Nasi liderzy, Robert Lewandowski i Kamil Glik, mają dziś po 33 lata. Trzeba być przygotowanym na to, że za rok, dwa poważnie zbliżą się do końca kariery piłkarskiej. Tymczasem na horyzoncie nie widać godnych następców. Musimy być przygotowani na to, że naszą drużynę czeka bolesne zderzenie z nową rzeczywistością.
Historia lubi się powtarzać
W 1986 roku po mundialu w Meksyku, gdzie odpadliśmy z Brazylią, na drużynę narodową spadła wielka fala krytyki. Wtedy lider kadry, Zbigniew Boniek, wypowiedział w studio TVP słowa, które brzmiały (wówczas!) zupełnie niewinnie: "Jeżeli w następnych czterech kolejnych edycjach mistrzostw świata osiągniemy podobny sukces, będzie to satysfakcja zarówno dla nas sportowców, trenerów, działaczy i przede wszystkim dla kibiców w Polsce".
Na następny turniej reprezentacja Polski pojechała dopiero po 16 latach. Od 1986 roku największym sukcesem kadry narodowej był ćwierćfinał EURO 2016. Dlaczego o tym piszemy? Bo niewykluczone, że czeka nas kolejny bardzo trudny okres w historii. Każdy z naszego pokolenia, a więc urodzeni w latach 70. i 80. wie, że to nic przyjemnego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowity pocisk! Bramkarz stał jak zamurowany
Czynnik jakości
Lars Lagerbaeck powiedział kiedyś, że w Europie jest około 8 topowych drużyn. Zaliczają się do nich: Anglia, Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania, Portugalia, Holandia i od niedawna Belgia. Pozostałe drużyny, między 9 a 30 miejscem, reprezentują w miarę podobny poziom i czasem jakiś czynnik sprawia, że któraś z nich jest w pewnym okresie bliżej czołówki.
U nas takim czynnikiem w ostatnich latach był/jest Robert Lewandowski. Można powiedzieć, że spadł nam z nieba i przez wiele lat niósł na plecach polski futbol.
Mecz z Węgrami pokazał, ile jesteśmy warci bez naszych liderów, Lewandowskiego oraz Kamila Glika. Ten drugi w ostatnich latach miał kolosalny wpływ na naszą grę defensywną.
I niestety jesteśmy warci niewiele. Mamy dziś zawodników, którzy są solidni, mogą występować w zachodnich klubach, są niezłym uzupełnieniem, ale nie są liderami.
Że tak jest, przekonaliśmy się choćby w przegranym 1:2 meczu z Węgrami. Przez pierwsze kilkanaście minut Polska grała agresywnym pressingiem i to blisko bramki rywala. Było z tego zagrożenie, ale nic nie wynikało.
Brakowało nam środkowego pomocnika, który podejmuje odważne decyzje i działa szybko. Zdecydowanie takiej roli nie pełni Mateusz Klich, choć bardzo byśmy tego chcieli. Jego podania, poza wyjątkami, nie są wizjonerskie, nie widzi więcej niż inni. Nie ma tego czegoś, co cechowało wielkich rozgrywających. Nie działa szybko. Jest dobrym zawodnikiem, ale nic więcej.
W pierwszej połowie zagrożenie z naszej strony było raczej po akcjach Jakuba Modera. To jeden z tych piłkarzy, który jest postrzegany zdecydowanie bardziej pozytywnie, przesuwa grę do przodu, robi przewagę, potrafi użyć niekonwencjonalnego zwodu. W meczu z Węgrami mógł zachować się lepiej przy pierwszej bramce dla rywali.
Podobnie jest z Piotrem Zielińskim, który go zmienił. Robi przewagę z przodu, ale przy bramce numer 2 mógł spokojnie przyspieszyć i nie dopuścić rywala do strzału. Pokpił sprawę i przegraliśmy. Nie chodzi o to, żeby rozpatrywać tę jedną bramkę. Po prostu Zieliński pokazał po raz kolejny, że nie ma osobowości, by ciągnąć biało-czerwony wózek. Wiemy o tym od lat, ale łudzimy się, że może zacznie być inaczej.
Brakuje w środku pola zawodnika z dużą osobowością, lidera. Takim zawodnikiem kiedyś był Grzegorz Krychowiak, ale po 2016 roku jego forma poszybowała w dół i liderem już tylko bywał.
Bez kapitana mniej goli
Na szczęście z przodu mieliśmy Lewandowskiego. Paulo Sousa swoją decyzją o niewystawieniu do gry napastnika Bayernu być może popsuł eliminacje, ale też pokazał nam, ile jesteśmy warci bez najlepszego piłkarza świata.
Krzysztof Piątek, o którym niedawno pisano książki, którego nazywano nowym Lewandowskim, był spóźniony, brakowało mu przyspieszenia, nie potrafił minąć zawodnika w grze jeden na jednego. Jak na dłoni było widać jego wszystkie ograniczenia. Pytanie, co dalej Piątek z tym zrobi. Jednak 20 goli w sezonie w Serie A nie może być przypadkiem. Z drugiej strony, gdy się patrzy, jak gra dziś, można mieć wątpliwości, czy jeszcze wróci na poziom międzynarodowy.
Od początku eliminacji EURO 2016 aż do dziś kadra rozegrała bez Lewandowskiego 15 meczów i strzeliła w nich 18 bramek. W jedenastu meczach nie udało się strzelić więcej niż jednego gola, w tym w pięciu nie strzeliliśmy żadnego. Z Lewandowskim w składzie w 67 meczach strzeliliśmy 148 bramek. Średnio bez Lewandowskiego 1,2 bramki na mecz, z Lewandowskim 2,21 bramki na mecz.
Sito bez Glika
Obrona, co widzieliśmy przy obu straconych z Węgrami bramkach, nie gwarantuje szczelności pod nieobecność Kamila Glika. Zwłaszcza przy drugim golu, który padł z niewielkiej odległości, z przestrzeni, z której statystycznie zdobywa się najwięcej bramek, a więc między 6 a 11 metrem widać było kompletny bałagan w szeregach. Węgier nie miał prawa być bez krycia w tym miejscu. Zabrakło zawodnika, który poszedłby agresywnie "w pożar", takiego jak Glik.
W przeszłości mieliśmy aż nadto dowodów, że bez tego zawodnika nasza linia defensywna zamienia się w sito. Mundial w Rosji był najlepszym dowodem. Niedawno był też mecz z Węgrami na początek eliminacji, w którym Glik wszedł w końcówce. No i ten mecz przegrany na Stadionie Narodowym.
Wydawało się, że od mistrzostw w Rosji na naturalnego następcę Glika wyrośnie Jan Bednarek, ale wciąż nie jest gotowy, by być liderem formacji.
Ponura perspektywa
O ile prędzej czy później doczekamy się obrońcy na poziomie Glika (być może będzie to właśnie Bednarek), to zawodnik pokroju Lewandowskiego trafi się nam może za 20 lat. Może i wcześniej, ale też może i nigdy.
Statystyka jest brutalna. Od czasów Christo Stoiczkowa w Bułgarii nie urodził się nikt, kto osiągnąłby jego poziom. Od czasów Gheorghe Hagiego Rumuni nie mieli porównywalnego piłkarza. Podobnie z Ukrainą i Andrijem Szewczenką. Wiele krajów piłkarza tak wysokiej klasy nie miało nigdy. Byłoby więc bezczelnością oczekiwanie, że zaraz objawi się nam nowy Lewandowski.
Nasza liga dziś nie produkuje piłkarzy wysokiej europejskiej klasy. Nic nie wskazuje, żeby zbliżała się jakaś fala wyjątkowo uzdolnionych młodych graczy. Wyciągając Lewandowskiego z kadry, okaże się, że mamy drużynę na niewiele wyższym poziomie niż wiele przeciętnych europejskich krajów, pozbawioną zawodników odgrywających znaczącą rolę w europejskich kadrach.
Żeby było jasne, zdarzało się nam też zagrać naprawdę dobry mecz bez tych dwóch zawodników, z Ukrainą, gdy wygraliśmy 2:0 (11.11.2020), tyle tylko że tamten mecz nie miał większego znaczenia. W meczu o stawkę, z Węgrami, byliśmy po prostu słabi. A trzeba pamiętać, że to Węgrzy grali bez presji, w osłabieniu, a wynik nie dawał im nic poza satysfakcją. Przy okazji jest to zespół z pogranicza drugiej i trzeciej ligi europejskiej.
Mówiąc wprost, trzeba przygotować się na nadejście wieków ciemnych w polskiej kadrze. Na razie jeszcze napastnik Bayernu Monachium niesie na plecach polski futbol, ale wiecznie grał nie będzie.