Od handlu zegarkami do rewelacji PKO Ekstraklasy. Tak się wykuwa mocne charaktery

WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Jakub Kuzdra
WP SportoweFakty / Karol Słomka / Na zdjęciu: Jakub Kuzdra

Dziś cieszy się z 5. miejsca w PKO Ekstraklasie z Wartą Poznań, ale kiedyś musiał pożyczać pieniądze od narzeczonej i dorabiać na handlu zegarkami. Jakub Kuzdra przeszedł długą i wyboistą drogę do elity.

23-latek pochodzi z Wierzchosławic w Małopolsce, gdzie zaczynał przygodę z futbolem w A-klasowej Jutrzence. Usamodzielnił się w wieku 17 lat i wówczas poznał gorzki smak problemów finansowych. Wykuł też jednak mocny piłkarski charakter. To dzięki niemu obecnie jest podstawowym obrońcą rewelacji sezonu 2020/2021 w PKO Ekstraklasie, Warty Poznań.

Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Dziś świętujesz z Wartą sensacyjne 5. miejsce w ekstraklasie, ale twoja droga do wielkiej piłki to trochę droga przez mękę.

Jakub Kuzdra: Zaczynałem w Jutrzence Wierzchosławice, gdzie mój dziadek był prezesem. Czułem duże przywiązanie do klubu, chodziłem praktycznie na każdy mecz. Nawet, gdy później trafiłem do Unii Tarnów, i tak dość często pojawiałem się w rodzinnych stronach, mimo że to była tylko Klasa A.

ZOBACZ WIDEO: Wielka feta nad Wisłą! Legia Warszawa świętowała zdobycie mistrzostwa

Właśnie w Unii zaliczyłeś debiut w III lidze. Wtedy pewnie nie sądziłeś, że za kilka lat będziesz tak wysoko.

Zawsze wiedziałem, że osiągnę duży cel, bo taki miałem charakter. Jednak w czasach juniorskich zależało mi przede wszystkim na tym, żeby przebić się do pierwszej drużyny. Nie miałem takiej świadomości jak teraz, zresztą w klubie doszło do przykrej sytuacji. Gdy byłem jeszcze trampkarzem, Unia awansowała do II ligi, sportowo się w niej utrzymała, tyle że ze względu na problemy finansowe, została zdegradowana. Ja już wtedy miałem jasny cel - chciałem zagrać w ekstraklasie. Bardzo często oglądałem kanały ekstraklasowych klubów, śledziłem kulisy ich meczów. Strasznie jarały mnie wyjazdy na zagraniczne obozy, też chciałem coś takiego przeżyć.

Musiałeś się usamodzielnić jeszcze przed osiemnastką.

Wyjechałem z rodzinnych stron i wynająłem mieszkanie. To był mega przeskok. W domu wszystko miałem podane na tacy, byłem na utrzymaniu rodziców, nie musiałem gotować. Nagle trzeba było ogarniać życie całkowicie samodzielnie. To było po przenosinach do Piasta Gliwice. Nie oszczędzałem za wiele, kupiłem telewizor, konsolę, chciałem poczuć trochę tego ekstraklasowego życia. Gdy wyjeżdżałem z Unii Tarnów, z III ligi, przeżyłem ekscytację. Nie docierało do mnie, że kiedyś mogę mieć gorzej. Piłkarsko wychowywałem się sam. Może zabrakło wokół mnie kogoś, kto by mi doradził. Nie do końca wiedziałem nawet, jak pracować na siłowni. Wtedy nie dorosłem mentalnie do poziomu ekstraklasy. Byłem pewny siebie i lekko odwaliła mi sodówka.

Potem przyszło wypożyczenie do Polonii Bytom i chyba najtrudniejszy czas?

W Bytomiu nie płacili nam dość długo. Musiałem kombinować, pożyczać pieniądze od obecnej narzeczonej. Pomagała mi jak mogła, ale ciągłe proszenie o kolejną stówkę sprawiało, że było mi wstyd. Ciężkie czasy, nie chciałbym już tego przeżywać.

Nagle znalazłeś sposób na wyjście z tych problemów. Zacząłeś dorabiać na handlu.

Dużo pieniędzy z tego nie było, ale trochę poprawiłem sytuację. Ściągałem zegarki z AliExpress i sprzedawałem je potem w lombardach. Można powiedzieć, że wykorzystałem doświadczenie jeszcze z czasów gry w Tarnowie. Gdy grałem w Unii i chodziłem do szkoły, kolega załatwiał mi małe opakowania perfum, które potem odsprzedawałem. Z każdego takiego opakowania miałem 5 zł zysku. Zawsze się śmiałem, że mam dryg do takich rzeczy, jednak gdy w Bytomiu trzeba było szukać na szybko zarobku, żeby ratować sytuację finansową, do śmiechu mi w ogóle nie było. Trafiasz do obcego miasta i nagle zostajesz bez kasy. To się zdarza niestety w wielu klubach. Nie powinno tak być, bo wszyscy pracujemy na swoje wynagrodzenie. Sporo ludzi nie zdaje sobie sprawy, jaka jest skala tego zjawiska. Dochodziło do tego, że miesięczna zaległość w wypłatach na nikim nie robiła wrażenia, bo była uznawana za niewielką.

Miałeś momenty, w których chciałeś porzucić piłkę? Jakub Kiełb mówił mi kiedyś, że w chwili największego kryzysu rodzice namawiali go do poszukania normalnej pracy i tylko swojemu uporowi zawdzięcza, że dziś też gra w ekstraklasie.

Ja aż tak drastycznych myśli nie miałem. Zawsze chciałem udowodnić, że stać mnie na krok naprzód. Nawet gdy było źle, czułem, że po wypożyczeniu do Polonii Bytom, wrócę do Piasta i postawię na swoim. Chwile zawahania zawsze się zdarzają. Czasem dłużej nie grasz i masz natłok myśli. Dlatego trzeba walczyć. Z jednej strony cieszyć się z tego co już jest, ale też ciągle myśleć o wyższych celach. Nie uważam się za wielkiego piłkarza, lecz staram się nad sobą pracować, żeby grać jak najwyżej i zapewnić sobie godne życie.

Masz nietypowe zainteresowania. Oglądasz egzotyczne ligi, którymi przeciętny kibic się kompletnie nie interesuje. Skąd to się wzięło?

Zaczęło się na wakacjach u cioci w Norwegii. Poszedłem tam na jakiś mecz niższej klasy i potem coraz częściej takie obserwowałem. Ostatnio jednak trochę odpuściłem ten temat. Jestem na wakacjach i staram się odpocząć od futbolu. W I lidze nie grałem do końca regularnie, ale ze względu na zawieszenie i baraże, rozgrywki bardzo się przedłużyły. Zaczęliśmy nowy sezon po bardzo krótkiej przerwie. Dlatego teraz, będąc w Wierzchosławicach, odciąłem sę od piłki i zbieram siły.

Skończyliście sezon na 5. miejscu w tabeli. Szok, a mogło być nawet lepiej, bo otarliście się o puchary.

Gdy ktoś przed rokiem powiedział, że zrobimy taki wynik, w szatni pewnie mało kto by uwierzył. Jednak w trakcie ostatniego sezonu nasze myślenie bardzo się zmieniło. Kiedy wyszliśmy z dołu tabeli i pojawiliśmy się w okolicach 12. miejsca, byłem przekonany, że możemy wskoczyć do pierwszej ósemki. Czuliśmy się mocni. Pierwsza runda nie była dobra, bo mieliśmy dużo problemów kadrowych. Na mecz z Wisłą Kraków został nam praktycznie tylko podstawowy skład.

Ale i tak wygraliście 2:1, bez żadnej zmiany.

Umieliśmy sobie radzić w trudnych sytuacjach. Wcześniej pokonaliśmy na wyjeździe Stal Mielec, grając przez ponad połowę meczu w dziesiątkę. Nigdy się nie poddawaliśmy. Były oczywiście słabsze spotkania, czy bolesne porażki po golach w końcówkach. To nas trochę dołowało, ale szatnia była tak scalona, że nawet te gorsze chwile, czy problemy z koronawirusem, który też nas nie oszczędzał, nie mogły nas złamać. Czuję wielką satysfakcję po tym co zrobiliśmy.

Nie dziwię się, wchodziłeś do ekstraklasowej Warty z listy transferowej, na której znalazłeś się tuż po awansie.

Wtedy byłem nastawiony na odejście i już się z tym godziłem. Prawda jest taka, że rok w I lidze nie był dla mnie zbyt udany. Miałem jednak trochę szczęścia, bo Mateusz Spychała nie mógł na początku grać przez sprawy rodzinne, a Jasiu Grzesik miał problemy zdrowotne i też stracił początek sezonu. Mój przykład doskonale pokazuje, jak przewrotne jest życie piłkarza. Nie ma cię, a w pewnym momencie wychodzisz na mecz z Lechią Gdańsk i grasz z marszu.

Twój kontrakt z Wartą wygasa 30 czerwca. Co dalej?

Trwają rozmowy, ale zajmuje się nimi mój agent i jemu zostawiam dopinanie szczegółów. Ja się na razie skupiam na wakacjach. Myślę, że najpóźniej w pierwszych dniach czerwca wszystko będzie jasne.

Zawiesiliście sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Wydaje się, że drugi sezon w ekstraklasie będzie dla Warty znacznie trudniejszy.

A ja uważam, że jesteśmy w stanie znów powalczyć o pierwszą ósemkę. Warta nie jest klubem z topowym budżetem i nie pozwala sobie na mega wzmocnienia, lecz zawsze można znaleźć kogoś takiego jak Makana Baku. Dziś chciałby go pewnie każdy klub z ekstraklasy. W Poznaniu buduje się drużynę z głową i niewykluczone, że znów trafi nam się perełka, która pomoże osiągnąć sukces. Pamiętam, jak chłopacy wspominali o dużych kłopotach finansowych sprzed kilku lat. Ja też przeżywałem takie czasy, choć akurat w innych klubach. W ciągu dwóch lat Warta zrobiła ogromny postęp na każdym polu. W I lidze na papierze wcale nie byliśmy mega mocni. Oprócz Łukasza Trałki i Mateusza Kupczaka, mało kto miał za sobą regularne występy w ekstraklasie. Nikt na nas nie stawiał, a zrobiliśmy awans. Potem w następnym sezonie mieliśmy spaść, a jesteśmy na 5. miejscu.

Jesienią nikogo nie da się już wziąć z zaskoczenia. Wątpię, żeby ktoś lekceważył Wartę.

Nie boję się tego. Przykładem do naśladowania jest Raków Częstochowa, który fajnie wszedł w ekstraklasę. Najpierw pewnie się utrzymał, a potem wywalczył wicemistrzostwo. Ja takich deklaracji nie zamierzam składać, bo sukces zależy od wielu czynników, ale będziemy w siebie wierzyć. Co do lekceważenia, doskonale pamiętam, jak jeden z ludzi z innego klubu skazywał nas w mediach na spadek. To nas niesamowicie zmotywowało, jednak w nowym sezonie takie słowa pewnie się nie powtórzą. Będzie ciężko, nikt nas na starcie nie skreśli, ale my siebie na pewno też nie.

Czytaj także:
Maciej Skorża chce ważnej zmiany w Lechu Poznań. To ucieszy kibiców
Ekstraklasowy cukrzyk inspiracją dla najmłodszych. Choroba nie może zabić marzeń

Źródło artykułu: