W piątek w gabinecie prezesa Cezarego Kuleszy znaleziono aktywne urządzenie, które zamontowano w obudowie grzejnika. Wysyłało ono sygnał do nieokreślonego jeszcze odbiorcy.
- To prawda. Firma znalazła podsłuch w naszym gabinecie. Zawiadomiliśmy policję. Śpimy jednak spokojnie, bo nie mamy nic do ukrycia - powiedział nam szef PZPN.
O sprawie poinformowane zostały odpowiednie organy. Zgłoszenie przyjęła Komenda Stołeczna Policji, która wszczęła postępowanie z art. 267 par. 3 ("Bezprawne uzyskanie informacji").
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tego byś się nie spodziewał po trenerze Roberta Lewandowskiego
"Kto w celu uzyskania informacji, do której nie jest uprawniony, zakłada lub posługuje się urządzeniem podsłuchowym, wizualnym albo innym urządzeniem lub oprogramowaniem, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2" - tak brzmi treść wspomnianego artykułu.
Na tym jednak nie koniec. Jak ustaliliśmy, działający w imieniu PZPN Piotr Szefer (dyrektor biura prezesa związku) złożył w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
Przypomnijmy, że tzw. afera podsłuchowa wybuchłą w sobotę. Odpowiednie służby zajęły się sprawdzeniem całej siedziby związku, a urządzenie z gabinetu prezesa Kuleszy zostało zabezpieczone.
"Jednostka dochodzeniowo-śledcza Policji zakończyła oględziny w gabinecie Prezesa PZPN. Urządzenie podsłuchowe zostało zabezpieczone przez Policję. Podjęliśmy decyzję o niezwłocznym rozpoczęciu kontroli kolejnych pomieszczeń w siedzibie PZPN - napisał na Twitterze Piotr Szefer.
Zobacz także:
PZPN poinformował, kto znalazł podsłuch w ich siedzibie
To ten selekcjoner postawił na niego. Wyboista droga Łukasza Fabiańskiego w kadrze