- Gdy patrzyłem na mecze z Brugią, nie widziałem Lecha, który pokazywałby, że walczy w nich o wszystko. Wyglądał jak wypasiony karp w akwarium, który myśli, że wszystkie ryby są mu podległe. A tymczasem w drużynie brakowało kogoś, kto wczułby się w rolę piranii, rozruszał towarzystwo, pobudził do walki. Nie wiem, czy dotychczas takim człowiekiem był Franek Smuda. Może ktoś na boisku? Nie chodzi o brak zaangażowania, bo wszyscy w tych meczach się starali, ale o to, by ktoś to zaangażowanie pokierował w odpowiednią stronę. Nie krytykowaniem czy krzykiem. Jednym dobrym zagraniem, pewną siebie postawą.
- Rolę takiego lidera próbował na początku pierwszego meczu przejąć Semir Stilić. Zrobił dwa agresywne wślizgi, chciał pokazać, że będzie walczył, ale wyglądało to nienaturalnie. Mówiąc brzydko, zaczęło bardziej śmierdzieć żółtą kartką niż zanosiło się na to, że on może zostać takim liderem - powiedział Czesław Michniewicz.