Przed meczem gorzowianie deklarowali walkę o zwycięstwo. Do przewidzenia jednak było, że skończy się tylko na słownych zapowiedziach. Równorzędna walka trwała zaledwie przez dziesięć minut, a gospodarzom sił starczyło tylko na trzy czwarte meczu. - Można tak powiedzieć, że wszystko poszło zgodnie z planem. Gorzów wyszedł bardzo ambitnie. Nic dziwnego swoja hala, swoi kibice, wspaniały doping przez sześćdziesiąt minut. Następny zespół, który nie wytrzymał z nami tempa. Najwięcej krwi napsuł nam Filip Kliszczyk, ale i jemu nie starczyło sił na walę z naszymi dużymi obrońcami. Jeden Kliszczyk meczu nie wygra. My zmienialiśmy się, mieliśmy czternastu ludzi wyrównanych. Sam w pierwszej połowie zagrałem tylko cztery ataki pozycyjne. Praktycznie z każdej piłki wyprowadzaliśmy kontrataki w pierwsze lub drugie tempo. Większość z nich kończyła się bramkami - skomentował Mariusz Jurasik.
Rozgrywający Vive Targów Kielce ocenił także grę swojej drużyny. Mimo, iż spotkanie zakończyło się wysokim zwycięstwem jego ekipy, to sam zawodnik podkreślił, że mogło być jeszcze lepiej - Jeśli chodzi o naszą grę to zbyt miękko zagraliśmy w obronie. Moim zdaniem w pierwszej połowie Gorzów rzucił o cztery bramki za dużo. Mogło się skończyć do jedenastu. Na pewno jest to dobre przetarcie przed Wisłą Płock i dwumeczem z Barceloną - dodał Jurasik.
Vive Targi Kielce w każdym ligowym pojedynku występują w roli murowanego faworyta. Czy przed meczami ze słabszymi drużynami trudno jest zachować pełną mobilizację i koncentracje? - W tamtym roku było troszkę gorzej. Teraz już wiemy i nauczyliśmy się, że musimy się mobilizować. Podchodzimy do każdego meczu tak jakbyśmy grali z Barceloną czy Kiel. Wiemy, że jeśli wyjdziemy na parkiet bez tej mobilizacji może się to zemścić. Jak spotkamy się z mocniejszym zespołem to potem głowa może być rozluźniona. Na każdy mecz mobilizujemy się ta samo - mówił rozgrywający Vive.
W PGNiG Superlidze drużyna Vive Targi Kielce jest praktycznie poza zasięgiem jakiegokolwiek innego klubu. Niektórzy twierdzą, że nawet Wisła Płock nie jest w stanie pokrzyżować szyków aktualnym mistrzom Polski. Jednak zespół wypełniony po brzegi gwiazdami przyciąga na trybuny rzesze kibiców. - Słyszałem, że są plany zrobienia jakiejś ligi europejskiej. Co z tym będzie zobaczymy. Miejmy nadzieję, że inne kluby pójdą w nasze ślady. Nie tylko my i Płock ale inne też. Gorzów to także miasto wojewódzkie. Miejmy nadzieje, że władze wspomogą klub. Przede wszystkim trzeba zacząć od budowy nowej hali. Wiadomo, że jeśli AZS pozostanie w ekstraklasie to od następnego roku wchodzą przepisy o pojemności hali. Szkoda by klub musiał rozgrywać 25 proc. spotkań poza domem - powiedział zawodnik Vive.
Sobotni pojedynek obu ekip był transmitowany przez Polsat Sport. Wymogi telewizyjne wymusiły na gospodarzach położenie specjalnie przygotowanej maty tylko z liniami do gry w piłkę ręczną. Czy zastępczy parkiet w niczym nie przeszkadzał piłkarzom? - To są wymogi Polsatu Sport. My gramy na tym w lidze jak telewizja do nas przyjeżdża. Z tą matą był jeden problem między szóstym a dziewiątym metrem. Widocznie ktoś kto sprzątał i mył matę wysmarował ją jakość pastą. Wyglądało na to, że jest sucha, a jeździło się tam jak na łyżwach. To było trochę niebezpiecznie. Trzeba było tam uważać - ocenił Jurasik.