Na dziesięć spotkań z Islandią wygralibyśmy dziewięć - rozmowa z Bartłomiejem Jaszką, zawodnikiem reprezentacji Polski

Bartłomiej Jaszka jest jednym z trzech zawodników reprezentacji Polski, którzy wywodzą się z Ostrowa Wielkopolskiego. Oprócz niego swoje przygody z piłką ręczną w tym mieście zaczynali Marcin i Krzysztof Lijewscy. Tegoroczne igrzyska olimpijskie w Pekinie były wielkim wydarzeniem w karierze Jaszki, który zechciał podzielić się swoimi wrażeniami z naszym portalem.

Jarosław Galewski: Igrzyska olimpijskie w Pekinie to już historia. Jak podsumujesz występ reprezentacji Polski w tej imprezie?

Bartłomiej Jaszka: - Na pewno można oceniać nasz występ zarówno dobrze jak i źle. Należy bowiem pamiętać, że po bardzo długiej przerwie pojechaliśmy na igrzyska olimpijskie. Szkoda tylko, że nie udało osiągnąć się więcej. Powiem szczerze, że czujemy spory niedosyt. Nie da się ukryć, że żałujemy porażki z Islandią, ponieważ było nas stać na znacznie więcej. Liczyliśmy, że będziemy bić się o jeden z medali. Mieliśmy praktycznie wymarzoną sytuację. Graliśmy z Islandią i gdybyśmy wygrali, to czekałby nas pojedynek z Hiszpanami, z którymi przegraliśmy wcześniej jedną bramką. Myślę jednak, że ten zespół był w naszym zasięgu.

Twoja rola w reprezentacji uległa zmianie. Otrzymałeś więcej minut i chyba można powiedzieć, że spożytkowałeś je bardzo dobrze...

- Nie będę oceniał samego siebie, ponieważ nie na tym polega moja rola. O ocenę mojej gry trzeba by zapytać pierwszego lub drugiego trenera. Na pewno cieszę się, że miałem okazję do dłuższych występów. W każdym meczu spędzałem na boisku niemal pół godziny. Z pewnością to doświadczenie zaprocentuje bardzo mocno w przyszłości. Podczas takiego turnieju, jak ten człowiek uczy się niesłychanie wiele i podpatruje znacznie bardziej doświadczonych zawodników.

Kiedy trafiliście na Islandię, wszyscy spekulowali, że to wręcz idealny przeciwnik dla naszej reprezentacji. Czy wy także mieliście podobne odczucia?

- Podchodziliśmy do sprawy z optymizmem. Rzeczywiście uznaliśmy, że Islandia to dobry przeciwnik. Zdawaliśmy sobie doskonale sprawę, że można ich pokonać, ponieważ graliśmy z nimi już we Wrocławiu czy wcześniej podczas mistrzostw świata. Wtedy wychodziliśmy z tych starć zwycięsko. Można powiedzieć, że na dziesięć spotkań z Islandią wygralibyśmy dziewięć. Niestety ta jedna porażka miała miejsce na igrzyskach olimpijskich.

Czego zabrakło w tym pojedynku?

- Być może konsekwencji, która była potrzebna w momentach, kiedy dochodziliśmy naszych rywali. Tego nam zabrakło. Poza tym od początku meczu nasza obrona nie funkcjonowała tak jak we wcześniejszych spotkaniach. Teraz można już tylko wyciągać wnioski na przyszłość. Nie należy się załamywać. Trzeba się podnieść i iść dalej. Po tej porażce potrafiliśmy się zmobilizować i w meczach z Koreą i Rosją pokazaliśmy, że potrafimy wygrywać.

Jaka atmosfera panowała w zespole po porażce z Islandią?

- Mieliśmy wrażenie, że turniej się dla nas skończył. Nie awansowaliśmy przecież do półfinału, a więc straciliśmy szansę na medal. Powiem szczerze, że nie było to miłe uczucie. Każdy z nas był smutny i zły.

Po spotkaniu z Hiszpanią trener Wenta krytykował sędziów. Jak ocenisz poziom sędziowania podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie?

- Nie pamiętam dokładnie pracy sędziów podczas spotkania z Hiszpanią. Mogę jednak powiedzieć, że na igrzyskach przeplatało się lepsze i gorsze sędziowanie. W ostatnim pojedynku z Rosją postawa sędziów była skandaliczna. Nie potrafię zrozumieć, co gwizdali w tym spotkaniu arbitrzy. Mimo to udało nam się wygrać i myślę, że to świadczy o naszym podejściu do tego spotkania. Staraliśmy się podnieść i walczyć dla kibiców, którzy wstawali bardzo wcześnie, żeby oglądać nasze mecze przed telewizorem.

W narodowej reprezentacji jest wielu starszych i doświadczonych zawodników. Nie brakuje także młodych graczy. Czy widzisz różnice w relacjach trenera Wenty z poszczególnymi zawodnikami?

- Wiadomo, że podejście jest trochę inne. Trener Wenta i starsi zawodnicy znają się trochę dłużej i poza tym pracowali w jednym klubie. To zupełnie inna sytuacja, ponieważ w takim wypadku spędza się ze sobą więcej czasu. Trener Wenta jest bardzo w porządku wobec młodych zawodników. Bardzo dużo pomaga i wiele tłumaczy. Zwraca uwagę na treningach i bardzo często podpowiada.

Jakie masz teraz plany?

- Zawsze stawiam sobie cele i podobnie jest w przypadku kadry. Myślę, że każdy zawodnik chce pojechać na kolejne igrzyska olimpijskie. Będziemy starać się i robić wszystko, żeby wyjechać do Londynu. Jeśli chodzi o najbliższą przyszłość, to wracam do klubu i będę walczył o jak najwyższe miejsce w Bundeslidze. Niedługo rozpoczną się także mecze eliminacyjne do mistrzostw Europy. Na pewno będziemy walczyć. Poza tym należy pamiętać, że już za cztery miesiące rozpoczynają się mistrzostwa świata, w których także będziemy chcieli osiągnąć dobry wynik.

Ostrów Wielkopolski - to tutaj wszystko się zaczęło. Jak wspominasz początki swojej kariery?

- Zaczynałem od czwartej klasy. Trener Eugeniusz Lijewski wziął mnie do klasy sportowej i tam stawiałem swoje pierwsze kroki. To właśnie pan Eugeniusz mnie trenował i szkolił. Zawdzięczam mu bardzo wiele. Jestem niesłychanie wdzięczny za to, co zrobił. Dzięki temu ukształtował się ze mnie ułożony zawodnik zarówno na boisku, jak i poza nim. Później przeszedłem do juniorów młodszych i przejął mnie trener Witold Rojek, któremu także bardzo wiele zawdzięczam. Ten szkoleniowiec bardzo dobrze prowadził naszą karierę, o czym świadczy zdobycie mistrzostwa Polski w juniorach. Następnie trafiłem do Zagłębia Lubin, gdzie zacząłem grać na wyższym poziomie. W pierwszym sezonie udało się wywalczyć czwarte miejsce, a później zaczęły się medale. Bardzo się z tego wszystkiego cieszę.

Ostrów Wielkopolski ma trzech reprezentantów w narodowej drużynie. Przyznasz, że to niespotykana sytuacja...

- Dokładnie tak. Nie wiem, czy w jakimkolwiek innym państwie ma miejsce taka sytuacja. Ciężko chyba znaleźć drugą ekipę, w której trzech chłopaków wywodzi się z jednego miasta.

Źródło artykułu: