Nasi olimpijczycy wrócili z Pjongczangu z dwoma medalami. Złoto na dużej skoczni zapewnił nam fenomenalny Kamil Stoch, a drużyna skoczków wywalczyła dla Polski brązowy medal. Nie zmienia to jednak faktu, że pod względem osiągnięć były to znacznie gorsze igrzyska niż te w Soczi i Vancouver. Sporty zimowe w Polsce zrobiły krok w tył. Kibice już wydali wyrok i wielu sportowców nazwali turystami. Strach pomyśleć, co działoby się w sieci, gdyby nie dwa "krążki" Stocha i spółki.
Realnie patrząc, nigdy nie byliśmy potentatem w sportach zimowych. Passę w XXI wieku odmienił Adam Małysz, co pociągnęło za sobą poprawę szkolenia w skokach narciarskich. I choć skoczek z Wisły od kilku lat nie siedział na belce startowej, to znalazł godnych siebie zastępców.
W biegach narciarskich takim rodzynkiem była Justyna Kowalczyk. Zdobywała dla nas medale na trzech kolejnych igrzyskach i chwała jej za to. Jednak tylko niepoprawni optymiści mogli liczyć, że Polka wróci z Pjongczangu z kolejnym laurem.
Niespodzianki nie było. Kowalczyk nie powiększyła swojego olimpijskiego dorobku. Martwić może jedno. Przespaliśmy najlepszy okres w karierze Polki, w trakcie którego można było wykorzystać pięć minut i zachęcić do uprawiania biegów narciarskich młodzież. Być może to nie dałoby medalu w Pjongczangu, ale mogłoby zaprocentować w Pekinie w 2022 roku.
To, niestety, kamyczek do ogródka Apoloniusza Tajnera. Nie ma wątpliwości, że dla prezesa PZN z racji swojej przeszłości oczkiem w głowie są skoki narciarskie. Ale co z innymi dyscyplinami? Dlaczego do dzisiaj Kowalczyk nie doczekała się w Polsce porządnej trasy do treningów? - Prezes PZN w Zakopanem skoczni i skoczków doglądał. A o trasie dla biegaczy narciarskich jak zawsze zapomniał - pisała Kowalczyk w grudniu na swoim Facebooku.
Tajner, po sukcesach Kowalczyk w Vancouver w 2010 roku, ogłaszał start Narodowego Programu Rozwoju Biegów Narciarskich. - Dzisiejsi mistrzowie biegów narciarskich to sportowcy po trzydziestce. Czeka nas zatem ciężka i długa praca, nim wychowamy pokolenie biegaczy narciarskich, którzy będą reprezentowali Polskę na zimowych igrzyskach w 2018 i 2022 roku - mówił przed ośmioma laty szef PZN.
Osiem lat to wystarczający okres, by dokonać podsumowań. Czy mamy dziś następców Kowalczyk? Czy stworzyliśmy biegaczom właściwą infrastrukturę? Nie.
Tajner położył ogromny nacisk na skoki. Być może to taktyka skuteczna. Bo ostatnie sukcesy Stocha przyciągały przed telewizory miliony Polaków. Mamy konkursy Pucharu Świata na odnowionych obiektach w Zakopanem i Wiśle. Tym samym zapewnił sobie akceptację wśród kibiców i względny spokój. Bo wyniki podopiecznych Stefana Horngachera go bronią.
Tyle, że nasze sporty zimowe, nasze narciarstwo to nie tylko skoki. Jeśli prezes PZN tego nie zrozumie, coraz częściej będzie słyszał, że Tajner musi odejść. A jego przeciwnikom będzie przybywać argumentów.
ZOBACZ WIDEO Talent na miarę Adama Małysza zmarnowany? "Nagle facet zniknął"