Nie dostajemy stu procent zawodników - rozmowa z Janem Prześlakiewiczem, trenerem SMS-u Gdańsk

Można powiedzieć, że mimo porażki z Grunwaldem Poznań drużyna SMS-u Gdańsk spisuje się w tym sezonie dosyć dobrze. O sytuacji w tabeli oraz o problemach polskiego szkolenia opowiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl trener SMS-u, Jan Prześlakiewicz.

Michał Gałęzewski: Niedawno sprawiliście niespodziankę w meczu z liderem ligi i udało wam się go zremisować, a w spotkaniu z kopciuszkiem zanotowaliście porażkę. Co o tym zadecydowało?

Jan Prześlakiewicz: Zadecydowało o tym wiele czynników. Po pierwsze Grunwald zagrał bardzo dobry mecz - nie ulega wątpliwości, że o wiele lepszy niż ten w rundzie jesiennej. Wypadło nam dwóch chłopaków ze składu - Kowalczyk i Dawidowski. To spore osłabienie, gdyż nie mamy tak wartościowych zmienników. Trzecią sprawą jest to, że moi zawodnicy grali bez przygotowania. Brali udział w zgrupowaniach kadr i przed meczem mieliśmy jeden wspólny trening. Przeciwnik zmienił styl w obronie, my mieliśmy dużo strat i to zadecydowało. Mecz był w miarę równy, Grunwald wygrał chyba jednak zasłużenie, choć remis też byłby sprawiedliwym wynikiem.

Raziła nieskuteczność pańskiego zespołu w drugiej połowie...

- Nasi podstawowi zawodnicy opadli z sił, a nieograni dublerzy nie dali rady. Nie umniejszam jednak zasług Grunwaldu, który zagrał bardzo dobry mecz.

Jesteśmy w okresie, w którym wszyscy patrzą na reprezentację Polski. Którzy z pańskich podopiecznych mogą wejść do niej w ciągu najbliższych lat?

- Pewne predyspozycje ma Klinger, ale musi się on jeszcze wiele nauczyć. Jest za dużym indywidualistą, czasami rzuca z nieprzygotowanych pozycji. Ma jednak dobrą motorykę, wydolność i dlatego ma szansę zaistnieć. Podobnie leworęczny Przybylski, który ma 198 cm wzrostu. Dużo przed nim pracy, ale to materiał na dobrego zawodnika. Z młodszych wyróżnia się Mogielnicki, może do tego któryś bramkarz.

Czy biorąc pod uwagę cały zespół, aktualny potencjał SMS-u jest wyższy czy niższy w porównaniu do lat poprzednich? Dostajecie lepiej wyszkolonych zawodników?

- Przede wszystkim do SMS-u nie dostajemy 100 procent zawodników, którzy powinni tutaj być. Dostajemy około 60-70 procent. Są ośrodki, które w ogóle nie dają graczy, na przykład Płock, ale tam akurat szkolenie się odbywa. Nie dają też Kielce, Warszawa, Wrocław. Przychodzą do nas chłopcy, którzy zaczynają treningi od podstaw, jak pewien piłkarz z Tczewa. Prawdopodobnie będzie grał, ale 3 lata to za mało, aby odpowiednio go wyszkolić. Jeżeli chodzi o potencjał, to jest on podobny jak w poprzednich latach. Problemem jest brak zawodników obrotowych. Jeden nie zdał do kolejnej klasy, a jak u nas ktoś nie zda, to nie może być w szkole. Z kolei drugi wyjechał, bo znudziła mu się piłka ręczna. Na obrocie gramy surowymi zawodnikami, a to jest pozycja kluczowa.

Jeśli dostajecie surowych zawodników, to nie powinno być ośrodków gimnazjalnych, aby szkolenie odbywało się od wcześniejszych lat?

- Ośrodki gimnazjalne powinny obligatoryjnie istnieć w każdej grupie drugiej ligi i z tych ośrodków powinni być zawodnicy przekazywani do SMS-u. Druga sprawa to to, że w kraju powinny być co najmniej cztery takie szkoły. Młodzież byłaby w nich od poniedziałku do piątku, a w weekendy rozjeżdżaliby się do klubów macierzystych i spotykali się z rodziną. Uczniowie mieliby do domów góra 250-300 kilometrów, a nie po 700-800 jak teraz. Trzeba to zmienić, bo inaczej na starcie zostaniemy w blokach. Nawet Rumuni mają szkoły sportowe, gdzie jest 100 procent zawodników. Nasi siatkarze też mają 100 procent. A u nas?

Jaką widzi pan przyszłość kadry Polski?

- Jeżeli ci chłopcy nadal będą robić postępy pod kierunkiem trenera Wenty, to kadra na 3-4 lata powinna być bardzo mocna. Są roczniki 82, 83, 84, które mają nadal ogromny potencjał. Jest też dobry rocznik 88 z Kostrzewą. Wszyscy muszą się jednak ogrywać, grać w dobrych klubach - najlepiej zagranicznych, a najlepiej, żeby powstał drugi taki klub jak Vive, czyli w pełni profesjonalny. Wtedy piłkarze cały czas grają na najwyższym poziomie.

W ubiegłym sezonie SMS przegrywał większość meczów w I lidze. Teraz jest zupełnie inaczej. To SMS jest lepszy, czy poziom rozgrywek jest słabszy?

- SMS jest może trochę lepszy w porównaniu z ubiegłym rokiem, jednak przede wszystkim poziom się obniżył. Kilka zespołów jest słabszych, jak AWF Warszawa. Grunwald buduje nową drużynę i myślę, że to się w Poznaniu uda. Brakuje przede wszystkim dobrych graczy. Szkolenie jest na średnim poziomie. Sami tego jednak nie zrobimy, wszystko musi iść od góry. Zawodnicy mają rację, że zaprotestowali. Wszystko trzeba ruszyć. Potrzebne są choćby turnieje na trawach, aby był to sport masowy. Bez dużej ilości zawodników nie będzie jakości. Prosta sprawa.

Piłka ręczna ma jednak ten minus, że poprzez trudną sytuację w klubach nie może zaoferować młodemu człowiekowi wysokich zarobków. Wiadomo, że przeciętni siatkarze, czy piłkarze mają w Polsce o wiele więcej pieniędzy niż szczypiorniści, czy hokeiści...

- Zgadza się. Przede wszystkim my dostajemy zawodników trzeciego-czwartego frontu, po piłce nożnej, siatkówce, a nawet koszykówce. Siatkówka poprzez popularyzację zrobiła świetną robotę. Polsat pomaga piłce ręcznej, ale przede wszystkim muszą przyjść pieniądze dla trenerów na dole. To nie są duże finanse w skali kraju, a nie możemy stracić potencjału tych szkoleniowców.

Patrząc na przykład Gdańska, brakuje też chyba menadżerów. Za kilkaset tysięcy złotych od sponsorów można byłoby przecież zrobić tutaj jakiś wynik...

- To prawda. W Gdyni jest aktualnie koszykówka damska i męska na wysokim poziomie, do tego piłka ręczna kobiet. To wszystko przecież pochodzi z Gdańska. Pieniądze są, tylko trzeba je znaleźć. Żeby utrzymać drużynę na poziomie ekstraklasy w piłce ręcznej, potrzeba 700-800 tysięcy złotych. To nie są wielkie pieniądze w porównaniu z koszykówką, piłką nożną, siatkówką, czy żużlem. Muszą być ludzie, którzy będą potrafili to zorganizować. Dobrzy trenerzy się znajdą, gdy będą środki finansowe.

Komentarze (0)