Ola Piskorska: Wszyscy się zastanawiają co się dzieje z reprezentacją Włoch, która przegrała gładko z Iranem, a potem ledwo wygrała z Francją. Jaka jest twoja diagnoza?
Mauro Berruto: Zgadzam się z tą opinią, nie jesteśmy tym samym zespołem. Wystarczy sobie przypomnieć, jak zagraliśmy pierwsze sześć spotkań Ligi Światowej, gdzie wychodziło nam wszystko, a piłka chodziła między zawodnikami jak po sznurku. Teraz nie ma śladu po tamtej drużynie. Powiem ci to samo, co powiedziałem moim zawodnikom po meczu z Francją. Wyobraź sobie, że jest zima i próbujesz odpalić samochód, który stał całą noc na dworze. Próbujesz, próbujesz, a silnik wciąż nie zaskakuje i do tego czujesz, że akumulator zaraz padnie. I ogarnia cię strach, bo im bardziej próbujesz, tym większe szanse, że akumulator w ogóle padnie i nie ruszysz w ogóle. W końcu silnik zaskakuje, powoli i opornie i zaczyna się rozgrzewać.
[ad=rectangle]
I wasz silnik zaskoczył w meczu z Francją, po przegranych dwóch setach?
- Taką mam nadzieję właśnie. W trzecim secie powoli zawiązywała się nasza gra, a w czwartym i piątym zobaczyłem pierwszy raz na tym turnieju swoich zawodników grających tak jak potrafią.
Ale dlaczego wasza gra tak się odmieniła, a wcześniej była taka zła?
- Uważam, że zastanawianie się nad tym i szukanie przyczyn nie jest teraz potrzebne. Teraz trzeba maksymalnie pomóc zespołowi w utrzymaniu tej dobrej gry i to jest mój cel. Wracając do mojej metafory, teraz trzeba rozgrzewać ten silnik i pilnować, żeby nie zgasł, bo wtedy już nie odpalimy go ponownie. Spokojnie i delikatnie. Ja wiem, że nasze możliwości, pojemność tego silnika, są naprawdę duże, wiem jak mój zespół potrafi grać. Wierzę w to, że może źle zaczęliśmy, ale teraz już go rozgrzewamy i wkrótce ruszymy z pełną mocą. Zwłaszcza, że w meczu z Francją z bardzo dobrej strony pokazali się zmiennicy: Baranowicz, Lanza i Colaci. To mi daje poczucie, że mamy naprawdę czternastu zawodników.
Ale twoi przyjmujący zawodzą na razie, a poza Lanzą nie ma dobrego zmiennika.
- Z przyjmującymi faktycznie mam kłopot, choć właściwie są to dwa różne kłopoty. Jiri Kovar wraca do siebie po kontuzji, większość okresu przygotowawczego się rehabilitował i potrzebne mu jest jak najwięcej grania i kontaktu z piłką, żeby doszedł do pełni swoich możliwości. Jestem pewien, że z każdym meczem będzie lepszy. Ma u mnie taryfę ulgową na razie. Natomiast Simone Parodi ma problem sam ze sobą, jest na razie w trybie "off". I to on sam musi się przełączyć w tryb "on". To jest bardzo doświadczony, wysokiej klasy siatkarz, on jest nam tu potrzebny i liczę na to, że wkrótce zaskoczy.
Czyli twoim zdaniem to nie jest problem z formą fizyczną zawodników?
- Oczywiście, że nie. W meczu z Francją najlepiej, najbardziej dynamicznie zawodnicy zagrali w piątym secie. Gdyby mieli kłopoty z formą, to w piątym secie by pełzali po boisku. To jest problem mentalny i w sumie to chyba najlepszy rodzaj problemu (śmiech). Bo kwestii technicznych i fizycznych nie rozwiązalibyśmy w dzień czy dwa, a mentalne możemy. Może nawet już je rozwiązaliśmy, taką mam nadzieję.
Czyli twój zespół ma problem z psychiką i dlatego zawodzi?
- Graliśmy bardzo dobrze w Lidze Światowej. Graliśmy bardzo dobrze we wszystkich sparingach przed mistrzostwami. Graliśmy bardzo dobrze na treningu dzień przed meczem z Iranem i - co gorsza - na treningu dzień po meczu z Iranem. Sama widzisz, że to musi być głowa. I to też powiedziałem moim zawodnikom w przerwie między drugim a trzecim setem meczu z Francją...
Właśnie o to też chciałam zapytać, co im takiego powiedziałeś, że wrócili na boisko i wygrali następne trzy sety? Była awantura?
- Wręcz przeciwnie, było bardzo spokojnie (śmiech). Powiedziałem im dwie rzeczy. Po pierwsze, wszystko co zrobiliśmy w tym sezonie i co robimy codziennie, te tysiące ton na siłowni, tysiące godzin na treningach, robimy tylko w jednym celu - żeby jak najlepiej zagrać i zdobywać punkty w meczach. Rozstajemy się z rodzinami i gramy na środkach przeciwbólowych też tylko w tym celu. Same w sobie nasze poświęcenia, ciężka praca na siłowni czy świetny występ na treningu są zupełnie bez znaczenia, jeżeli przegrywamy mecze.
A druga rzecz?
- Że można umrzeć, ale walcząc. Od losowania grup wiedzieliśmy, że mamy najtrudniejszą grupę i każdy mecz to będzie walka. I że można odpaść już w pierwszej rundzie. To jest jak wojna - możesz umrzeć, możesz przeżyć, ale musisz walczyć i to jest najważniejsze. A my poddawaliśmy się bez cienia walki.
I też zmieniłeś rozgrywającego.
- Tak, Dragan Travica ma podobny problem co Simone Parodi, wciąż jeszcze jest w trybie "off". Z tego powodu byliśmy bardzo mało skuteczni w ataku, a dla naszego zespołu to jest kluczowy element. Bez ataku nie ma naszej drużyny.
Ja zawsze postrzegałam was jako zespół budujący swoją grę na mocnej zagrywce przede wszystkim.
- I tak, i nie. Bo oczywiście mocna zagrywka jest naszym znakiem firmowym, ale siła zespołu zaczyna się u nas od ataku. Do wykonywania trudnego, ryzykownego serwisu niezbędna jest pewność siebie, którą moi siatkarze zyskują wcześniej na boisku, atakując skutecznie. Jeżeli ktoś nie skończył swoich czterech z sześciu ataków i idzie w pole serwisowe, to myślisz, że będzie ryzykował?
Rozumiem. Co się jeszcze wydarzyło w tym kluczowym trzecim secie?
- Michał Baranowicz dał fantastyczną zmianę i zaczęliśmy właśnie kończyć ataki, co napędzało wszystkich do coraz lepszej gry. Poza tym, jak to zwykle w siatkówce, w trzecim secie Francuzi podali nam rękę, popełniając dziewięć błędów serwisowych. A wystarczyło, tak jak w meczu z Iranem, tylko dostarczyć nam piłkę, my się sami nią zabijaliśmy. A wygranie trzeciego seta poderwało wszystkich na boisku do walki i czwarty i piąty set to już była nasza pełna dominacja.
Teraz przed wami mecz z Belgią. W innych okolicznościach prawdopodobnie jeden z mniej istotnych meczów dla was tej rundy, ale teraz urasta do "być albo nie być".
- Belgia na pewno nie jest łatwym przeciwnikiem i bardzo walecznym. Niezależnie od okoliczności, nie da się zagrać tego spotkania na pół gwizdka. A teraz będzie to dla nas prawdziwy test, czy silnik faktycznie działa. Test z bardzo poważnymi konsekwencjami, patrząc na układ w tabeli i zdobycze punktowe. Wygląda na to, że wszystko w naszej grupie zadecyduje się w ostatnich meczach i dopiero w niedzielę będzie wiadomo, kto pojedzie do domu oprócz Portoryko. Oby nie my.
W Krakowie rozmawiała Ola Piskorska