Ogromna szansa utracona! - relacja ze spotkania PGE Skra Bełchatów - Zenit Kazań

Zdecydowanie nie tak wyobrażali sobie finałowe spotkanie siatkarze bełchatowskiej Skry. Bełchatowianie mieli ogromna szansę na wywalczenie najcenniejszego z klubowych tytułów w Europie, mając trzy piłki mistrzowskie. Ostatecznie szczęście zostało przy Zenicie Kazań, a pojedynek zakończyła kontrowersyjna decyzja arbitra. Żółto-czarnym pozostało tylko uznanie 13 tysięcy widzów i miejsce na drugim stopniu podium.

W Polsce wszyscy oczekiwano na wielki sukces bełchatowskiej Skry. Final Four w Łodzi to już trzecie organizacyjne podejście wielokrotnych mistrzów Polski do zawojowania Europy. W pierwszym - półfinałowym dniu zmagań zdecydowanie korzystniej wypadli Rosjanie, którzy serwisami zniszczyli obrońców tytułu z Włoch.

- Nie chcę mówić, kto wygra, ale jeśli Zenit zagra na takim poziomie, jak dzień wcześniej, to Skra będzie miała ogromne kłopoty - stwierdził przed pojedynkiem Glenn Hoag, kanadyjski trener prowadzący Arkas Izmir. - Nie można wymarzyć sobie lepszej sytuacji na przełamanie. W meczu z Zenitem nie będzie łatwo, jeśli zespół z Kazania zagra tak, jak wczoraj. Będę kibicował Skrze i mam nadzieje, że jej się uda - twierdził z kolei Łukasz Żygadło, rozgrywający Trentino Volley.

Słowa obydwu znawców okazały się prorocze. Zespół z Kazania ani myślał o lekceważeniu rywala i rozpoczął mecz z takim samym animuszem. Nie przeraził ich tumult, który był dziełem 13 tysięcy kibiców gospodarzy. Kolejne bloki na Wlazłym, Kurku i Winiarskim ostudziły głowy siatkarzy Skry, ale nie ich kibiców, którzy cały czas wierzyli w swój zespół. Obraz gry był jednak druzgocący. Po stronie mistrzów Polski żaden element nie funkcjonował tak, jak powinien. Szczególnie widoczne było to w przyjęciu serwisu rywali. Miguel Angel Falasca często nie miał innego wyboru niż grać do swojego kapitana. Jednak na Wlazłego często czekał potrójny blok, co uniemożliwiało zdobycie punktów.

Żadnych zmartwień nie miał za to Władimir Alekno, który patrzył, jak swobodnie poczynaniami swojego zespołu kierował Valerio Vergmilio. Włoch miał ten komfort, że każdy z jego kolegów kończył kolejne ataki. Skra popisała się tylko jednym udanym blokiem. Podłamany Jacek Nawrocki nie mógł zrobić nic innego, jak pogodzić się z wysoką porażką 14:25.

Z nowym setem w gospodarzy weszły nowe siły. Żółto-czarni rozpoczęli od prowadzenia 3:0 po udanych atakach Winiarskiego i Kurka, a także błędzie rywali. Na wspaniałą transformację bełchatowian Rosjanie próbowali odpowiadać atakami Aleksandra Wołkowa ze środka siatki. Nie dawało to wymiernych efektów, bo sprawy w swoje ręce postanowił wziąć Bartosz Kurek. Podstawowy przyjmujący reprezentacji skończył kilka piłek, co dodało pewności siebie całemu zespołowi.

Prawdziwą euforie wywołała akcja przy stanie 10:6. Na zagrywce pojawił się hiszpański rozgrywający Skry. Sędziowie orzekli, że jego zagrywka była autowa. Zespół z Bełchatowa zdecydował się zastosować challenge i był to strzał w dziesiątkę. Powtórka pokazała, że piłka trafiła w końcową linię. Kibice oszaleli. Na fali tego powodzenia gospodarze kontynuowali swój zwycięski marsz, jak czynili to wcześniej zawodnicy z Kazania.

Chwile grozy fani przeżyli przy stanie 18:14. Przechodzącą piłę we wspaniały sposób rozegrał Daniel Pliński, a Michał Winiarski nie skończył ataku na czystej siatce. Kontra Maksima Michajłowa, mimo potrójnego bloku, okazała się zabójcza. Po chwili jednak "Winiar" odkupił swoje winy i to dwukrotnie, najpierw kapitalnie kończąc przy stanie 20:15, a następnie dając piłkę setową po zbiciu z bardzo niedogodnej pozycji (24:15). Wszystko działo się przy znakomitych serwisach Daniela Plińskiego, które siały popłoch pośród rosyjskich przyjmujących.

Cała Skra napędzała się z każdą kolejną akcją, a dodatkowo pomagali jej kibice. Trener Alekna próbował roszad z libero, ale nie przyniosło to zamierzonego skutku. Serwis Wołkowa w siatkę spowodowało, że mecz zaczynał się od nowa. Wynik 25:16 dał wyrównanie w całym pojedynku.

Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, jak ważna będzie kolejna część gry. Zenit potrafił zapomnieć o wcześniejszych niepowodzeniach. Do pierwszej przerwy technicznej oba zespoły grały punkt za punkt, a nieznacznie prowadzili przyjezdni. Tuż po niech do szarży ruszyli żółto-czarni. Skutecznie atakował Wlazły, a Rosjanie popełniali kolejne błędy. Po bloku na Jewgieniju Siwożelcu o przerwę poprosił Alekno. Na tablicy świetlnej pojawił się rezultat 10:8 i nie chciał, aby różnica między drużynami wzrosła tak, jak miało to miejsce w drugim secie.

Ta sztuka się udała. Nieporozumienia, szczególnie w wystawie, doprowadziły do remisu 12:12 i spowodowały, że zespoły powróciły do gry punkt za punkt. Emocji nie brakowało, ale na te największe trzeba było czekać do końcowej części partii. O zwycięstwie przesądziła zagrywka. Przy stanie 19:19 piłkę w aut posłał Aleksi Czeremisin, a tuż po chwili asem popisał się Kurek. Na reakcję Alekny nie trzeba było czekać. Jednak tym razem 30 sekund przerwy nie pomogły jego zespołowi. Po wznowieniu gry kiwka Maksima Michajłowa wróciła w jego głowę. Trzy oczka przewagi były doskonałą zaliczką, której Skra nie wypuściła mimo dwóch świetnych bloków na Winiarskim i Kurku. W decydujących momentach Zenit wyrzucał swoje zagrywki, czym przypieczętował zwycięstwo bełchatowian 25:21.

Spora presja wyniku w czwartym secie i rozochocona publiczność nie sprawiła, że Rosjanom ugięły się nogi. Co prawda przydarzały się fatalne pomyłki takim asom jak Maksim Michajłow i Jurii Bierieżko, ale siatkarze z Kazania cały czas pozostawali w grze. W połączeniu z świadomą swoich umiejętności Skrą udało się stworzyć ciekawe widowisko, po raz kolejny trzymający w napięciu przez całą odsłonę.

Znaczącą różnicą były dopiero dwa oczka przewagi Zenita, kiedy to Mariusz Wlazły zaatakował skutecznie, ale popełnił błąd przejścia linii ataku. Serca kibiców Skry zadrżały, kiedy na zagrywce pojawił się Maksim Michajłow. Ku uciesze rzeszy fanów była to jedna z jego wielu nieudanych prób tego dnia. Chwilę później został zablokowany, co doprowadziło do kolejnego remisu (20:20).

Kiedy na tablicy świetlnej pojawił się rezultat 22:22 nie było już kibica, który siedziałby na swoim miejscu spokojnie i cicho. Znakomita kontra Falaski i Wlazlego tylko pobudziła ich apetyty. Hiszpan chciał zagrać tą akcję po raz drugi, ale wówczas na kapitana Skry czekał dobrze ustawiony blok. Najstarszy zawodnik Skry nie myślał jednak o wyborze innego zawodnika w ataku. To popularny "Szampon" dał bełchatowianom pierwszą piłkę mistrzowską. Nietypowy sposób na wybicie rywala z równowagi wybrał Alekno, biorąc dwa czasy pod rząd. Metody przyniosły efekt. Wlazły zepsuł zagrywkę, a kolejna akcja padła łupem Zenita. Szczęście sprzyjało przyjezdnym. Po przerwie, o którą poprosił Nawrocki, piłkę do gry wprowadzał Nikołaj Apalikow. Mocna zagrywka zatrzymała się na siatce i... wpadła w drugi metr parkietu bronionego przez gospodarzy. Przeciągły gwizdek oznaczał tie-break.
 
Decydujący o losach mistrzowskiego set rozpoczął się w wymarzony sposób dla podopiecznych Jacka Nawrockiego. Po atakach i serwisach Wlazłego a także bloku na skrzydle było już 4:1 dla żółto-czarnych, a Alekno musiał wziąć czas. Kiedy Zenit zbliżył się na tylko jedno oczko (5:4) po bloku na Kurku, trener bełchatowian zdecydował się również wykorzystać przysługujące mu pół minuty. Wyrównanie zapewnił Wołkow i serca wszystkich ponownie napełniły się niepewnością. Podczas zmiany stron nieznacznie lepsza była Skra, której gro punktów pochodziło z autowych bądź posyłanych w siatkę zagrywek.

To nie był wielki występ Michajłowa. Atakujący zespołu z Kazania pomógł Skrze, posyłając piłkę w aut. Zrobiło się 9:7, ale po bloku na Bartoszu Kurku wszystko powróciło do remisowej normy. Hałas na hali przekraczał wszystkie możliwe granice. 13 tysięcy kibiców chciało jak najbardziej pomóc swoim ulubieńcom, jednak musieli zadowolić się jedynie grą punkt za punkt. Taka formuła doprowadziła Skrę jako pierwszą do możliwości zakończenia pojedynku, jednak kapitalne rozegranie Vergmilio na czystą siatkę odebrało tę możliwość.

Włoski rozgrywający pojawił się na zagrywce przy stanie 15:15. Posłał zagrywkę na Pawła Zatorskiego, który odebrał ją dobrze. Falasca wybrał Kurka, ten został zablokowany. W kolejnej akcji doszło do ogromnej kontrowersji, po której wszyscy zawodnicy Skry ruszyli do sędziego, ale nie zmieniło to niczego. Arbiter orzekł, że nie było bloku po ataku Winiarskiego i zakończył pojedynek.

***

W hali zapanował ogromny chaos! Na telebimie w Atlas Arenie została pokazana powtórka, która jednoznacznie pokazała, że ostatnia akcja należała do Skry, a nie Zenitu! Kibice skandują "złodzieje" oraz uniemożliwiają rozpoczęcie ceremonii rozdania nagród. O szczegółach poinformujemy już wkrótce!

PGE Skra Bełchatów - Zenit Kazań 2:3  (15:25, 25:16, 25:22, 24:26, 15:17)
[b]Skra:

[/b]Wlazły, Falasca, Pliński, Możdżonek, Kurek, Winiarski, Zatorski (libero) oraz Woicki.
[b]Zenit:

[/b]Vermiglio, Michaiłow, Wołkow, Apalikow, Bierieżko, Siwożelez, Obmoczajew (libero), Babiczew (libero) oraz Gutsaljuk, Czeremisin, Priddy.

Widzów: 13 000

Z Łodzi, dla SportoweFakty.pl,
Miłosz Marek

Źródło artykułu: