Już w środę o 18 brązowy medalista ubiegłego sezonu Plusligi Kobiet, Tauron MKS Dąbrowa Górnicza, zmierzy się z liderem czeskiej ekstraklasy siatkarskiej Kralovo Pole Brno w 1/16 Pucharu CEV. To okazja do radości dla kibiców zagłębiowskiej siatkówki, jednak niewielu z nich obejrzy swój ulubiony zespół w akcji. Dlaczego? - Z moich informacji wynika, że z meczów w Pucharze CEV nie będzie żadnych transmisji i żadnych zysków. Ładujemy pieniądze w promocję produktu, a śmietankę spijają inni - denerwuje się prezes Karlik.
- Zawsze uważałem, że możliwość pokazania się w Europie to wyróżnienie i powód do dumy. Powoli jednak zmieniam zdanie... - co skłania najważniejszego człowieka w dąbrowskim klubie do takich oświadczeń? Podobnie jak u Konrada Pakosza, wydawanie absurdalnie wysokich kwot na organizację spotkań: - Na przykład taka "przyjemność" jak wyjazd polskiej drużyny na mecz do Baku to wydatek około 60 tysięcy złotych. Spore koszty pochłania też obsługa sędziowska. Już pomijam fakt, że na mecze w Polsce wysyła się arbitrów spod Kamczatki. Sędziowie nie chcą latać tanimi liniami lotniczymi. Zdarza się, że hotel trzeba dla nich zarezerwować już dwa dni przed meczem, a poza tym zapewnić ciekawy program pobytu.
Nawet w elitarnej Lidze Mistrzyń sprawa gratyfikacji finansowych za osiąganie w niej wyniki nie wygląda najlepiej: - W Lidze Mistrzów po wyjściu z grupy zwrócono nam bodaj cztery tysiące euro wpisowego. Dostaliśmy też dodatkowo kilka tysięcy euro z tytułu transmisji telewizyjnych - wyjaśnia Karlik. Jednak w przeciwieństwie do prezesa Pakosza nie nawołuje on do bojkotu europejskich pucharów, a stawia na spokojne podejście do problemu i dialog w władzami europejskiej siatkówki: - Najpierw zaproponowałbym rzeczową rozmowę. Może ktoś się zreflektuje i zacznie nas traktować poważnie?