Tradycyjnie już przed meczem w Arenie Gorzów uhonorowano medalistów olimpijskich. Wśród zawodników gości jest nim Grzegorz Łomacz, ale również w sztabie znajduje się osoba związana z polską reprezentacją. Mowa o asystencie trenera, Kamilu Nalepce.
Wyrównany początek nie był jakimś dużym zaskoczeniem. Obie drużyny nie potrafiły jednak zdobyć punktu przy własnym serwisie aż do momentu asa Chizoby Eduardo Nevesa Atu na 3:2. To napędziło Cuprum Stilon Gorzów, który kilka chwil później prowadził 6:2.
Sytuacyjną piłkę pod siatką dobrze wykorzystał Vuk Todorović. To było już za wiele dla Gheorghe Cretu, który poprosił o przerwę. To wystarczyło, by wytrącić z rytmu najlepszego atakującego gospodarzy, bowiem zaserwował w siatkę.
ZOBACZ WIDEO: Afera w polskiej kadrze. Trener z zawodniczką do dziś nie porozmawiali
Drużyna z Gorzowa w kolejnych akcjach utrzymywała prowadzenie. Znakomitym pojedynczym blokiem popisał się Robert Taht, co dawało wynik 11:8, a punkt na 13:10 tym samym elementem zdobyli do spółki Marcin Kania i Neves Atu. Nieco kontrowersji wywołało podwójne odbicie zawodnika miejscowych, którego sędziowie nie zauważyli, mimo oglądanej wideopowtórki.
Stilon nie zatrzymywał się i dobrze punktował błędy rywali. Ci odpowiadali niezłymi i mocnymi atakami ze skrzydeł, lecz kilka z tych akcji skończyło się na bloku. PGE GiEK Skra Bełchatów nie zdołała odrobić strat. Seta skończył Neves Atu, oczywiście blokiem.
Drugą partię nieco lepiej rozpoczęli przyjezdni. Tym razem to oni byli groźni w bloku, a obrony gorzowian wykorzystywali przeciw nim, czym zbudowali sobie przewagę 6:2. Miejscowi rzucili się do odrabiania strat, a dokładnie zrobił to Taht, który najpierw dobrze skończył atak, a następnie zdobył asa serwisowego. Kolejne wymiany nie były już jednak tak szczęśliwe dla ekipy Andrzeja Kowala i to drużyna z Bełchatowa jako pierwsza osiągnęła pułap 10 "oczek" w drugim secie, mając o cztery punkty więcej od przeciwnika.
Ta różnica jeszcze się powiększyła, ale wtedy Stilon ruszył po odwet i zmniejszył dystans do dwóch punktów. Po asie Nevesa Atu było 11:13. Nie udało się jednak pójść za ciosem i przechylić szali na swoją stronę. Miejscowi walczyli dzielnie, lecz przegrali 20:25.
W kolejnej odsłonie tego pojedynku znów mieliśmy dość równy bój, choć z małym wskazaniem na drużynę gorzowską. Gdy na serwisie znalazł się Chizoba Eduardo Neves Atu, to gospodarze odskoczyli na cztery punkty. Trwało to przez pewien czas, aż nie doszło do remisu 13:13.
Wówczas inicjatywę przejęli przyjezdni. Z obu stron mieliśmy ładne akcje, mocne zagrywki, ale także pojedyncze błędy. Lepiej na parkiecie odnaleźli się bełchatowianie, którzy zwyciężyli 25:20 i tym samym objęli prowadzenie w tym meczu 2:1.
Kto myślał, że multimedaliści PlusLigi wjechali na autostradę po zwycięstwo w tym spotkaniu, ten mocno się przeliczył. Gorzowianie nie zamierzali się położyć i walczyli o tie-breaka. Po początkowym prowadzeniu miejscowych znów do głosu doszli gracze Skry. Każdy punkt okupili jednak sporym wysiłkiem.
Coś się zacięło, gdy na koncie gości było 18 "oczek". Odrobina problemów z komunikacją oraz przyjęciem i ekipa z Gorzowa doprowadziła do remisu. Po długiej wymianie i kilku wręcz niewiarygodnych obronach ostatecznie skończyło się atakiem w aut. W tym fragmencie spotkania zespół PGE GiEK zaczął odrzucać zagrywką, co dało mu prowadzenie 21:19.
Do takiego stanu rzeczy przyczyniły się również silne, precyzyjne ataki. Kibice próbowali ponieść dopingiem gorzowską drużynę, ale trzeba było uznać wyższość przeciwnika, który triumfował 25:23, a w całym meczu 3:1.
W tym roku Cuprum Stilon Gorzów zagra jeszcze w Suwałkach z tamtejszym Ślepsk Malow. Ten mecz zaplanowano na 29 grudnia. Tego samego dnia odbędzie się wyjazdowy pojedynek PGE GiEK Skry Bełchatów z Treflem Gdańsk.
Cuprum Stilon Gorzów - PGE GiEK Skra Bełchatów 1:3 (25:19, 20:25, 20:25, 23:25)
Stilon: Kwasowski, Strulak, Neves Atu, Taht, Kania, Todorović, Granieczny (libero) oraz Lorenc, Desmet, Stępień, Ferens.
Skra: Stern, Szalacha, Łomacz, Esmaeilnezhad, Kujundzić, Wiśniewski, Buszek (libero) oraz Perić, Nowak W., Lemański.
MVP: Michał Szalacha