Przez 555 minut wicemistrzowie Polski nie stracili bramki w europejskich pucharach. Seria ta skończyła się w doliczonym czasie gry pierwszej połowy w Gandawie, gdy Vladana Kovacevicia pokonał Farik Tissoudali. W drugiej połowie gole dołożyli jeszcze Vadis Odjidja-Ofoe oraz Julien de Sart (więcej o meczu TUTAJ)
- Wygrał zespół lepszy i to zasłużenie. Smutno nam, że odpadamy na ostatniej prostej. Piłka jest nieprzewidywalna. Liczyliśmy na niespodziankę i z takim nastawieniem przyjechaliśmy do Belgii. Mieliśmy swoje sytuacje, ale przeciwnik stworzył lepsze i umiał je wykorzystać - powiedział na pomeczowej konferencji prasowej Marek Papszun.
- Fajna przygoda za nami. To jest duże doświadczenie dla drużyny, dla klubu, dla całej społeczności wokół Rakowa, ale także dla władz miasta. Prezydent Częstochowy mógł zobaczyć, jak to wygląda na świecie. Sam jestem teraz ciekaw, w jakim kierunku to u nas pójdzie - dodał szkoleniowiec Rakowa Częstochowa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie mieści w głowie! Zobacz, co ten Polak potrafi
Czerwono-niebiescy to absolutny debiutant i kopciuszek w europejskich pucharach. Każde spotkanie to dla tej drużyny ogromna dawka doświadczenia. To była okazja, by porównać się do KAA Gent, który w ostatnich siedmiu latach pięciokrotnie występował w fazach grupowych europejskich rozgrywek.
- Fajnie było zagrać z taką drużyną, by zobaczyć, jak wiele nam brakuje. Mam nadzieję, że za rok - jeśli taka sytuacja się w ogóle powtórzy - będziemy potrafili pokonać rywala i awansować do fazy grupowej. Liczę, że stanie się to w Częstochowie, przy rzeszy naszych kibiców - ocenił Papszun.
Choć Raków nie awansował do fazy grupowej, i tak dał sporo radości swoim kibicom i pokazał się z bardzo dobrej strony przed międzynarodową publicznością. Do przedłużenia pięknego snu brakowało niewiele.
- Po meczu podziękowałem chłopakom, bo walczyli na tyle, na ile ich było stać. Należy im się szacunek za to, co zrobili w takim składzie. Do 70. minuty byliśmy w grze, ale teraz nie ma jednak co patrzeć do tyłu. Ten mecz już się skończył, a za kilkadziesiąt godzin mamy spotkanie z Wisłą Płock. Nie ma co płakać i mazać się. Przegraliśmy, ale wracamy z autokarem pełnym doświadczeń. Wierzę, że będziemy umieli skorzystać z tej lekcji - podkreślił Papszun.
Zdaniem trenera drużyny z Częstochowy najtrudniejszym, kluczowym momentem był gol stracony w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Bramka do szatni podcięła skrzydła Rakowowi.
- Chciałem, byśmy przetrwali ten okres. Czekałem już na przerwę, by to wszystko ogarnąć, a potem postawić na nogi. Za bardzo daliśmy się zepchnąć, a bramka była tego konsekwencją. Nie mogę mieć pretensji do sędziego, bo prowadził mecz bardzo dobrze, ale w tej sytuacji akurat się pomylił. Należało gwizdnąć faul dla nas, a po tej sytuacji poszła akcja bramkowa - analizował szkoleniowiec wicemistrza Polski.
Co dalej będzie z wicemistrzem Polski? Na razie powrót do ligowej rzeczywistości, ale wiele wskazuje na to, że kadra zespołu nie jest jeszcze zamknięta.
– Zdajemy sobie sprawę, w jakim kierunku musimy iść, ale trzeba też myśleć o transferach. Ta kadra musi być mocniejsza. Pracujemy też jednak nad tym, by dołączali do nas młodzi zawodnicy, bo starsi często mają problem, by odnaleźć się w naszym stylu gry. W meczach z Rubinem pokazaliśmy w jakim kierunku chcemy iść. A i w czwartek były zajawki tego, o co nam chodzi - zakończył Papszun.
W 6. kolejce PKO Ekstraklasy w niedzielę o 12:30 Raków Częstochowa zagra na wyjeździe z Wisłą Płock.
Zobacz również: Szaleństwo w bramce! Tak Vladan Kovacevic ratował Raków [WIDEO]