- Moim zdaniem to ona była najistotniejsza - mówił włoski szkoleniowiec po wygranej swojej drużyny 3:1. Wygranej, która powoduje, że przed ostatnim meczem rozgrywanego w Łodzi turnieju kwalifikacyjnego do IO 2024 Polki mają wszystko w swoich rękach. Jeśli w swoim ostatnim spotkaniu pokonają Włoszki w jakimkolwiek stosunku, już w niedzielę zdobędą przepustki do Paryża.
- Dziewczyny miały odwagę, żeby robić to, co powinny: serwować agresywnie, wykonywać pewne konkretne rodzaje ataków, wybierać odpowiednie kierunku, podejmować ryzyko. Ten fakt był bez wątpienia kluczowy - zaznaczał po sobotnim spotkaniu Lavarini.
- Pewnie nie zdajecie sobie sprawy, jak trudno jest zdobywać punkty w ataku grając przeciwko drużynie Stanów Zjednoczonych - dodał. - Trener reprezentacji Korei Południowej Cesar Hernandez (asystent Lavariniego w czasie, gdy to Włoch był selekcjonerem koreańskiej kadry - przyp. WP SportoweFakty) przeanalizował to i w jego analizie rzuciło mi się w oczy, że każdy zespół, który grał w Łodzi z USA, słabo spisywał się w ataku. Wszystkie zespoły, we wszystkich setach.
Tymczasem Polki potrafiły dorównać w tym elemencie Amerykankom. Skończyły mecz z odrobinę lepszą skutecznością w ataku, niż ich rywalki (43 procent przy 42 procentach ekipy Stanów Zjednoczonych), mimo wyraźnie słabszego przyjęcia zagrywki (35 procent pozytywnego przyjęcia Polek, 55 Amerykanek).
- W tym spotkaniu atak był decydującym elementem. Jeśli byłoby nim przyjęcie, to spotkanie skończyłoby się szybko. Musimy się poprawić w odbiorze, ale tym razem mimo słabszego przyjęcia byliśmy w stanie znajdować rozwiązania w ataku - cieszył się Lavarini.
Największe problemy z kończeniem swoich ataków Polki miał w drugim secie (32 procent skuteczności), jedynym, którego przegrały (16:25). Trener Polek wyjaśnił, że powodem była bardzo dobra postawa Amerykanek w tej partii, szczególnie w zagrywce.
- To była reprezentacja USA w znakomitym wydaniu. Rywalki serwowały jak szalone, przez co nie mieliśmy możliwości, żeby grać szybko w ataku i nieustannie mierzyliśmy się ze szczelnym amerykańskim blokiem i dobrze ustawioną obroną. Musieliśmy to przetrwać, nie stracić pewności siebie, i starać się dalej robić to, co w pierwszym secie. To, o czym wiedzieliśmy, że będzie naszym sposobem na odniesienie sukcesu.
Na pytanie o zagrywkę Polek, która przez długie fragmenty meczu nie robiła na Amerykankach wrażenia i dopiero w trzeciej partii zaczęła im regularnie sprawiać kłopoty, selekcjoner naszej kadry zaczął od słów uznania dla odpowiedzialnych za odbiór serwisów siatkarek zespołu USA. - W tej ekipie grają jedne z najlepiej przyjmujących zawodniczek na świecie, zagrywek nie przyjmują tam ja, ty i on - zaznaczył Lavarini, pokazując na rozmawiających z nim dziennikarzy.
Zaraz potem dodał: - Nie zaczęliśmy serwisem agresywnie, ale później się poprawiliśmy i wywieraliśmy w tym elemencie większą presję. Czasami brakowało nam odwagi, by grać agresywniej i z akceptacją faktu, że mimo wszystko może to nie dać sukcesu. A na tym poziomie, jeśli chcesz osiągnąć sukces, musisz wyłożyć na stół wszystkie swoje karty. I zaakceptować, że czasami wszystko co masz to za mało do tego sukcesu. I tyle. Kolejnego dnia próbujesz znowu.
ZOBACZ WIDEO: Pod Siatką. Szaleństwo na lotnisku, spotkanie z premierem. Zobacz kulisy powrotu siatkarzy
W trakcie spotkania Lavarini szukał najlepszego tego dnia zestawienia przyjmujących. W pierwszym składzie zaczęły Martyna Łukasik i Martyna Czyrniańska, potem Czyrniańską zastąpiła Olivia Różański. Następnie Czyrniańska wróciła na plac gry, ale w miejsce Łukasik, a finalnie duet przyjmujących na wagę zwycięstwa nad USA stworzyły Łukasik i Różański.
Czy dokonując w tym spotkaniu zmian selekcjoner Polek opierał się bardziej na analizie meczu, czy może raczej na swoim trenerskim instynkcie? - Ciekawe pytanie - zaczął swoją odpowiedź. - Na wszystkim po trochu. Na analizie, moich odczuciach, statystykach, na wiedzy o charakterystyce przeciwników, na moim sztabie - czasem jakąś zmianę podsuwa mi ktoś z ławki, czasem statystyk, który siedzi 50 metrów ode mnie. No i trochę też na więzi z zawodniczkami, którą budujemy w ciągu spędzonych razem miesięcy. Koniec końców muszę wyważyć te wszystkie rzeczy i podjąć decyzję.
- Tym, co motywowało wybory wśród przyjmujących była gra w ataku, to czy zdobywamy punkty ze skrzydeł, czy nie. W momentach, w których czułem, że będziemy w stanie grać skuteczniej z innymi zawodniczkami na boisku, robiłem zmiany - dodał Lavarini.
Jak zwykle, Włoch stronił od oceny indywidualnej postawy swoich siatkarek. - Po meczach pytacie mnie o poszczególne zawodniczki, a ja odpowiadam, że indywidualne występy się dla mnie nie liczą. Wszystkie dobre rzeczy, które zrobił ten zespół, zrobił myśląc zespołowo. Dlatego zawsze będę walczył z tą mentalnością, która w sporcie zespołowym skupia się na indywidualnych występach.
- Wiedzieliśmy, że szansę na awans na igrzyska będziemy mieli jedynie wtedy, gdy zagramy dwa świetne mecze. Dziś się to nam udało. Jednak pokonanie USA to niestety wciąż za mało do awansu - zaznaczył selekcjoner polskiej reprezentacji. - Mamy nadzieję, że do kolejnego spotkania przystąpimy z równie dużą energią i wysoką koncentracją.
O Włoszkach, z którymi Biało-Czerwone zagrają w niedzielę mecz decydujący o awansie na IO 2024, Lavarini mówi: - Bardzo, bardzo trudny przeciwnik.
Po dużym osiągnięciu, jakim jest pokonanie USA, a przed kolejnym, niezwykle ważnym starciem, szczególnie ważny będzie jego zdaniem "reset" mentalny i emocjonalne nastawienie się na jeszcze jeden wielki mecz.
Początek spotkania Polska - Włochy w niedzielę o godzinie 20:30.
Wcześniej w ostatnim dniu turnieju kwalifikacyjnego w Łodzi Korea Południowa zagra ze Słowenią (11:30), Tajlandia z Kolumbią (14:30), a Stany Zjednoczone z Niemcami (17:30).
Czytaj także:
Polki znów zgasiły Amerykanki. Tak oceniliśmy Biało-Czerwone za brawurowe spotkanie
Mocna deklaracja Stysiak. "Nie będzie koleżeństwa"
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)