Druga pozycja w grupie I sprawiła, że rywalem Polek w ćwierćfinale mistrzostw świata została Norwegia. Ekipa ze Skandynawii legitymowała się takim samym dorobkiem punktowym, jak drużyna Marka Karpińskiego. Zajęła jednak trzecią pozycję w grupie II, ustępując Brazylijkom oraz Rosjankom.
Norweżki to nie jest ulubiony team Biało-Czerwonych. Nasze panie pamiętają finał mistrzostw Europy z 2017 roku z Zagrzebia. Wtedy osiągnęliśmy swój największy sukces, ale w ostatnim spotkaniu przegraliśmy z zespołem z północnej części Starego Kontynentu 0:2.
Z drugiej strony nadarzyła się okazja do rewanżu. Wszystko wskazywało, że tak się właśnie może stać. Tym bardziej, że po zaciętej bitwie pierwszego seta Biało-Czerwone wygrały w stosunku 17:16. Druga partia nie była już tak udana. Mistrzynie Europy pokazały klasę. Rozbiły Polki aż 24:9. To była jak dotąd najwyższa przegrana naszego zespołu na tym turnieju.
O końcowym zwycięstwie i awansie do strefy medalowej decydować miały zatem "shoot-outy". Te były już bardziej zacięte. Niestety, lepiej wykonywały je rywalki, które tym samym znalazły się w najlepszej czwórce mistrzostw. Zawodniczkom Karpińskiego pozostała walka o miejsca 5-8. Jeszcze w sobotę (28 lipca) zagrają z Paragwajkami. To kolejna okazja do rewanżu za porażkę w pierwszym spotkaniu drugiej rundy.
Polska - Norwegia 1:2 (17:16; 9:24; 4:6)
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: PGE VIVE Kielce ponownie mistrzem Polski