W piątek bydgoszczanie definitywnie zaprzepaścili szansę na awans do europejskich pucharów. Podopieczni Waldemara Wspaniałego dwukrotnie ulegli Domexowi Tytan AZS Częstochowa i w rezultacie zajęli dopiero szóste miejsce i marzenia o grze na arenie międzynarodowej włodarze Delecty muszą odłożyć przynajmniej o rok. - Ciężko mi jest określić, czego zabrakło, bo nie miałem jeszcze możliwości obejrzenia statystyk. Na pewno w pierwszym secie graliśmy bardzo dobrze zagrywką i gdybyśmy grali tak w dalszym ciągu, to z pewnością wynik byłby inny - uważa przyjmujący zespołu, Stanisław Pieczonka.
Delecta do Częstochowy przyjeżdżała z jednym zwycięstwem na koncie po pierwszym wygranym spotkaniu na własnym parkiecie. Częstochowianie potrafili się jednak zrewanżować i na własnym parkiecie dwukrotnie przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść i dzięki temu odwrócili losy rywalizacji toczonej o jakże cenną piątą lokatę. - Wiedzieliśmy, że częstochowianie będą grali zupełnie inaczej u siebie, bo znają tą salę. U nas zabrakło im troszeczkę zagrywki, która jest na pewno ich atutem. Słabo grali w tym elemencie i dlatego mecz w Bydgoszczy wyglądał troszeczkę inaczej. Tutaj zagrywali znacznie lepiej, dobrze zagrali taktycznie zagrywką i to było chyba kluczem do sukcesu - podkreślał Pieczonka.
Nie ulega wątpliwości, że bydgoszczanie rozczarowali swoją postawą w tym sezonie. Bydgoscy działacze zbudowali bowiem zespół z myślą nawet o włączeniu się do walki o medale, a tymczasem Delecta nie wywalczyła nawet przepustki do gry w europejskich pucharach. Nieco z innej perspektywy na całą sytuację nauczony własnym doświadczeniem patrzy Pieczonka. - Na pewno jest progres w stosunku do zeszłego sezonu i z tego trzeba się cieszyć. Na pewno nie jest to wynik, jakiego wszyscy oczekiwali. Wszyscy, ale nie do końca my, bo sam z doświadczenia wiem, że nie da się zbudować dobrego zespołu w jeden sezon i od razu wygrywać. Żeby stworzyć zespół w pełnym tego słowa znaczeniu potrzeba dwóch, czy trzech sezonów. Ważne, by ten trzon zespołu pozostał, bo jeśli będziemy rotować składem, co roku to nie będzie to szło w parze z wynikami - mówi 30-letni siatkarz.
W przekroju całego sezonu bydgoski klub doświadczył wielu zawirowań. Wielkim skandalem zakończyły się występy w Delectie amerykańskiego libero, Richarda Lambourna, a z różnych względów podopieczni Waldemara Wspaniałego nie mogli również wielokrotnie trenować na własnej hali. Czy zdaniem Pieczonki wszystkie te problemy odbiły się na grze jego zespołu? - Nie do końca, bo takie tłumaczenie jest bez sensu. Wszystko tak na prawdę rozgrywało się w naszych umiejętnościach. Jeśli dochodziliśmy do optymalnej, wysokiej formy, to jak pokazały mecze z Jastrzębiem było nas stać na dobrą grę. Gdybyśmy taką dobrą grę wypracowali na treningach, to z pewnością ten sezon wyglądałby inaczej - kończy Stanisław Pieczonka.