Przed trzema laty, podczas igrzysk w Tokio, cieszyliśmy się z dwóch medali w rzucie młotem kobiet. Po raz kolejny wówczas równych sobie nie miała Anita Włodarczyk, a brąz dołożyła Malwina Kopron. Trzy lata później, w Paryżu, obie przystępowały do porannych eliminacji olimpijskich z innego położenia.
Warunki awansu do finału rzutu młotem w Paryżu były jasne: trzeba było posłać młot na co najmniej 73 metry, albo znaleźć się w gronie 12 najlepszych zawodniczek.
W pierwszej grupie oglądaliśmy Malwinę Kopron. Polka rozpoczęła od 65,39 m i poprawiała się z każdym rzutem. W drugim uzyskała 65,65 m, a w trzecim 67,68 m. To było jednak zdecydowanie za mało, aby liczyć się w walce o finał. W ten sposób pożegnała się z igrzyskami.
- Od dwóch lat walczę, naprawdę bardzo ciężko. Nie jestem w miejscu, w którym chciałabym być. Marzę o tym, żeby odpocząć - powiedziała Kopron przed kamerą TVP Sport.
W drugiej grupie nieźle eliminacje rozpoczęła Anita Włodarczyk. Co prawda nie dorzuciła do wspomnianych 73 metrów, ale po próbie na 71,04 m można było się spodziewać, że to wystarczy do wielkiego finału.
W drugiej próbie trzykrotna mistrzyni olimpijska nie zdołała się poprawić (70,41 m). W trzeciej poprawiła się nieznacznie - o dwa centymetry (71,06 m). Po tym rzucie zajmowała dziesiąte miejsce, a ostatecznie skończyła kwalifikacje na 12. lokacie, a więc ostatniej dającej awans.
Najlepiej w kwalifikacjach spisała się Krista Tervo, która ustanowiła rekord Finlandii (74,79 m).
Finał rzutu młotem kobiet z udziałem Anity Włodarczyk zaplanowano na wtorkową sesję wieczorną (20:00).
Czytaj także: Rekord kraju i trzy rekordy życiowe! Świetna postawa Polek
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Były siatkarz ocenił Polaków. "Masa własnych błędów"
Fajdkowi i Nowickiemu poszło dzisiaj źle w finale. Co z Włodarczyk, dowiemy się w Czytaj całość