Piękne chwile na igrzyskach. Kibice kochają takie historie

PAP / PAP/Jacek Piski / Na zdjęciu: atak Martyny Łukasik
PAP / PAP/Jacek Piski / Na zdjęciu: atak Martyny Łukasik

Jedną z niepisanych zasad sportu jest, że nie ma w nim nic za darmo. Choć Polki mierzyły się z turniejowym outsiderem, wciąż musiały wyjść na parkiet i wywalczyć swoje. To udało im się bez większych problemów.

- W turnieju olimpijskim bierze udział dziesięć najwyżej sklasyfikowanych w rankingu FIVB reprezentacji oraz... Francja i Kenia - mówili kilka godzin przed meczem w studiu TVP Sport Marcin Rams i były zawodnik Zbigniew Bartman.

Nie zamierzali owijać w bawełnę i wprost przyznali, że reprezentacja Kenii jest outsiderem. Z polskiego punktu widzenia zwycięstwo w takim spotkaniu było obowiązkiem. W dodatku należało to zrobić w efektownym stylu, aby dobrze nastroić się przed znacznie ważniejszymi spotkaniami.

Pod pewnymi względami spotkanie z Kenią mogło być jednak problematyczne. Przede wszystkim Polki trafiły do grupy, w której znalazły się zespoły z czterech różnych kontynentów. Każdy zespół jest inny, wobec czego szybko trzeba było adaptować się do aktualnych warunków.

Ponadto gra z niżej notowanymi rywalami może powodować rozluźnienie. Do tego Biało-Czerwone w ostatnich dwudziestu latach zmierzyły się z tym przeciwnikiem tylko trzy razy. Co więcej, na mistrzostwach świata w 2006 roku straciły nawet seta.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Kontuzja Fornala problemem dla polskiej kadry? "Ma kto go zastąpić"

Trybuny z reguły kochają outsiderów i tak też było w Paryżu. Każdy punkt zdobyty przez Kenijki powodował szaleństwo na trybunach i sporą wrzawę. Afrykanki, które nie miały kompletnie nic do stracenia, zaczęły całkiem przyzwoicie i prowadziły 3:1. Można było przetrzeć oczy ze zdumienia.

Szybko jednak sytuacja wróciła "do normy" i podopieczne Stefano Lavariniego zaczęły budować swoją przewagę. Szkoleniowiec miał okazję spróbować nowych rozwiązań. Dał też pograć zawodniczkom, które rzadziej pojawiają się na parkiecie.

Tym, co rzuciło się w oczy, był brak agresji w bloku. Wykorzystywała to Pamella Adhiambo Owino, która już w drugim secie miała dwucyfrową zdobycz i legitymowała się niezłą skutecznością w ataku.

Przewaga Biało-Czerwonych była niepodważalna i Polki kontrolowały przebieg spotkania. Rywalki pochwalić można jednak za ich ogromną ambicję. Dla nich występ na igrzyskach to ogromne wyróżnienie i często największy sukces w dotychczasowej karierze. Miały swoje momenty radości, których nikt im nie zabierze.

Spodziewanej demolki nie było, ale mamy spokojne zwycięstwo bez straty seta i pozycję lidera tabeli grupy B - przynajmniej do czwartkowego meczu Brazylii z Japonią. Mamy też powody do zadowolenia. Trener Lavarini mógł nieco poeksperymentować, w ataku błysnęły m.in. Magdalena Stysiak i Natalia Mędrzyk. Na parkiecie pojawił się praktycznie cały skład. I - co może najważniejsze - obyło się bez kontuzji.

Poważne granie jeszcze przed Polkami. Zmierzą się jeszcze z Brazylią, po czym nastąpi faza finałowa. Tam marginesu błędu jak w meczu z Kenią już nie będzie.

A propos Kenijek - mogły zejść z parkietu z podniesionymi głowami. Przyleciały do Paryża w roli zespołu "do bicia", a momentami zostawiały po sobie naprawdę niezłe wrażenie. Takie historie są esencją igrzysk olimpijskich i czymś, co kibice niemalże kochają. Ambicja i wola walki Kenijek z pewnością zostaną zapamiętane.

Czytaj także:
Trzy miesiące temu przeszła operację. Teraz występuje w igrzyskach. "Czułam, jak uciekały mi kolejne tygodnie"
Wykręciła kosmiczny wynik. Wcześniej dokonała tego Polka

Źródło artykułu: WP SportoweFakty