Milik wśród największych pechowców w historii reprezentacji Polski. Kontuzje odebrały im szanse na wielkie kariery

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Arkadiusz Milik znalazł się na zakręcie kariery po tym, jak doznał drugiego w ciągu roku poważnego urazu kolana. Polski futbol zna już niestety przypadki wybitnych piłkarzy, którym kontuzje odebrały szanse na zrobienie wielkich karier.

1
/ 5

Gdy 17-letni Arkadiusz Milik wchodził do pierwszej drużyny Górnika Zabrze, nie bez podstaw nazywano go "nowym Lubańskim". W końcu łączyły ich nie tylko klub i skala talentu, ale też data urodzenia - obaj przyszli na świat 28 lutego. Niestety, teraz udziałem Milika stały się też takie same problemy, jak ten, który wyhamował karierę jednego z najlepszych polskich piłkarzy w historii.

Podczas rozegranego 6 czerwca 1973 roku meczu el. MŚ 1974 z Anglią w Chorzowie (2:0) Lubański zdobył drugą bramkę, w zasadzie pieczętując powrót Polski na mundial po 36 latach. Na Weltmeisterschaft '74 jednak nie wystąpił, ponieważ w spotkaniu z Anglią doznał skomplikowanego urazu kolana. Kto wie, czy z nim w składzie Biało-Czerwoni nie sięgnęliby w RFN-ie po złote medale?

Lubański ucierpiał w starciu z Royem McFarlandem, ale nie miał do Anglika pretensji. "Stawiając nogę, trafiłem na jakąś nierówność boiska. Całym ciężarem rozpędzonego ciała, mając lekko skrzywione kolano, usiadłem dosłownie na nodze. Trzask był okrutny, jakby ktoś złamał gałąź. Tak głośny, że słyszałem go mimo wiwatów tłumu. Poczułem potworny ból. Cały stadion zawirował i już wiedziałem, że stało się coś złego" - wspominał w swojej biografii.

Gdy doznał urazu, miał ledwie 26 lat i był na szczycie. Dość powiedzieć, że działacze samego Realu Madryt robili wiele, by wydostać go z Górnika, ale ze względu na obowiązujące wówczas przepisy Lubański nie mógł wyjechać z Polski. O powrót do zdrowia walczył niespełna dwa lata - ponownie wybiegł na boisko dokładnie 655 dni po pechowym meczu w Chorzowie. Dawnej formy już nie odzyskał. W reprezentacji Polski zagrał jeszcze tylko 13 razy i strzelił tylko cztery gole. Wziął udział w MŚ 1978, ale bramki na mundialu nie zdobył.

Na pocieszenie pozostaje mu miano najlepszego strzelca w historii reprezentacji Polski, ale to, że Robert Lewandowski odbierze mu rekord wszech czasów, jest tylko kwestią czasu. Lubański ma na koncie 48 bramek w drużynie narodowej, a "Lewego" od niego dzielą już tylko dwa trafienia.

2
/ 5

Włodzimierz Lubański był wielkim nieobecnym mundialu w Niemczech, ale podczas MŚ 1974 reprezentacja Polski była osłabiona brakiem nie tylko swojego kapitana, ale też Zygmunta Anczoka. Zawodnik Górnika Zabrze, według wielu najlepszy lewy obrońca w historii polskiego futbolu, był absolutnie podstawowym graczem pierwszej "11" zespołu Kazimierza Górskiego, ale na mundialu w RFN-ie nie zagrał z powodu kontuzji kości śródstopia.

Z urazem, który odnawiał mu się łącznie cztery razy (!), walczył już od 1972 roku i ostatecznie przegrał tę nierówną walkę. Gdy jego koledzy z legendarnej drużyny Górskiego świętowali zdobycie srebrnego medalu MŚ, on oswajał się z myślą o zakończeniu kariery.

Ostatni mecz w reprezentacji zagrał w marcu 1973 roku. Pół roku zrobiono mu przeszczep, co oznaczało trzy miesiące w gipsie. Górski liczył na to, że jego podopieczny wróci do formy przed mistrzostwami, ale 24 kwietnia 1974 roku nadzieja umarła. W ligowym meczu z Odrą Opole i to na oczach selekcjonera, Anczokowi odnowił się uraz.

- Piękna pogoda, przed końcem pierwszej połowy przyszedł taki ruch, lewa noga, prawa, oparłem się na na prawej nodze i poczułem, że strzeliło wszystko. Najpierw pomyślałem: "Na mistrzostwa nie jadę". A chwilę później doszło do mnie, że to chyba w ogóle koniec - mówił po latach.

Złoty medalista IO 1972, który rok wcześniej wziął udział w pożegnalnym meczu Lwa Jaszyna, co było nie lada wyróżnieniem, na emeryturę musiał przejść już w wieku 28 lat.

3
/ 5

Na liście największych pechowców w historii reprezentacji Polski jest też aktualny selekcjoner Biało-Czerwonych. Mając 21 lat, Nawałka był jednym z odkryć MŚ 1978, ale jego zawodnicza przygoda z drużyną narodową dobiegła końca już dwa lata później - ostatni raz w koszulce z orłem na piersi zagrał 9 lipca 1980 roku.

Nawałka może mówić o wielkim pechu. Kontuzje prześladowały go, choć miał opinię pierwszego profesjonalisty w polskim futbolu. W latach '70 poprzedniego wieku dbał o prawidłowe odżywianie i stronił od alkoholu, choć w tamtym czasie polska piłka była skąpana w wódce. Pod względem prowadzenia się wyprzedził swoją epokę, ale organizm i tak odmówił mu posłuszeństwa. Koledzy z Wisły Kraków żartowali, że "Nawałka kładzie się spać zdrowy, a budzi się z kontuzjami".

Po mundialu w Argentynie, jako najpopularniejszy piłkarz młodego pokolenia, wspólnie z m.in. Marylą Rodowicz, Czesławem Niemenem i Mirosławem Hermaszewskim znalazł się w składzie polskiej delegacji na światowe dni młodzieży, które odbywały się na Kubie. Po powrocie do kraju z marszu zaczął grać i wtedy organizm się zbuntował. Nawałka zmagał się z urazami niemal każdej części ciała, a ostatecznie rozsypał się w 1980 roku: od września tamtego roku do kwietnia 1982 roku w ogóle nie pojawił się boisku! Do formy z mistrzostw w Argentynie nigdy już nie wrócił, a profesjonalną karierę zakończył już w wieku 28 lat.

"To jakaś kpina: my robiliśmy wszystko, by zniszczyć organizmy, ale one dzielnie się broniły, natomiast Adam starał się poświęcić piłce, a pociechę mieli z niego nie kibice, lecz lekarze. Dochodziło do tego, że Adam kładł się spać zdrowy, a budził kontuzjowany" - wspominał w autobiografii "Spalony" kolega z Wisły i reprezentacji, Andrzej Iwan.

ZOBACZ WIDEO Specjalnie dla WP SportoweFakty! Spiker Napoli wspiera Milika. Po polsku!

4
/ 5

Sam "Ajwen" też jest przykładem wielkiego talentu, którego rozwój wyhamowała kontuzja. Iwan to najmłodszy w historii reprezentacji Polski uczestnik mundialu - w 1978 roku wziął udział w mistrzostwach w Argentynie, mając niespełna 19 lat. Rzutem na taśmę dostał się do kadry, która miała walczyć o złote medale, a debiut w drużynie narodowej zaliczył właśnie podczas turnieju, co wiele mówi o wielkości jego talentu.

Cztery lata później do Hiszpanii jechał już jako kandydat na gwiazdę MŚ 1982. Był pierwszym wyborem Antoniego Piechniczka, jeśli chodzi o obsadę ataku, ale dwunasty w historii mundial nie otworzył mu drzwi do wielkiej kariery, lecz je przed nim zatrzasnął. Już przed turniejem Iwan miał problem z mięśniem dwugłowym uda, ale selekcjoner nie chciał słyszeć o dłuższym odpoczynku swojego podstawowego napastnika. Iwan grał, a w drugim meczu turnieju z Kamerunem eksploatowany organizm nie wytrzymał. Wykonując sprint do piłki, wiślak zerwał mięsień i dla niego mundial się skończył.

Sztab reprezentacji stracił zainteresowanie kontuzjowanym zawodnikiem, a nieleczony uraz pogłębił się. Iwan pauzował łącznie 267 dni i nigdy nie grał już tak jak przed kontuzją. Przed jej odniesieniem miał świetny bilans w drużynie narodowej (11 goli w 21 meczach. Po urazie w reprezentacji Polski rozegrał jeszcze tylko osiem meczów, w których zdobył jedną bramkę.

5
/ 5

W połowie lat '90 XX wieku Polska oszalała na punkcie dryblera z Widzewa Łódź. Marek Citko bez kompleksów radził sobie w Lidze Mistrzów, a jego gol strzelony Jose Molinie z Atletico Madryt niemal z połowy boiska, był jednym z najładniejszych trafień w edycji 1996/1997 Champions League.

Fenomen "Citkomanii", która zapanowała wtedy nad Wisłą, był o tyle zaskakujący, że w tamtym czasie wielką renomą za granicą cieszyli się Roman Kosecki, Piotr Nowak  czy Krzysztof Warzycha, ale polscy kibice zbawiciela rodzimego futbolu upatrywali właśnie w Citce, a nie w gwieździe Atletico Madryt, najlepszym rozgrywającym Bundesligi czy legendzie Panathinaikosu Ateny.

O Citkę biły się największe kluby najsilniejszych lig Europy, ale bajka została przerwana 17 maja 1997 roku, kiedy w ligowym meczu z Górnikiem Zabrze doznał poważnej kontuzji ścięgna Achillesa, po której wrócił na boisko dopiero jesienią 1998 roku. Przerwa trwała dwa razy dłużej, niż pierwotnie zakładano, a Citko nigdy nie odzyskał dawnej formy. Jego dalsza kariera to był zjazd po równi pochyłej.

Po latach okazało się, że w feralnym spotkaniu z Górnikiem nie powinien w ogóle zagrać. Wyszedł na boisko po otrzymaniu tzw. blokady od lekarza Widzewa: - Ja o tym nie wiedziałem, gdybym miał tego świadomość, to nie wystąpiłbym w tym meczu. Zostałem przez niego lekko oszukany.

Przygoda uznawanego za jeden z największych talentów w historii polskiego futbolu Citki z reprezentacją trwała tylko dwanaście miesięcy - od 19 lutego 1996 do 30 kwietnia 1997 roku. Jej bilans to dwie bramki w dziesięciu występach.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (0)