Marek Knopik: Atomowy kicz

Siatkarki Atomu Trefl Sopot w spotkaniu z Dynamem Kazań nie podjęły walki i przegrały z kretesem. To jest sport i porażkę można zrozumieć. Decyzje Alessandro Chiappiniego już niekoniecznie.

Trudno wygrać siatkarskie spotkanie, jeśli w drużynie brakuje odpowiedniego przyjęcia, rozegrania i ataku. Tą tezę próbowały obalić siatkarki Atomu Trefl Sopot podczas ostatniej potyczki w siatkarskiej Lidze Mistrzyń. Niestety, rywalki z Kazania im na to nie pozwoliły.

Winy nie można zwalać na zawodniczki, które grać przecież potrafią, co niejednokrotnie już udowadniały i jeszcze nie raz udowodnią. Przecież to siatkarskie gwiazdy w PlusLidze Kobiet. W tym meczu jednak tego nie uczyniły. Przyczyn takiego obrotu sprawy jest zapewne wiele i my ich znać nie musimy. Za to trener Alessandro Chiappini wtajemniczony być powinien.

Tymczasem włoski szkoleniowiec jeszcze przed spotkaniem strzelił sobie w piętę. Na trybuny wysłał nadzieję polskiej siatkówki na pozycji atakującej - Katarzynę Konieczną, która po niedawno rozegranym spotkaniu ligowym w Bydgoszczy odebrała nagrodę MVP meczu. Zatem w spotkaniu z Dynamem Kazań Chiappini miał do dyspozycji tylko jedną atakującą. Była nią znakomita reprezentantka Niemiec pochodzenia polskiego, Małgorzata Kożuch. Znakomita, ale zmęczona. Aby to wiedzieć, nie trzeba być włoskim fachowcem. Wystarczyło obserwować kobiecy Puchar Świata, co z pewnością uczyniło wielu sympatyków siatkówki w naszym kraju.

Niemka urodzona w Hamburgu nie jest jedyną zawodniczką w ekipie z Sopotu, która może odczuwać udział w turnieju o Puchar Świata. W meczu przeciwko zespołowi z Kazania wystąpiły również dwie Amerykanki oraz kolejna kadrowiczka Niemiec, które wykazywały lekkie objawy niedyspozycji. Do formy Coriny Ssuschke-Voigt można mieć najmniej zastrzeżeń.

Neriman Ozsoy oraz Megan Hodge miały ogromne problemy z przyjęciem zagrywki rywalek i własnym atakiem, a rozegranie Alishii Glass było mało dokładne. Aż prosiło się o wejście na parkiet młodych siatkarek, które swoją młodzieńczą fantazją potrafią czasami odmienić losy spotkania. Nic takiego nie miało jednak miejsca. Pole manewru na rozegraniu było bardzo małe. Wejście na parkiet Izabeli Bełcik, która najlepsze lata ma już chyba za sobą, niewiele zmieniło, zaś Dorota Wilk zajmowała miejsce tuż obok Katarzyny Koniecznej, czyli na trybunach. Ewelina Sieczka była wprawdzie w meczowym składzie, parkietu jednak nie "powąchała".

Nikt na świecie nie lubi przegrywać. Porażki w sporcie jednak istnieją i każdy, kto decyduje się na rywalizację, musi być na nie przygotowany. One często są dźwignią postępu całego zespołu oraz indywidualnych umiejętności zawodniczek. Szkoda tylko, że z tej akurat porażki, jakichkolwiek korzyści nie wyniosą młode polskie siatkarki, które z pewnością nie przegrałyby tego meczu wyżej, niż gwiazdy sprowadzone za duże pieniądze, bo wyżej w siatkówce przegrać się już nie da.

Komentarze (0)