Marek Knopik: Jak oceniłbyś właśnie zakończony przez Jastrzębski Węgiel sezon?
Grzegorz Łomacz: Z pewnością był to sezon bardzo ciężki dla nas. Podzieliłbym go na dwie części. Pierwszą zupełnie przespaliśmy i graliśmy po prostu źle. W drugiej nasza dyspozycja była wyraźnie lepsza, czego dowodem jest historyczny awans do Final Four Ligi Mistrzów. W europejskich pucharach potrafiliśmy jeszcze nadrobić straty z początkowej fazy rozgrywek, w PlusLidze niestety ta sztuka nam się nie udała.
W pierwszej części sezonu prowadził was Igor Prielożny, w drugiej Lorenzo Bernardi. Czy to miało wpływ na waszą postawę?
- Na pewno po przyjściu do klubu Lorenzo Bernardiego dużo się zmieniło. On wniósł sporo dobrego i to z pewnością nam pomogło w dalszej rywalizacji.
Czy mieliście w tym sezonie moment zwątpienia we własne umiejętności?
- Koncentrowaliśmy się cały czas na kolejnym spotkaniu i nigdy nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że jesteśmy słabi i nic już nie zdziałamy. Byliśmy sfrustrowani własną postawą, ale walczyliśmy do końca. Nagrodę za determinację otrzymaliśmy w postaci wyjazdu do Bolzano.
Czy wasz, nazwijmy go pech, nie rozpoczął się już od nieszczęśliwej podwójnej zmiany Igora Prielożnego podczas pierwszego meczu sezonu w Warszawie przeciwko Politechnice?
- Nie układało nam się już od pierwszego spotkania sezonu i na pewno mieliśmy trochę pecha, szczególnie w początkowej fazie rozgrywek. To jednak nie jest wytłumaczenie i w głównej mierze sami sobie jesteśmy winni. Jeśli zaś chodzi o tą podwójną zmianę, to nie do mnie należy komentowanie decyzji trenera. Ja jestem od grania.
Sporo krytyki spadło na cały zespół Jastrzębskiego Węgla, w tym również na twoją osobę. Grałeś w kadrze i późno dołączyłeś do reszty zespołu. Miało to wpływ na twoją postawę?
- Tak to już jest w Polsce. Jest spore zainteresowanie i trzeba się liczyć z krytyką, jeśli nie wszystko układa się zgodnie z oczekiwaniami. Doskonale zdaję sobie sprawę, że mieliśmy sporo słabych występów w tym sezonie jako drużyna, miałem je również ja. Natomiast my musimy być przygotowani na taką krytykę. Udział w mistrzostwach świata i późny powrót do klubu z pewnością miał wpływ na moją postawę, bo przecież pozycja rozgrywającego jest newralgiczna i trzeba sporo czasu, by dobrze zgrać się z partnerami.
Masz jeszcze ważny kontrakt z Jastrzębskim Węglem przez rok i będziesz miał ten sam problem w kolejnym sezonie, bo znów jesteś powołany do kadry, a w ekipie z Jastrzębia zanosi się na sporą rotację zawodników.
- Na ten moment tak to właśnie wygląda, aczkolwiek trzeba zaczekać, jak to wszystko się ułoży. Nie wiem do końca jaką rolę przewiduje dla mnie trener Andrea Anastasi. Również w klubie nie wiadomo do jakich roszad dojdzie. Jest jeszcze sporo czasu, więc nie warto się na zapas martwić.
Zostałeś dostrzeżony przez Castellaniego, jak również przez Anastasiego. To dla ciebie duże wyróżnienie.
- Zgadzam się. To z pewnością duże wyróżnienie dla mnie. Znalazłem uznanie w oczach kolejnego znakomitego szkoleniowca, który poprowadzi reprezentację Polski. To jest bardzo mobilizujące dla mnie i powinno się przyczynić do dalszego mojego rozwoju.
Nikt nie chce tak wcześnie kończyć sezonu, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Masz dużo więcej czasu na regenerację sił przed występami w kadrze.
- To jest na pewno bardzo pozytywny aspekt tego wszystkiego, chociaż szczerze mówiąc, wolałbym się jeszcze trochę pomęczyć i walczyć dalej o wyższą lokatę w PlusLidze.
Skoro jednak masz już wakacje, to jakaś egzotyczna wyprawa, czy raczej wypoczynek w domowym zaciszu?
- Zdecydowanie na miejscu. Muszę trochę dopilnować studiów. Myślę, że temu poświęcę większość wolnego czasu przed zgrupowaniem kadry.
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)