Hit w Warszawie. Legia ma dość tracenia punktów

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: trener Czesław Michniewicz
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: trener Czesław Michniewicz

W sześciu rozegranych meczach ligowych piłkarze Legii Warszawa przegrywali trzykrotnie. W sobotnim spotkaniu z Rakowem Częstochowa (godz. 20) mistrzowie Polski muszą wygrać, by gonić czołówkę.

Jeśli Legia Warszawa wygra z Rakowem Częstochowa, zmniejszy dystans do prowadzącego Lecha Poznań do sześciu punktów. Mając w perspektywie dwa zaległe spotkania z Zagłębiem Lubin i Bruk-Bet Termalicą Nieciecza, sytuacja mistrzów Polski wcale nie jest tak zła, jak niejednokrotnie ją przedstawiano.

Legia rozegrała dotychczas sześć ligowych meczów, z których aż trzy przegrała. Mistrzowie Polski już na starcie sezonu stracili dziewięć punktów. - Patrzymy na to przez pryzmat zdobytych punktów, a tych mamy dziewięć. Lipiec i sierpień poświęciliśmy na to, aby awansować do miejsca, o którym marzyliśmy, czyli Ligi Europy. Trudno jest to wszystko pogodzić. W lipcu i sierpniu straciliśmy sześć punktów: z Radomiakiem i Wisłą Kraków. Pierwsze spotkanie było przed Dinamem Zagrzeb, a drugie po Slavii Praga. Potem pechowo przegraliśmy we Wrocławiu, choć nie graliśmy wielkiego meczu. W ten sposób dziewięć punktów nam uciekło. Z drugiej strony, czołówka tabeli też traci punkty - powiedział trener Czesław Michniewicz podczas briefingu.

Stołeczny zespół jest w trakcie maratonu meczów. W przyszłym tygodniu czekają starcia z Leicester City w Lidze Europy, w Gdańsku z Lechią, a na horyzoncie jest również prestiżowe spotkanie z Lechem, aktualnym liderem rozgrywek. - Myślimy, w jaki sposób najlepiej to rozwiązać logistycznie. Mecz z Leicester zakończy się w czwartkowy wieczór, a w niedzielę gramy w Gdańsku. Później, po przerwie na reprezentacje, zagramy z Lechem. Potem jest wyjazd do Neapolu, a w niedzielę mecz z Piastem. Do tego Puchar Polski. Meczów jest dużo. Mamy świadomość, że będzie trochę jeżdżenia, grania, regeneracji. Kadra jest liczna, oby tylko omijały nas kontuzje - mówi trener Michniewicz.

Na początek wspomnianego maratonu z mocnymi przeciwnikami Legia zagra z Rakowem, wicemistrzem Polski, zdobywcą Pucharu oraz Superpucharu, jedną z czołowych ekip w PKO Ekstraklasie. - My i Raków lubimy atakować. Oczywiście, każdy klasowy zespół musi umieć bronić, bo w spotkaniu są takie fazy, w których trzeba wybronić parę sytuacji. Ale myślę, że będzie to otwarty mecz. Liczymy na dobre widowisko w naszym wykonaniu, stać nas na dobrą grę. Ostatnio mieliśmy różne problemy. Okres lipiec-sierpień był dla nas bardzo trudny. Graliśmy wiele spotkań, było wiele podróży. Cel był jednak jeden - zagrać na jesieni w Europie, co się udało. Dziś wiemy, że czeka nas jeszcze pięć meczów w Lidze Europy, ale też chcemy dobrze grać w lidze, żeby za rok znowu móc walczyć w Europie. Cel jest jeden - walka o mistrzostwo Polski - stwierdził.

Komplementował też cały zespół Rakowa i zdawał sobie sprawę, że Legię czeka w sobotę bardzo wymagające starcie. - Raków gra w podobny sposób, a to olbrzymia zasługa trenera i właściciela klubu, że dobierają zawodników pod styl, który preferują od lat. Drużyna, która bardzo dobrze prezentuje się motorycznie w każdym spotkaniu, gra bardzo wysokim, agresywnym pressingiem. Trójka napastników cały czas przeszkadza w rozegraniu już od własnego pola karnego. Trzeba będzie umiejętnie wychodzić spod pressingu. Ale to też bardzo groźny zespół, jeśli chodzi o przejęcie piłki. Bardzo szybko przechodzą do ataku, trójka snajperów szybko wychodzi na wolne pole. Oczywiście, mają groźne stałe fragmenty gry. Jest Andrzej Niewulis, po kontuzji wrócił Tomas Petrasek. Widać od razu, że będzie groźny w każdym polu karnym. Musimy być też na to przygotowani, że każdy stały fragment gry, to będzie olbrzymia szansa dla przeciwnika. A my musimy się z tego wybronić - podsumował trener Michniewicz.

CZYTAJ TAKŻE:
Napastnik Radomiaka zawiódł trenera. "Musi się wziąć do roboty"
Skandal w polskie lidze. Drużyna z Częstochowy cały rok będzie grała na wyjeździe

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się stało?! Po trzech sekundach prowadzili 1:0

Źródło artykułu: