2 i aby myśleć o półfinale mistrzostw Polski, czwartkowy pojedynek wygrać muszą.
- Do czwartego spotkania przystąpimy z nowymi nadziejami i z jeszcze większą wolą zwycięstwa. Głęboko wierzymy w powrót na decydujący bój do Bydgoszczy - przekonuje Andrzej Wrona.