Ilona Kobus: Czego zabrakło w meczu finałowym, by pokonać Amerykanów?
Igor Kolakovic: - Rozegraliśmy bardzo dobry, wyrównany pojedynek. Jedyne, czego zabrakło, to chyba szczęścia. Może też popełniliśmy zbyt dużo błędów własnych. Amerykanie z kolei zagrali niemal koncertowo, a przede wszystkim, utrzymali wysoką koncentrację przez cały pojedynek. Mój zespół walczył bardzo ambitnie, wkładając w każdą akcję sto procent wysiłku i poświęcenia. Mimo porażki w spotkaniu finałowym, jestem bardzo dumny ze swoich zawodników.
Jak pan ocenia tegoroczną edycję Ligi Światowej w wykonaniu Serbii?
- Jeśli mam być szczery, to sami jesteśmy trochę zaskoczeni, że już gramy tak dobrze. Formę, jak wszyscy, szykujemy na Igrzyska Olimpijskie i tam ma nastąpić kulminacja. Liga Światowa była ważnym etapem przygotowań, a przede wszystkim sprawdzeniem najmłodszej grupy zawodników, która powoli przejmuje stery w kadrze Serbii. Od dwóch lat sukcesywnie wprowadzamy młodzież, która już dziś, dość nieoczekiwanie wypiera starych "wyjadaczy". Podczas fazy interkontynentalnej turnieju graliśmy tak sobie i nawet w najśmielszych marzeniach nie przyszło nam do głowy, że zagramy w finale turnieju. Tym bardziej, że nasza gra tuż przed finałem w Rio de Janeiro wcale nie wyglądała tak kolorowo. Popełnialiśmy błędy i mieliśmy przestoje.
Czy wysoka dyspozycja nie przyszła zbyt szybko?
- Patrząc z boku można by się trochę obawiać, że nasza forma przyszła zbyt wcześnie i możemy nie dotrwać w takiej dyspozycji do Igrzysk Olimpijskich. Dla nas jednak najważniejsza jest kondycja psychiczna. Zespół nabrał pewności siebie i zaczyna się cieszyć grą. Tak radosnych swoich siatkarzy, jak w Final Six dawno nie widziałem. I jeśli mam być szczery, ten widok cieszy mnie najbardziej. Po kilku tatach ciężkich zmagań z samymi sobą, wreszcie jesteśmy prawdziwą drużyną.
Jest pan usatysfakcjonowany poziomem Final Six w Rio?
- Prawdę mówiąc, nie. Final Six nie był w tym roku tak zacięty, jak w poprzednich latach i wszystkie zespoły chyba bardziej myślały o olimpiadzie, niż rozgrywkach Ligi Światowej. Brazylia, Rosja czy Polska nie pokazały swoich możliwości i dlatego finał turnieju był tak zaskakujący. Wymienione drużyny trochę mnie rozczarowały, najbardziej chyba Polska, która w meczu przeciwko nam nie podjęła walki. Również Brazylijczycy, którzy zagrali z Rosjanami tak, jakby im nie zależało na brązowym medalu. To nie była ta wielka Brazylia, którą wszyscy znamy.
Jakie zatem rokowania przed turniejem olimpijskim w Pekinie?
- Niezmiennie faworytem igrzysk olimpijskich pozostają Brazylijczycy. To, że przegrali dwa mecze w LŚ nic nie znaczy. Za dwa tygodnie się odbudują i znowu pokażą piękną i skuteczną siatkówkę. W walce o medale powinni się liczyć także Rosjanie i Stany Zjednoczone, które z tej trójki podziwiam najbardziej. Uważam, że warto było pojechać do Rio i pokonać Polaków oraz Rosjan, bo będą oni naszymi rywalami również w Pekinie. Na chwilę obecną mamy nad nimi sporą przewagę psychologiczną.
Z jakimi oczekiwaniami Serbia jedzie do Pekinu?
- Plan minimum to półfinał. Jeżeli osiągniemy cel i awansujemy do najlepszej czwórki, to uważam, że zagramy o złoto z Brazylią. W walce o medale będą się liczyć także Rosja, USA i może Bułgaria. Do Final Six byłem przekonany, że również Polska. Teraz, mówiąc prawdę, nie sądzę, żeby Polska pełniła znaczącą rolę w turnieju olimpijskim. Gdyby tak miało być, w Rio prezentowalibyście się znacznie lepiej. Na pewno Polacy są w stanie poprawić kilka szczegółów technicznych, ale dyspozycja fizyczna rodzi się bardzo powoli. Przede wszystkim jednak zdecydowanie nie ma w was radości, która jest niezbędna, by odnosić sukcesy. Z drugiej strony jednak Igrzyska Olimpijskie wyzwalają w graczach dodatkową motywację i koncentrację. Być może więc, podobnie jak w Japonii, Polacy wzniosą się na wyżyny i zaskoczą wszystkich.