Ottmar Hitzfeld był solidnym piłkarzem, ale prawdziwą sławę zdobył jako trener, stopniowo budując swoją pozycję. Zaczął pracę trenerską w Szwajcarii w klubie FC Zug. Po kilku latach wylądował w Grasshoper Zurych, z którym dwa razy sięgnął po mistrzostwo kraju. To otworzyło mu bramy do trenowania Borussii Dortmund, gdzie jego osoba zaczęła świecić pełnym blaskiem.
Liga Mistrzów i oferta z Realu
Ekipę z Dortmundu Hitzfeld objął w 1991 roku. Początkowo nie osiągał z nią większych sukcesów, ale otrzymał dużo czasu na poukładanie wszystkich puzzli w jedną całość. Od 1995 roku Borussia stała się jedną z najlepszych drużyn w Europie. Najpierw zespół z Dortmundu dwa razy z rzędu sięgnął po mistrzostwo Niemiec, a później w sezonie 1996/1997 wygrał Ligę Mistrzów. Hitzfeld podczas finałowego spotkania pokazał swój kunszt.
Borussia Dortmund rywalizowała o trofeum z Juventusem. Mecz od samego początku układał się świetnie dla niemieckiego zespołu. Do przerwy było 2:0, ale później Juventus zdobył bramkę kontaktową i zrobiło się niebezpiecznie. Hitzfeld wprowadził w 70. minucie do gry 21-letniego Larsa Rickena. Ten przy pierwszym kontakcie z piłką z większej odległości posłał ją do siatki. 3:1 dla Borussii. Po sprawie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: solówka a la Messi! Mijał rywali jak tyczki
Hitzfeld został wybrany najlepszym trenerem roku, ale po zakończeniu sezonu 1996/1997 przeniósł się na stanowisko dyrektora sportowego. Mógł jednak zostać trenerem Realu Madryt.
- Odrzuciłem propozycję Realu po wygraniu Ligi Mistrzów. W związku z tą decyzją miałem trochę nieprzespanych nocy. W każdym razie pomyślałem, że zostałbym zwolniony jeszcze przed nauczeniem się języka hiszpańskiego - mówił Hitzfeld w rozmowie z "Blickiem".
Finał, który przeszedł do historii
Hitzfeld postanowił pozostać w Niemczech i zatrudniono go na stanowisku trenera Bayernu Monachium. Władze bawarskiego klubu miały nadzieję, że szkoleniowiec nawiąże z nowym zespołem do swoich wcześniejszych sukcesów. Już w sezonie 1998/1999 Bayern był o krok od wygrania Ligi Mistrzów. Długo prowadził z Manchesterem United, ale w samej końcówce stracił dwa gole. Monachijczycy byli załamani.
Ówczesny finał Champions League przeszedł do historii, ale trenerowi Bawarczyków nie było do śmiechu. Robił wszystko, aby ponownie wprowadzić drużynę do decydującej batalii o trofeum. Ta sztuka udała się w sezonie 2000/2001, a tam Bayern po rzutach karnych pokonał Valencię. Hitzfeld nazywany przez piłkarzy "generałem" mógł wreszcie na chwilę zapomnieć o porażce z Manchesterem United.
Ottmar Hitzfeld also led Bayern to glory in 2001! #HBD | #UCL pic.twitter.com/2oRN0XVQpA
— UEFA Champions League (@ChampionsLeague) January 12, 2022
Wypalenie
W 2004 roku Ottmar Hitzfeld poczuł, że potrzebuje przerwy. Z Bayernem zajął właśnie 2. miejsce w Bundeslidze, ulegając Werderowi Brema, lecz wcześniej pięciokrotnie zdobywał z bawarskim klubem mistrzostwo. Niemiecki szkoleniowiec miał wielką szansę objąć rodzimą reprezentację, która była rozbita po nieudanym Euro.
Hitzfeld jednak zaczął odczuwać trudy pracy na najwyższych obrotach w roli szkoleniowca. Po latach przyznał, że walczył z depresją.
- Zwycięstwa nie dawały mi radości. Adrenalina nie przychodziła. Myślałem sobie tylko, że to dobrze, że nie przegraliśmy. Choć najchętniej nie wychodziłbym wtedy spod kołdry, chciałem być trenerem. Nie rozmawiałem o tym z nikim. Po prostu robiłem swoje - mówił Ottmar Hitzfeld w rozmowie ze sport1.de.
- Najprostsze kontakty społeczne kosztowały mnie mnóstwo energii. Nawet rozmowa przez telefon była dla mnie problemem. Aż pewnego dnia siedziałem w aucie i dopadła mnie panika. Następnie lekarz Florian Holsboer przepisał mi leki. Zażywałem je przez trzy lata. Bardzo mi pomogły - dodał.
Wielki powrót
Do pracy wrócił w 2007 roku, przejmując w trakcie sezonu Bayern. Został zatrudniony w roli "strażaka", gdyż bawarski klub prezentował się słabo. Miał pracować cztery miesiące, a ostatecznie został na półtora roku. W sezonie 2007/2008 wstawił do klubowej gabloty trofeów mistrzostwo i Puchar Niemiec. Został uznany Trenerem Roku w Niemczech.
W 2008 roku został selekcjonerem reprezentacji Szwajcarii, którą prowadził przez sześć lat. W tym czasie nie osiągał oszałamiających sukcesów, ale drużyna pod jego wodzą spisywała się solidnie. Wywalczyła awans na mundial w 2010 oraz 2014 roku.
Na mistrzostwach świata rozgrywanych w Brazylii (2014) Szwajcaria dotarła do 1/8 finału, gdzie napsuła krwi faworyzowanej Argentynie. Po dogrywce Helweci przegrali 0:1, a Hitzfeld przekazał, że odchodzi na emeryturę.
Dramat przed ostatnim meczem
Kilka godzin przed spotkaniem 1/8 finału wybitny trener przeżył osobisty dramat, ponieważ dowiedział się o śmierci starszego brata.
W atmosferze smutku, ale dobrze wykonanej pracy zniknął z trenerskiej sceny. - Możliwość pracy z reprezentacją Szwajcarii była dla mnie zaszczytem. Moja robota jest już jednak skończona, a z trenerskiej kariery mogę być dumny - powiedział po meczu z Argentyną.
W 2015 roku Hitzfelda próbował zatrudnić chiński potentat Guangzhou Evergrande. Azjatycki zespół zamierzał skusić legendarnego trenera gigantyczną ofertą 25 mln euro za półtora roku pracy. Ten jednak odmówił.
- Przez półtora roku zarobiłbym więcej niż przez siedem lat w Bayernie. Ale mam już 66 lat i dziś liczą się dla mnie inne rzeczy, a przede wszystkim rodzina i zdrowie - powiedział wówczas "Blickowi".
W ostatnich latach Hitzfeld udziela się głównie jako ekspert. W trakcie 31 lat kariery trenerskiej doprowadził na europejski szczyt dwa największe niemieckie kluby, co czyni go jednym z najbardziej utytułowanych szkoleniowców w historii niemieckiej piłki, ale także tej europejskiej.
Czytaj także:
Artur Wichniarek zdecydowanie o wyborze selekcjonera. "To najrozsądniejsze rozwiązanie"
Luis Suarez zostanie na lodzie? Atletico Madryt coraz bliżej decyzji