Szkoleniowcy drużyn, które miały zmierzyć się ze sobą w pierwszym piątkowym meczu w katowickim Spodku, narzekali na kiepskie przygotowanie mentalne swoich zawodników, którym zdarzało się przegrywać sety i całe mecze w głowach. Rozgrywane o godzinie 13 spotkanie miało przynieść odpowiedź na pytanie, co na chwilę obecną prezentuje lepszy poziom: atletyczny styl Kuby czy szybka, kombinacyjna i zaskakująca siatkówka kadry Korei.
[ad=rectangle]
Spotkanie rozpoczęło się od ciekawych akcji azjatyckiej drużyny ze środka siatki i kilku niewymuszonych błędach ich rywali. Z dobrej strony pokazywali się Osmany Santiago Uriarte i skoczny Isbel Mesa, ale w skuteczności wcale nie ustępowali im Kwang-In Jeon i Yung-Suk Shin. Im dalej w set, tym częściej wynik oscylował wokół remisu i wiadomo było, że wszystko rozstrzygnie się w pojedynczych akcjach. Gdyby nie dziwne pomyłki (jak nietrafienie w piłkę przez Parka Chul-woo), siatkarze Kiwona Parka mogliby przełamać rywala, jednak spokojne blokowanie skrzydłowych rywali i mądry rozkład ataku wystarczyły im do zbudowania przewagi (16:14).
Została ona zmarnowana, gdy w polu serwisowym pojawił się Rolando Cepeda; jego koledzy umiejętnie zatrzymywali rywali na siatce, a ich efektowne "ściany" zbierały brawa od nielicznej publiczności. Seta zakończył serwis w siatkę Koreańczyka, co idealnie podsumowało postawę jego zespołu.
Azjacie zrewanżowali się wygrywającej ekipie kilkoma blokami na początku drugiej partii, ale karaibski zespół wprawił w ruch swoje "działa", a jego blok działał bez zarzutu. Koreańscy przyjmujący raz po raz nadziewali się na długie ręce przeciwników i mogli liczyć tylko na zniwelowanie strat dzięki ofensywie. Jednak, gdy popełnia się takie błędy jak Shin, jeden z trzech żołnierzy w kadrze Korei, który minął się z piłką lecącą kilka centymetrów obok niego... Ten sam siatkarz zrehabilitował się pięknym skrótem, który przyczynił się do uatrakcyjnienia partii (15:16, 18:18). Kluczowy dla losów seta, toczącego się punkt za punkt, okazał się spryt Jeona Kwang-Ina i błąd w ostatniej akcji Cepedy.
Już tradycyjnie po dziesięciominutowej przerwie lepsze otwarcie zanotowała kadra Parka Kiwona, jednak blok Kuby skutecznie ostudzał jej zapędy do czas wejścia rezerwowego Min-Gyu Lee, które dwa punkty wyprowadziły Azjatów na pierwszą przerwę techniczną (8:6). Festiwal wzajemnych błędów ożywił się nieco dzięki Osmanemu Santiago Uriarte i jego doskonałym serwisom i atakom, które dały Kubie upragnione prowadzenie, a także motywację do działania. Kapitan wicemistrzów świata przestał zagrywać dopiero przy stanie 11:17, ale moment geniusze tego gracza ustawił przebieg całej partii. Rozbici Koreańczycy podawali rywalom punkty jak na tacy swoimi autowymi atakami.
Po długiej i pełnej gniewu przełomie trener Kiwona jego siatkarze znów ruszyli do walki, a popisową akcją początku czwartej partii był as Parka Chul-Woo. Zachęcony do walki na zagrywki poczuł się Cepeda, ale tym razem to najniższy zespół mistrzostw przejął inicjatywę, w czym poza Min-Ho Choiem "pomógł" im także system challenge (8:5). Obie ekipy wróciły do festiwalu zepsutych zagrywek, co obniżyło poziom spotkania. Dopiero po jakimś czasie oba zespoły przypomniały sobie o skuteczności bloku, zaś Korea prowadziła mimo kiepskiej postawy przyjmujących w ofensywie. Karaibscy zawodnicy przełamali asekurację rywala (choć ten bronił nawet... głową), a następnie do głosu doszła zagrywka, dzięki czemu wróciły emocje. Gdy Felix Chapman wybił Songowi marzenia o wysokim procencie przyjęcia, Park odpowiedział równie pięknym serwisem (21:23), ale pomyłki przeważyły. Trzy punkty powędrowały do wicemistrzów świata.
Korea Południowa - Kuba 1:3 (21:25, 25:23, 14:25, 22:25)
Korea Południowa: Han, Shin, Park S.-H., Kwak, Jeon, Park C.-w., Jeong (libero) oraz Song, Seo, Choi, Lee
Kuba: Jimenez, Macias, Cepeda, Fiel, Chapman, Uriarte, Gutierrez (libero) oraz Romero, Osoria, Abrahan, Calvo