Dariusz Tuzimek: Widziałem wojnę o wszystko

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Polski
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Polski

Po meczu z Anglią warto bić brawo, bo zagraliśmy bardzo poprawnie w obronie, bo pokazaliśmy charakter, a kibice zawsze to doceniają. Cieszyć się trzeba, bo było lepiej, ale też szybko trzeba trzeźwieć. Bo najtrudniejsze dopiero przed nami.

Remis w praktyce oznacza tyle, że nie dogonimy już Anglików, ale to można było przewidzieć już po marcowych meczach naszej reprezentacji.

Oczywiście w pełni rozumiem tę środową euforię na Narodowym, bo wyrównaliśmy w doliczonym czasie gry, a poza tym mamy wobec Anglików kompleks niższości. Wygraliśmy z nimi tylko raz i to prawie pół wieku temu. Radość po meczu była jak najbardziej na miejscu, ale ten remis trudno nazwać zwycięskim (w odróżnieniu od słynnego remisu z Wembley w 1973). Punkt zdobyty w środę na Anglikach ma mniejsze znaczenie w tabeli (choć oczywiście istotne) niż korzyść mentalna, jaką może odnieść reprezentacja z faktu, że potrafiła się dzielnie postawić wicemistrzowi Europy.

Bo jeśli to środowe spotkanie w jakikolwiek sposób gloryfikować, to dlatego, że daje nadzieję, iż stanie się tym meczem przełomowym dla kadry Sousy. Tak jak dla kadry Beenhakkera przełomem było pokonanie 2:1 Portugalii, a dla reprezentacji Nawałki wygrana 2:0 z Niemcami.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie można się nie wzruszyć. Reakcja ojca znanego piłkarza mówi wszystko

Czy to będzie przełom? Tego nie wiemy. Z jednej strony są podstawy do optymizmu, bo zagraliśmy dobrze i konsekwentnie w obronie (co przecież było piętą achillesową kadry Sousy), podjęliśmy fizyczną walkę wręcz, nastawienie mentalne było świetne, nie brakowało asekuracji i mądrej gry opartej na utrzymywaniu się przy piłce. Może dzięki remisowi z Anglią nasi piłkarze uwierzą, że oni też mogą grać w piłkę (nie tylko przeszkadzać), nawet z bardzo silnym przeciwnikiem.

Tu trzeba oddać Sousie, że jego pomysł na odważną grę wypalił. Mało który polski trener upierałby się, że z takim rywalem jak Anglia mamy próbować prowadzić grę i utrzymywać się przy piłce. Nie lubię generalizować, ale wielce prawdopodobne jest, że nasi szkoleniowcy szukaliby szansy w szczelnej obronie, kontratakach i stałych fragmentach gry.

Sousa pochodzi z kraju, w którym rozgrywanie piłki, próby dominowania przeciwnika są czymś naturalnym. Ale polski piłkarz nie jest ani do tego szkolony, ani nie ma tego w mentalności. Od najmłodszych lat jest uczony, że trzeba szukać sposobu, fortelu, podstępu.

Ale wcale tak być nie musi. Teraz płacimy za lata zaniedbań w szkoleniu, jednak warto to zmieniać. Jak mawiał jeden z ekspertów: "gra w piłkę zawsze się obroni". Prawda, że przyjemnie się patrzyło na sposób, w jaki grali z nami Albańczycy? Dobrzy technicznie, szybcy, dynamiczni, w bezustannym ruchu, ze świetnym wychodzeniem na pozycje. I niech nas tu nie zmyli sam wynik (1:4), bo mam na myśli prowadzenie gry, a nie finalizację akcji, czyli skuteczność. To dwie różne rzeczy.

Bardzo chciałbym wierzyć, że mecz z Anglią przyniesie nam - w dłuższej perspektywie - owoce większe niż ten jeden punkt. Czy nastąpił przełom, zmiana mentalna, przekonamy się dopiero w październiku, gdy pojedziemy do Albanii na kluczowy mecz tych eliminacji. Czy mamy prawo wierzyć, że konfrontacja z Anglikami "zbuduje" naszą reprezentację? Tu trzeba być ostrożnym, bo pesymiści wskazują, że takim "meczem założycielskim" dla kadry Sousy miał być z trudem wywalczony remis z Hiszpanami na Euro 2020. Wtedy też nakręcaliśmy się, że tamten wynik ma wielkie znacznie, a jednak po nim przyszło kiepskie spotkanie ze Szwecją, które skończyło nam udział w turnieju.

Wygranie dwustopniowych barażów będzie bardzo trudne. Ale żeby w ogóle mieć szansę do nich stanąć, to trzeba przypilnować drugiego miejsca w grupie. Łatwo nie będzie. Bo Albania ma wielki potencjał, co pokazała już w Warszawie, a Węgry są drużyną kompletnie nieprzewidywalną, która nie może się "odkręcić" po udanym występie na Euro, ale do listopada - a dopiero wtedy z nimi gramy - może się jeszcze pozbierać do kupy.

Po spotkaniu z Anglią ważne jest, żeby nie zgubić tego najwyższego stopnia koncentracji, bo to on pozwolił postawić się Anglikom. Tyle tylko, że do tej pory ta hiperkoncentracja pojawiała się wyłącznie w starciach z rywalami z najwyższej półki. Potrafiliśmy zgubić skupienie nawet w meczu z San Marino, a głupie bramki straciliśmy w meczach ze wszystkimi rywalami poza Andorą.

W meczu z Anglią czuło się, że każdy z piłkarzy ma coś do udowodnienia. Szczęsny, że potrafi być skoncentrowany; Bednarek, że nie zasługuje na ławkę w klubie; Glik, że jeszcze się nie skończył; Dawidowicz, że w ogóle się nadaje; Linetty, że nie gra tylko dlatego, że nie ma pięciu innych środkowych pomocników; Krychowiak, że nie jest tak beznadziejny jak na Euro 2020; Jóźwiak i Puchacz, że kadra to dla nich nie za wysokie progi; Moder, że potrafi poprowadzić grę reprezentacji nie gorzej niż Zieliński czy Klich; Buksa, że nie jest gorszy od Milika czy Piątka. Tylko pan piłkarz - Robert Lewandowski nie musiał niczego udowadniać. Trzeba przyznać, że znakomita większość reprezentantów zdała ten trudny egzamin. Wielu z nich zagrało nawet powyżej swoich możliwości. I właśnie o to chodzi.

Optymizmem napawa postawa kilku piłkarzy, o których jeszcze niedawno nikt nie myślał w kontekście reprezentacji. Adam Buksa nie tylko świetnie schodził po piłkę. On daje nadzieję, że się przy niej utrzyma. Na dzisiaj w jego przypadku wierzę w to bardziej niż w przypadku Milika czy Piątka. Buksa daje też nowe możliwości Lewandowskiemu w rozegraniu piłki w środku pola i dobrze to wygląda.

Jakub Moder pokazuje z każdym następnym meczem, że bardzo się rozwija i może być naszym playmakerem. Świderski, gdy wchodzi z ławki, wnosi dużo ożywienia do drużyny, daje dużo energii. Damian Szymański - choć moim zdaniem nie będzie zbawieniem reprezentacji - udowodnił, że swoją szansę można wygrać nawet w meczu z takim rywalem jak San Marino.

Teraz kwestią Sousy jest, by tak trafić do głów piłkarzy, żeby Albanię i Węgry potraktowali jak Hiszpanię i Anglię. W środę na Narodowym momentami widziałem wojnę o wszystko i taką wojnę chcę zobaczyć w październiku i listopadzie.

Z Anglią było twardo, agresywnie, a kiedy trzeba było momentami brutalnie i cwaniacko. Ale - jak powiedział w pomeczowym wywiadzie Robert Lewandowski - poza charakterem i jajami to potrzebna jest też jakość piłkarska.

Chodzi o to, żeby nie wybijać piłki do przodu na pałę, ale żeby po odbiorze próbować ją rozgrywać i dłużej przy niej utrzymywać, konsekwentnie budować akcję. Ma Robert absolutną rację, że w tym elemencie mamy największe rezerwy.

Zobaczymy, na ile Sousie uda się z tego potencjału wyciągnąć.

Dariusz Tuzimek

Źródło artykułu: