Kamil Stoch ma wielkie powody do zadowolenia. Z igrzysk olimpijskich w Pjongczangu do Polski wróci ze złotym medalem z konkursu indywidualnego oraz brązowym, wywalczonym w konkursie drużynowym.
- Nagroda w postaci medalu jest dla nas wspaniałym zwieńczeniem ostatnich lat ciężkiej pracy. Świętowanie w nocy z poniedziałku na wtorek było jednak krótkie, bo podczas ceremonii wręczenia medali chcieliśmy dobrze wyglądać. Na grubsze świętowanie przyjdzie czas dopiero po sezonie - mówi Kamil Stoch.
Stoch przeżył swój ostatni skok w konkursie drużynowym, który był trochę spóźniony, a po którym Polska spadła z drugiego na trzecie miejsce w klasyfikacji zawodów.
- Po tym skoku byłem trochę zły na siebie. Wiedziałem, że była szansa na trochę więcej niż brąz. Wiedziałem, że mogę zrobić coś więcej. Z drugiej strony, później uświadomiłem sobie, że w konkursie zrobiłem wszystko, co mogłem. Zawsze chcę skakać jak najlepiej, ale muszę przyznać, że konkurs drużynowy wyzwala we mnie jeszcze więcej energii. I daje więcej wrażeń. Tak czy inaczej - dałem z siebie sto procent i wcale nie mam pewności, że gdybym skakał drugi raz, to skoczyłbym lepiej - podkreśla.
Skoczek nie ukrywa, że w odniesieniu sukcesu pomogła mu obecność w Pjongczangu żony Ewy, która podjęła współpracę z telewizją Eurosport. - To są dla mnie zawsze piękne momenty, kiedy wiem, że najbliższa osoba jest przy mnie. Cieszę się, że mogę dzielić z żoną zarówno te dobre, jak i trudniejsze momenty - zaznacza.
Wtorkowa ceremonia wręczenia medali olimpijskich wielu emocji dostarczyła również Maciejowi Kotowi.
- Radość dzisiaj jest większa. Medal stał się faktem, wisi na szyi, więc wszystkie emocje ponownie powróciły. W drużynie panuje wielka radość. Piękny był moment, kiedy można było wejść na podium. Oby nie po raz ostatni - podkreśla.
[b]Michał Bugno z Pjongczangu
[/b]
ZOBACZ WIDEO: Maciej Kot: Bardzo chciałbym, żeby trener Horngacher został. Należy mu się wysoka podwyżka