[b]
Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Do PGE VIVE dołączył pan w lipcu zeszłego roku. Do Kielc od razu przyjechał pan z ręką w gipsie, następnie dowiedział się o cięciach w wynagrodzeniu, jednocześnie nie mógł dołączyć do zespołu z powodu problemów z wizą. Potem doznał pan kontuzji nogi, która wykluczyła pana z gry niemal do końca roku. Tak naprawdę, debiutuje pan dopiero teraz.[/b]
Władisław Kulesz, rozgrywający PGE VIVE Kielce: To wszystko prawda. Był to fatalny start i dla mnie bardzo trudny okres. Mam nadzieję, że takich już nie będzie. Trzeba o tym zapomnieć i iść dalej. Z wizą było tak, że po prostu w urzędzie brakowało jednego dokumentu. Niby mała rzecz, a narobiła mi sporo kłopotów. Dobrze, że klub zareagował bardzo szybko. Zdobyli i wysłali co trzeba, w tydzień było po sprawie, ale nie mogłem być wtedy z zespołem.
To bardzo trudne, gdy jesteś kontuzjowany, chcesz szybko wracać na boisko, ale nie możesz. Nie grałem tak długo, że zagrałbym nawet z kontuzją! Siedząc na trybunach, za ławką, i tak odczuwałem stres, denerwowałem się. To była dodatkowa motywacja, gdy wracałem do zdrowia.
ZOBACZ WIDEO Michael Ballack dla WP SportoweFakty: Lewandowski problemem? To były mocne słowa
Ale od początku. Pana transfer do VIVE nie był wcale oczywisty. Walkę o pana podjął jeszcze Vardar Skopje i Fuesche Berlin. Czym VIVE wygrało ten wyścig?
VIVE przekonało mnie przede wszystkim rosyjskojęzycznym trenerem, poza tym nie mam stąd daleko od domu, a to mój pierwszy transfer za granicę. Gra tu też mój przyjaciel Artsem Karalek, w mieście sporo osób mówi po rosyjsku, więc dla mnie adaptacja jest łatwiejsza. Cieszę się, że tak wybrałem. Jak dotąd jestem zadowolony. Kontrakt podpisałem na pięć lat. Długo? Myślę, że minie szybko. I mam nadzieję, że wypełnię go do końca!
Ważna jest zwłaszcza ta osoba trenera, bo z językami idzie panu gorzej niż ze zdobywaniem bramek.
Niestety. Po angielsku mówię bardzo źle, na razie też tylko troszkę po polsku. Rozumiem dużo, choć - jak pan widzi - czasem musi pan powtórzyć. Uczę się. To trudny język. Słabo wygląda u mnie też białoruski, płynnie mówię tylko po rosyjsku. Na szczęście, rosyjski jest w miarę podobny do polskiego, choć mniej niż białoruski. Gdybym znał go lepiej, byłoby mi jeszcze łatwiej. Choć i tak na pewno gorzej mają np. Hiszpanie. Tak, trener był bardzo ważny.
Często rozmawiacie, bo musi przekazać panu mnóstwo wskazówek. Pana forma faluje. Było dziewięć bramek z Górnikiem, ale też zero na cztery próby z Zagłębiem.
To prawda. Teraz jest już lepiej, bo przede wszystkim nic mnie nie boli, mogę więc w spokoju pracować i trenować. Wiem, że robię dużo błędów taktycznych. Ale pamiętajmy, że to dopiero mój pierwszy rok w klubie. Informacji do przyswojenia jest bardzo, bardzo dużo. Do tego ogrom niuansów. Taktyka trenera Dujszebajewa nie jest najłatwiejsza. Idę więc krok po kroku, jest coraz lepiej. Trener nie krzyczy, ale tłumaczy, jak mam wykonywać poszczególne zagrania, gdzie rzucać, gdzie się ustawiać.
Co jest najtrudniejsze w taktyce PGE VIVE?
Gra dwa na dwa, trzy na trzy. To wymaga czasu.
Ale zdaje się, że to poruszanie się w ataku jest dla pana na razie najbardziej problematyczne. Czasem po prostu nie ma pana tam, gdzie ma pan być.
Tak, to prawda. Mamy bardzo dużo zagrywek, dużo szczegółów, gry na pamięć. Trzeba zapamiętać bardzo wiele, gdzie pobiec, kiedy się zatrzymać. Czeka mnie jeszcze bardzo dużo pracy, by to wszystko dokładnie poznać. Ale z treningu na trening jest coraz lepiej.
I dlatego właśnie są różne mecze. Jestem bardzo niezadowolony ze swojej gry w ostatnich 2-3 spotkaniach, bo popełniałem za dużo błędów. Rzucałem, nie tam, gdzie trzeba, nie tak, jak było przewidziane w zagrywce. Oby w Szwecji było już o wiele lepiej. Chciałbym, żeby wyszedł mi ten mecz tak, jak z Górnikiem; żebym rzucił wiele goli.
Trener Dujszebajew mówi, że prawdziwego Kulesza zobaczymy dopiero w marcu. Strach się bać?
Ha! Nie wiem. Trener ma rację, na razie brakuje trochę formy i zgrania, ale myślę, że na przełomie marca i kwietnia będzie już okej.
To akurat na najważniejsze mecze sezonu. Teraz jednak mecz z IFK i walka, by było wtedy o co grać.
Jasne. Szwedzi to bardzo dobry zespół. Grają bardzo szybko. W meczach z nimi trzeba bardzo szybko wracać do obrony. Mamy do nich duży szacunek, nie tak dawno wygrali przecież z Montpellier na wyjeździe, a u siebie pokonali Veszprem. Pamiętamy też pierwszy mecz z nimi u nas. Było bardzo ciężko, walczyliśmy przez cały mecz.
Spotkanie w Szwecji będzie bardzo ważne. Vardar zrobił nam psikusa wygrywając w Mannheim z Rhein-Neckar. Na pewno lepiej by było, gdyby wygrały Lwy. My musimy jednak patrzeć na siebie. Mamy przed sobą cztery spotkania i jeśli chcemy walczyć o drugie miejsce w grupie, musimy wygrać wszystkie. Będziemy walczyć, począwszy od meczu z IFK. To nie będzie łatwe spotkanie. Myślę, że ze względu na ich styl gry, będzie dużo bramek. Kibicom powinno się podobać.
Mówi pan o szybkim bieganiu. Dla pana to nie najlepsza wiadomość. Warunki fizyczne nie sprzyjają sprintom (206 cm wzrostu - red.).
Piłka ręczna to dziś bardzo szybki sport i będzie przyśpieszał. Jak nie biegasz szybko, nie grasz. Trzeba się więc dostosowywać. Pracuję nad tym i nie martwię się o to.
Co ciekawe, to właśnie w Kristianstad jeszcze przed rokiem grała pana życiowa partnerka - Yulia Golubeva. Też piłkarka ręczna.
Tak, ale teraz gra na Białorusi - w zespole HC Gomel. To mistrzowie Białorusi. Yulia czasem przyjeżdża do Kielc, jeśli trener jej pozwoli, ale i tak widujemy się rzadko. Gramy przecież w innych krajach, mamy więc bardzo mało czasu dla siebie. Ale i tak wszystko jest dobrze, jesteśmy szczęśliwi. Czas to cena, jaką płacimy za to, że oboje gramy w handball.
Mówił pan o swoim wzroście. To przez niego w ogóle gra pan w piłkę ręczną?
Nie, nie. Gram w handball odkąd miałem dziewięć lat. Wcześniej na różnych pozycjach: na środku, na skrzydle, na kole. Wystrzeliłem w górę, jak miałem 14-15 lat, wtedy przenieśli mnie na lewe rozegranie. I tak już zostało.
W drużynie dzierży pan miano najwyższego. Najlepiej rzucającego też? Po to ściągnęło pana VIVE, po części zastępuje pan przecież Karola Bieleckiego.
Na pewno te moje 206 centymetrów sprawiają, że łatwiej mi rzucać. Mam tu małą przewagę nad moimi kolegami z rozegrania: Marko (Mamicem - red.) i "Dzidzią" (Michałem Jureckim - red.). Każdy ma jednak swoje atuty. Ja najlepiej czuję się w roli rzucającego.
A jak z obroną? Ma pan być typowym egzekutorem czy grać po obu stronach boiska?
Na razie w obronie idzie mi słabo. Będziemy nad tym pracować, bo mam grać też w defensywie. Na początku skupiamy się jednak na treningach gry w ataku.
Pana poprzedni klub, SKA Mińsk, pięć lat z rzędu zdobywał wicemistrzostwo Białorusi. Tutaj przenosi się pan do dominatora krajowych rozgrywek.
Wiem. Do Kielc przychodzę też właśnie po to, by wreszcie zdobyć parę pucharów. Chcemy wygrać i ligę, i puchar. Na Białorusi ostatnio wygrywał zawsze Mieszkow Brześć. Rok temu było blisko, by ich pokonać, ale nie wyszedł nam ostatni mecz. A VIVE to tutaj chyba wielki faworyt. Zresztą, dla mnie to jeden z czterech najlepszych klubów świata.
Z czterech? Uf, to pojedziecie do Kolonii!
Mam nadzieję, mam nadzieję! Będziemy próbować z całych sił.
Gdy nie mógł pan grać, było dużo czasu na zwiedzenie miasta, regionu, poznanie Polski. Coś zrobiło na panu szczególnie wrażenie? Czym różni się Polska od Białorusi?
Tak, był czas obejrzeć miasto. Jest ładne, nie za duże, nie za małe. Wszystko mi pasuje. Widzę taką różnicę między naszymi krajami, że ludzie się więcej uśmiechają, są bardziej... przyjaźni? No i drogi są u was lepsze! U nas drogi między miastami jeszcze są okej, ale wewnątrz miast - fatalne. Tu wszędzie są dobre. Fajnie. A poza tym, jest całkiem podobnie.
W piłce ręcznej ostatnio też nie różnimy się za bardzo. I Polski, i Białorusi zabrakło na mistrzostwach w Niemczech i Danii, ale to wasza nieobecność była większą niespodzianką.
Tak, przegraliśmy dwumecz z Austrią. Bardzo tego żałowaliśmy. Teraz idzie nasze nowe pokolenie w kadrze Białorusi. Jesteśmy młodym zespołem, więc wpadki się zdarzają. Za parę lat za to będziemy bardzo mocni, może jednymi z najlepszych, stać nas na to. Wszyscy na to liczymy. Mam nadzieję, że będziemy takim pokoleniem, jakie było niedawno u was ze Szmalem i Bieleckim.
Białoruś chyba cierpi na niedobór wybitnych sportowców?
Skąd! W tenisie jedną z najlepszych jest Wiktoria Azarenka, w biatlonie dominowała Daria Domraczewa. Wcześniej był przecież Siergiej Rutenka, który w piłce ręcznej zrobił ogromną karierę. Da się wybić z Białorusi.