Joanna Wołosz: Mamy jednego seta więcej w nogach [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Joanna Wołosz
WP SportoweFakty / Monika Pliś / Na zdjęciu: Joanna Wołosz

- Zawsze należy być gotowym, by pomóc zespołowi wyciągnąć mecz. Ja się tym absolutnie nie martwię - mówi Joanna Wołosz, rozgrywająca reprezentacji Polski po dwóch pierwszych meczach kwalifikacji olimpijskich siatkarek w Łodzi.

W sobotę Polki pokonały Słowenię w trzech, a dzień później Koreę Południową w czterech setach. Za nimi dopiero dwa z siedmiu meczów turnieju kwalifikacyjnego do Igrzysk Olimpijskich w Paryżu rozgrywanego w łódzkiej Atlas Arenie. Biało-Czerwone marzą o tym, by żeńska kadra ponownie zagrała w imprezie czterolecia. Ostatni raz zdarzyło się to w 2008 roku w Pekinie.

Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Dwa kroki z siedmiu do Paryża zrobione. Czy 3:0, czy 3:1, nie ma chyba większego znaczenia, ale czy jest w meczach ze Słowenią i Koreą coś martwiącego?

Joanna Wołosz, rozgrywająca reprezentacji Polski: Martwić może spadek koncentracji w starciu z Koreą, ale trzeba im oddać, ze zagrały bardzo dobrze. To techniczny zespół, który atakuje pod górę, po bloku i nie można było z tym nic zrobić.

ZOBACZ WIDEO Pod Siatką. Kolejne zwycięstwo Polek. Tak to wyglądało od środka

A co pozytywnego wyciągniemy z tych starć?

Chyba to, że się zdenerwowałyśmy na ten wynik. Ostatni set był już pod naszą kontrolą i pokazałyśmy, że potrafimy walczyć z "niewygodnymi" przeciwnikami. Co prawda mamy jedną partię więcej w nogach, ale mam nadzieję, że na koniec to nam nie będzie przeszkadzało. Za nami pozytywne otwarcie turnieju.

Może właśnie trzeba was trochę zdenerwować, żeby takich setów, jak ten wygrany do dziewięciu, było więcej?

Być może tak. Ale na pewno trzeba nad tym popracować. Przed nami kolejny ważny mecz, o tyle istotny, że bardzo dawno z nimi nie grałyśmy. Trzeba się dobrze przygotować do starcia z Kolumbią. Nawet jeśli mamy dzień wolny, to spotkanie już jest w głowach.

Miało nie być już morderczego Pucharu Świata, ale okazuje się, że te kwalifikacje trochę nim są. Do rozegrania jest siedem meczów w dziewięć dni. Chyba chciałyście trochę zaoszczędzić siły w meczu z Koreą, ale trzeba było jednak wdrożyć plan B.

Zawsze jest plan A i plan B. Trzeba było z niego skorzystać, ale przecież w innym meczu może się wydarzyć tak, że szóstkowej zawodniczce powinie się noga i trzeba będzie ją zmienić. Dobrze jest trzymać wszystkie dziewczyny w gotowości. Zawsze należy być gotowym, by pomóc zespołowi wyciągnąć mecz. Ja się tym absolutnie nie martwię. Najważniejsze jest to, żeby każda pomogła.

W ostatnim czasie można zauważyć, że z drużynami z topu wy też gracie na wysokim poziomie, ale gdy przychodzą spotkania z niżej notowanymi rywalkami, bywa różnie.

Być może inaczej działa nasza podświadomość i adrenalina jest na innym poziomie. To jest normalne. Chce się z tym walczyć, ale czasem głowa nie podaje tak samo do nóg. To każda z nas musi pracować nad tym indywidualnie, by koncentrację utrzymywać na jak najwyższym poziomie.

Nikt nie zabroni nam marzyć, ale trzeba co najmniej jeden wielki mecz wygrać w tym turnieju. Myślę o Włoszkach i Amerykankach.

Mamy taką świadomość. Będziemy robić wszystko, co w naszej mocy, by te mecze wygrywać, także te z tymi teoretycznie silniejszymi zespołami. Nie ma innej, łatwiejszej drogi do Paryża. Ale ja bym nie wybiegała do meczów weekendowych. Przed nami bardzo ważne mecze z Kolumbią i Tajlandią. Później Niemki, które zawsze są dla nas niewygodnym rywalem. I dopiero później zaczniemy się zastanawiać nad tymi ostatnimi meczami.

Chętnych jest wielu, a miejsca tylko dwa.

Z jednej strony turniej jest długi i można liczyć na to, że któryś zespół z topu zgubi punkty czy nawet przegra mecz, ale trzeba myśleć o sobie. Myślę, że przez te dwa lata zbliżyłyśmy się do meczów topowych. Mam nadzieję, że przynajmniej jeden z tych meczów wygramy i nie będziemy się musiały oglądać na nikogo.

Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty

Czytaj też: Stefano Lavarini podsumował pierwsze mecze. "Trzeba było wrócić do tego, o czym mówiliśmy"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty