Kilka lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Nawet w swoich najlepszych sezonach Robert Lewandowski strzelał w okolicach 30 bramek. Do 40 tak naprawdę od czasów tamtego rekordu, ustanowionego w sezonie 1971-72, nie zbliżył się nikt. Najbliżej był sam Mueller, który w kolejnym sezonie zdobył 36 goli.
40 bramek w sezonie w meczach ligowych to granica, którą są w stanie osiągnąć JEDNOSTKI. Udawało się Leo Messiemu i Cristiano Ronaldo w Hiszpanii, gdzie jest więcej meczów w ligowych (20 drużyn gra w lidze, w Niemczech - 18), ale też przez lata była absolutna dominacja dwóch. Oczywiście, sami zawodnicy byli wyjątkowi, jednak w większości przypadków ustrzelenie "czterdziestki" w topowej europejskiej lidze jest czymś nierealnym. Snem wariata.
W całej historii francuskiej Ligue 1 udało się to tylko raz, sztuki dokonał Josip Skoblar. 50 lat temu! W Anglii takie wyniki robiono w czasach przedwojennych, we Włoszech nigdy. O wyczynie Polaka będzie się mówiło już zawsze.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: prawdziwy popis gwiazdy Realu Madryt. Wow!
To, że polski napastnik Bayernu Monachium dogonił Gerda Muellera, nie jest efektem jakiegoś jednego fenomenalnego sezonu, ale niesamowitej pracy, powtarzalności, ciągłego rozwoju. Sam Mueller mówił, że obecnie jest łatwiej, bo przecież nie ma krycia indywidualnego, ale też trzeba pamiętać, że dziś obrońcy są zupełnie inni. Szybcy, techniczni, pod każdym względem lepsi i bardziej wymagający, mający za sobą sztab analityków, którzy są w stanie prześwietlić każdego napastnika.
Przez wiele lat historycy i naukowcy zajmujący się sportem próbowali doszukać się fenomenu Gerda Muellera. Jak to możliwe, że zawodnik tak niepozorny, niski, krępy, był w stanie strzelać z taką regularnością? Mówiono więc o jego instynkcie, o nisko osadzonym środku ciężkości, o nosie, o niesamowitych zdolnościach gimnastycznych i tak dalej.
Lewandowski jest zawodnikiem zupełnie innym. To, co ich łączy, to niesamowita łatwość, jeśli chodzi o znajdowanie się w sytuacjach podbramkowych. Dzieli znacznie więcej. Lewandowski przede wszystkim jest tytanem pracy. Lubi pracować ale też, co najważniejsze, umie pracować.
Niedawno w jednym z wywiadów opowiadał o tym, jak w Bayernie pojawił się Xabi Alonso. Lewandowski zauważył, że Hiszpan ma kapitalne, mocne podanie i perfekcyjne przyjęcie. Lewy poprosił byłego zawodnika Realu, by pomógł mu dopracować ten szczegół. Niby detal a jednak niesamowicie ważny. Panowie zostawali przez kilka miesięcy po treningach i "tłukli" mocne podania. A przecież Lewy był zawodnikiem Bayernu, był królem strzelców Bundesligi i mógł powiedzieć: "Dużo osiągnąłem, jestem świetny". Ale ten głód, dążenie do perfekcji, nie pozwoliły na to.
Czasem widać zawodnika i od razu wiadomo, że ma talent. Potrafi minąć dwóch, trzech graczy, dograć jakąś niesamowitą piłkę, zauważyć rzeczy niedostrzegalne. A Lewandowski? On sam powiedział, że nie wyszkolono go tak, by minął kilku rywali. Widzimy Zlatana Ibrahimovicia czy Neymara i od razu wiemy, dlaczego kocha ich cały świat. A Lewandowski?
Największym talentem Polaka wydaje się "nadświadomość". Czy jest inny zawodnik, który zrobiłby tak wielki postęp na przestrzeni lat? Można cofnąć się w czasie i podać pełno przykładów, gdy nie został należycie doceniony. Kto wierzył w niego, gdy szedł do Borussii? Niewiele osób. Potem, gdy zmieniał klub na Bayern, raczej uważano, że to za wysokie progi. W pewnym momencie doszedł do poziomu, gdy już nikt nie wątpił, że może dać sobie radę w każdym klubie świata. Ale nikt by nie powiedział, że może być w pierwszej trójce zawodników świata. W 2020 w końcu był najlepszy, a w 2021 wciąż nie ma nikogo, o kim można by powiedzieć, że go przerósł. Lewandowski jest fenomenem mentalnym.