- Co czuję? Zmęczenie i niedowierzanie, bo to co się tutaj wyprawiało, to było coś nie do uwierzenia - powiedział po meczu kapitan zespołu - Michał Jurecki.
Rozgrywający miał rację - trudno znaleźć w historii piłki ręcznej podobne spotkanie. Dwa lata temu by rozstrzygnąć, kto zagra w finale Ligi Mistrzów też potrzebne były rzuty karne, ale mecz między SG Flensburgiem Handewitt a FC Barcelona był wyrównany od pierwszych minut. Kielczanie za to odrobili aż dziewięć bramek straty i po niesamowitej końcówce wygrali trofeum. Polska piłka ręczna zna jednak takie przypadki - podczas Mistrzostw Europy w 2012 roku w Serbii Biało-Czerwoni w starciu ze Szwecją zniwelowali jedenasto-bramkową przewagę Szwedów, ale zrobili to w pół godziny, a nie tak jak żółto-biało-niebiescy w czternaście minut.
- Użyliśmy naszych czarodziejskich różdżek, zaczęliśmy grać dużo, dużo lepiej, Veszprem stanęło i doprowadziliśmy do remisu - wyjaśnił po prostu Jurecki i przyznał, że raz zdarzyło mu się brać udział w podobnym pojedynku: - Grałem taki mecz, ale nie na takim poziomie - kiedyś w juniorach potrafiłem wygrywać siedmioma bramkami i mecz zremisować, więc cieszę się, że teraz byłem po tej drugiej stronie - powiedział.
Jurecki był pewny sukcesu. - Przed meczem w sobotę powiedziałem do mojej żony "spokojnie, będzie dobrze" i w niedzielę zrobiłem to samo. Powiedziałem, że damy radę. Daliśmy - cieszył się kapitan Vive Tauronu Kielce.
Aneta Szypnicka z Kolonii
ZOBACZ WIDEO Servaas: w pewnym momencie modliłem się w loży (źródło TVP)
{"id":"","title":""}