Dwa dni, dwa tie-break'i i dwaj zwycięzcy. Taki układ jest korzystny zarówno dla MKS-u, jak i Organiki. Drużyny są wyrównane, obie tak samo chcą wywalczyć brązowe medale. Jednak spotkania w Dąbrowie Górniczej były bliźniacze, nie tylko ze względu na pięć setów. W niedzielę gospodyniom zabrakło postawienia kropki nad i, by stan rywalizacji był dla nich bardzo korzystny (2:0).
- To były takie dwa dziwne mecze. W sobotę trochę się nam poszczęściło, drugiego dnia to szczęście było po stronie rywala. Zarówno my, jak i łodzianki gramy już resztkami sił. Jeśli było przyjęcie, to była gra kombinacyjna i mogłyśmy sobie wszystko zagrać. Momentami tego brakowało, a siatkarki z Łodzi przebudzały się i lepiej grały. Trudno powiedzieć, co tak naprawdę zaważyło na naszej przegranej. To spotkanie było dziwne, nierówne, raz nasze przeciwniczki grały lepiej, raz my - podsumowała Małgorzata Lis.
W niedzielę dwie pierwsze partie padły łupem podopiecznych Wiesława Popika, które na parkiet wyszły wyraźnie podrażnione minimalną porażką w pierwszym meczu. - Przegrałyśmy pierwsze dwa sety, ale nie sądzę, żeby było one w naszym wykonaniu słabe. Łodzianki wyszły na to spotkanie zmobilizowane z powodu sobotniej porażki i musiały postawić wszystko na jedną kartę. Myślę, że na początku brakowało nam koncentracji, ale później już było coraz lepiej. Niewiele zabrakło - świadomie przyznała Lis. - Sądzę, że damy radę zdobyć medal, niestety, nie na swoim terenie - dodała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Wszystkie zawodniczki oraz trenerzy zgodnie przyznają, że rywalizacja o trzecie miejsce w rozgrywkach toczy się pod znakiem braku sił, więc mecze stoją na dość niskim poziomie jak na walkę o medal. Dla obu ekip korzystne byłoby zakończenie jej w trzech meczach, ale jest to już niemożliwe. - Taki mamy teraz plan, aby zakończyć tę rywalizację w czterech spotkaniach - zapowiedziała Małgorzata Lis.
Następne spotkania odbędą się w Łodzi w 19 (środa) i 20 maja (czwartek). Początek obu o godzinie 19.