Mili, uprzejmi i gościnni. Koreańczycy wiedzą, jak dobrze zorganizować igrzyska w Pjongczangu

PAP / Grzegorz Momot / Pawilon handlowo-usługowy w wiosce olimpijskiej
PAP / Grzegorz Momot / Pawilon handlowo-usługowy w wiosce olimpijskiej

Sprawnie, szybko, punktualnie - to pierwsze wrażenia z Korei Południowej. Nie ma problemu z internetem nawet w najszybszych pociągach. Wolontariusze na każdym kroku. Zapowiadają się perfekcyjne igrzyska.

- Panie i panowie, z przyjemnością informujemy, że na pokładzie samolotu gościmy reprezentację Polski w skokach narciarskich, która zmierza do Korei Południowej, żeby uczestniczyć w igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu - poinformowano oficjalnie pasażerów poniedziałkowego samolotu Dreamliner, który startował z Warszawy do Seulu-Inczon.

Skoczkowie ruszyli do Azji spełniać marzenia, ale wielkiego entuzjazmu być nie mogło. W ciągu doby poprzedzającej wylot mieli prawdziwe urwanie głowy. Jeszcze w niedzielę startowali w zawodach Pucharu Świata w Willingen, skąd niemal od razu przylecieli do Warszawy. W poniedziałek rano spotkali się z premierem Mateuszem Morawieckim, a następnie czekało ich ślubowanie w Polskim Komitecie Olimpijskim. Stamtąd na lotnisko na Okęciu.

Kiedy wysiedli na lotnisku w Seulu-Inczon i stanęli w kolejce po odbiór identyfikatorów olimpijskich, sprawiali wrażenie mocno zmęczonych. Trudno się dziwić. Za nimi było dziesięć godzin lotu, a przed - kolejne dwie godziny podróży do Pjongczangu. Swoje musiała zrobić też zmiana strefy czasowej. Podczas podróży z Warszawy do Seulu doba "skraca się" o osiem godzin.

ZOBACZ WIDEO: Polak z Korei Południowej: Mrozy w Pjongczangu będą bardzo dokuczać sportowcom. Zwłaszcza w konkurencjach narciarskich

- Podróżowanie na wschód zawsze jest trochę trudniejsze niż na zachód, jeśli chodzi o zmianę stref czasowych - przyznał w poniedziałek Adam Małysz, dyrektor PZN ds. skoków narciarskich.

- Trzeba będzie przestawić się mentalnie na czas koreański, znieść pierwsze dwa dni, a później jakoś damy sobie radę - dodał Kamil Stoch.

W Korei Południowej nasi skoczkowie nie będą mieli zbyt wiele czasu na odpoczynek, bo pierwszy trening skoków narciarskich zaplanowano już na środę. Mimo to prezes PZN Apoloniusz Tajner jest o nich spokojny.

- Wszystko zostało bardzo dobrze poukładane. Zawodnicy wiedzieli, jak mają się zachowywać w samolocie. Wiedzieli, w którym momencie przetrzymać spanie, a w którym faktycznie się położyć. Tak żeby zrównywać się z czasem koreańskim - wyjawia nam prezes PZN Apoloniusz Tajner.

Wioska medialna

Zawodnicy zamieszkają w wiosce olimpijskiej, ale swoją wioskę mają też dziennikarze. Większość z nich zamieszka w Gangneung Media Village w odległości 262 km od lotniska w Incheon oraz 30 km od Głównego Centrum Medialnego w Pjongczangu.

Osiedle podzielone jest na cztery strefy. Liczy 23 wysokie budynki, w których znajduje się 2561 mieszkań. Liczba pokoi to 6021. Po igrzyskach do mieszkań wprowadzą się prywatni właściciele. Żeby zapobiegać zniszczeniom, część mebli została osłonięta plandekami. Organizatorzy proszą, żeby ich nie zdejmować. To sprawia, że nie można korzystać z mebli kuchennych oraz kuchenki. Gotowanie w mieszkaniu jest niedozwolone. Wystarczyć musi czajnik elektryczny.

Osiedle jest strzeżone, a dostęp do niego możliwy za okazaniem akredytacji olimpijskiej lub po uprzednim zgłoszeniu mailowym. Za ewentualne zniszczenia grożą ściśle określone kary finansowe.

Mili, uprzejmi i gościnni

W Korei wrażenie robi dobra organizacja. Wszystko dzieje się sprawnie i szybko. Wychodzisz z samolotu, odbierasz akredytację olimpijską, przechodzisz kontrolę paszportową, idziesz po bagaż i - jeżeli chcesz - możesz niemal od razu wsiąść do szybkiego pociągu KTX, który w dwie godziny z lekkim hakiem zawiezie cię do Gangneung Media Village.

A jeżeli chcesz jeszcze załatwić coś na lotnisku, możesz pojechać pociągiem za godzinę lub dwie. Co ważne - pociągi startują punktualnie. I punktualnie do celu docierają. Dla przedstawicieli mediów transport jest darmowy. Trzeba jedynie odebrać bilet w punkcie informacyjnym.

Potrzebujesz internetu w Korei Południowej? Nie ma problemu. Na terenie lotniska jest dostępna darmowa sieć Wi-Fi. Jedziesz pociągiem? Jest Wi-Fi. Po dojechaniu na miejsce wolontariusze sami podchodzą, żeby zapytać, jak mogą pomóc i dokąd chcesz jechać. Od razu podstawiają samochód osobowy z kierowcą, który zawozi cię do wioski medialnej.

Chcesz załadować bagaż? Nie pozwolą ci na to. Wszystko spakują sami. Nie sprawdziłeś numeru bloku, w którym masz zamieszkać? Ustalą to natychmiast. Zgłaszasz problem ze sprzętem w pokoju? Przedstawiciel serwisu technicznego jest u ciebie po kilku minutach.

W międzyczasie kilkunastu wolontariuszy z uśmiechem na twarzy życzy ci miłego dnia, udanego pobytu w Korei i z dużą otwartością pyta, skąd przyjechałeś, po czym dopytuje, czy w Polsce zimy też są tak mroźne jak u nich.

- Koreańczycy są bardzo mili i uprzejmi. Zawsze służą pomocą. Dbają też o gościnność. W różnych lokalach, a nawet wielu miejscach publicznych dostępna jest darmowa woda pitna - mówi nam Dominik Rutana, doktorant Academy of Korean Studies, który od ośmiu lat mieszka w Korei Południowej.

- W restauracjach nie trzeba płacić za przystawki, a w każdej chwili można prosić o dokładkę. W licznych miejscach dostępny jest darmowy internet, usługi stoją na najwyższym poziomie, a większość spraw załatwia się wygodnie za pomocą aplikacji w telefonie - mówi.

[b]Michał Bugno z Korei

Autor na Twitterze:

[/b]

Źródło artykułu: