2 kwietnia 1997 roku, godzina 20:30. Paweł Skrzypek wychodzi w pierwszym składzie na mecz eliminacji mistrzostw świata 1998 z Włochami (0:0), naszpikowanymi wielkimi gwiazdami, a prowadzonymi przez Cesare Maldiniego. Ma "kryć" Gianfranco Zolę, będącego wtedy w niesamowitej formie. Polak przez cały mecz nie daje żyć rywalowi, rozgrywając - zdaniem wielu - najlepszy mecz w karierze.
10 maja 2020 roku, godzina 5:00. Paweł Skrzypek zaczyna dzień od serii 50 pompek, taki ma codzienny rytuał. O 6:00 jest już w biurze swojej firmy, potem rusza do klientów w Sztokholmie. Choć jest jednym z trzech wspólników, to od fizycznej pracy nie stroni. - Lubię montować te sufity. Wkręciłem się w to - mówi w rozmowie z WP Sportowe Fakty.
Skrzypek dał niesamowity koncert
A skoro o sufitach mowa, to jego piłkarskim był właśnie wspomniany mecz z Włochami. Rywale przyjechali do Chorzowa z kompletem 12 punktów, a jedną z ich największych gwiazd był właśnie Zola, wówczas piłkarz Chelsea. Tyle że to tamtego wieczoru koncert dał Skrzypek, a nie słynny Włoch.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się wydarzyło? Chciał tylko wybić piłkę rywalowi
- Po tym spotkaniu podbiegł do mnie tłum reporterów i zaczął gratulować świetnej gry. Szczerze? Trochę się wtedy zdziwiłem, bo nie do końca miałem wrażenie, że mój występ był aż tak udany - mówi nam 10-krotny reprezentant Polski.
- Owszem można powiedzieć, że wykonałem zadanie, ale po latach muszę stwierdzić, że wielkiej przyjemności z tamtego meczu nie odczuwałem. Bo ja głównie biegałem za Zolą i mu przeszkadzałem. To była gra na "nie", na wybicie z rytmu przeciwnika. Stąd nie było we mnie tak wielkiej euforii, jaka udzieliła się innym - przyznaje były obrońca, który znany był nie tylko z ambitnej gry, ale i dużej skromności.
Na pamiątkę został mu "kanał" od Ronaldo
- Jest jednak taki mecz w kadrze, który mimo porażki dał mi sporo piłkarskiej satysfakcji - Paweł wyraźnie się ożywia. - Towarzyski mecz z Brazylią, na wyjeździe. Wchodziłem na boisko przy stanie 0:4, ale wywalczyłem karnego i zanotowałem asystę po indywidualnej akcji. Dzięki temu uniknęliśmy blamażu, bo 2:4 już tak źle nie wyglądało. A w tym meczu nie tyle przeszkadzałem rywalom, co zrobiłem właśnie coś na "tak". Choć na "pamiątkę" został mi "kanał" założony przez Ronaldo. Inna sprawa, że to żaden wstyd, bo kilku bardziej znanym zawodnikom też w trakcie kariery założył - uśmiecha się wychowanek Płomienia Jerzmanowice.
Pytany, czy z piłkarskiej kariery wycisnął maksa, mówi, że raczej tak. - Co mogłem, to zrobiłem. Myślę, że za długo tkwiłem w trzeciej lidze. Te wiele lat, które spędziłem w Czeladzi... Niby co pół roku byłem zapraszany na testy... Ruch Chorzów, GKS Katowice, Zagłębie Sosnowiec, Wisła czy Hutnik Kraków. I niby po kilku dniach każdy chwalił, ale kończyło się mniej więcej tak samo: "Faktycznie za dobry jesteś na trzecią ligę, ale na Ekstraklasę to jeszcze za wcześnie".
Pierwszy poznał się Raków
W końcu poznał się na nim Raków Częstochowa i wiosną 1995 roku Skrzypek dołączył do tej drużyny. - Choć tu też najpierw było półroczne wypożyczenie. No, ale potem Raków już był zdecydowany na wykup, zresztą w kolejce czekał ŁKS Łódź i inny klub Ekstraklasy. To był ten moment zwrotny. Później było już z górki - przyznaje Skrzypek, który wiosną 1997 roku Raków zamienił na Legię Warszawa.
- Z jednej strony, jeśli chodzi o Legię, indywidualnie to był bardzo dobry czas. Udane występy w lidze, gra w reprezentacji, zdobycie Pucharu Polski i Superpucharu. Ale z drugiej... Przegraliśmy tytuł mistrzowski z Widzewem w wiadomych okolicznościach. Było 2:0, a w ciągu pięciu minut zrobiło się 2:3. Nie wiem, jak to się stało. Laik, wiadomo, powie: "sprzedali". I laikowi nie wytłumaczysz, nie przekonasz go. Tak, to był chyba najbardziej bolesny moment w mojej karierze. Inne bolesne to już te bolesne dosłownie, czyli kontuzje. Na pewno w pewnym stopniu karierę mi wyhamowały - przyznaje 49-letni obecnie Paweł Skrzypek, który po Legii, jeśli chodzi o Ekstraklasę, grał jeszcze w Pogoni Szczecin i Amice Wronki.
Zwróćcie uwagę na innego Skrzypka
Sam bardzo długo czekał na odkrycie, dlatego zależy mu, aby ktoś dostrzegł talent jego bratanka, bo jemu też czas ucieka. Łukasz Skrzypek ma 23 lata, jest pomocnikiem, do niedawna był w Wieczystej Kraków. - Nie wiem, czemu tam nie grał, ale dobrze znam tego chłopaka. Ma duży talent, warto zwrócić na niego uwagę. Z Wieczystej poszedł do Słomniczanki Słomniki, ale zasługuje na grę wyżej. Szczerze, z ręką na sercu, polecam go tym, którzy decydują w klubach. Ma piłkarskie geny po wujku i naprawdę duże umiejętności. Tylko ktoś musi mu zaufać - przekonuje wicemistrz Polski z Pogonią Szczecin.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej Skrzypek próbował sił w trenerce. - Ale na niższym poziomie łatwo nie było. Niby masz 16-18 zawodników, ale co z tego, skoro bywały sytuacje, że na zajęciach pojawiało się raptem pięciu. Prezesi w takich klubach myśleli, że skoro trenerem jest były reprezentant Polski, to nauczy piłkarzy gry na odpowiednim poziomie. Ale jak ich miałem nauczyć, skoro często ich na treningach nie było? No, nie da się... To mnie zniechęciło - przyznaje Skrzypek, który w końcu podjął decyzję o wyjeździe z kraju.
"Przynieś, zanieś, pozamiataj"
W 2012 roku wyjechał do Szwecji. Oszczędności po karierze nie było tyle, żeby nic nie trzeba było robić. - Do tego doszło kilka nieudanych inwestycji. Ale nie chcę już do tego wracać, rozdrapywać ran. Było, minęło. Po prostu sytuacja była taka, że trzeba było zakasać rękawy i wziąć się do roboty - przyznaje były gracz Legii.
A dlaczego Szwecja? Bo od wielu lat mieszka tam jeden z jego braci Grzegorz. – Zaczynałem właśnie w firmie brata, to budowlanka. Oczywiście, na początku na zasadzie "przynieś, zanieś, pozamiataj", ale nie ma się co dziwić, bo poza piłką to przecież niewiele umiałem - Paweł nie ma problemu z samokrytyką.
O tym, że Skrzypek przebywa w Szwecji, dowiedział się w końcu Mirosław Skowroński, kibic Legii, też mieszkający w tym kraju. - I zaproponował mi pracę u siebie, w firmie montującej sufity podwieszane, takie akustyczne. To właśnie tam nauczyłem się montażu. A po trzech latach poszedłem na swoje.
Pandemia ich wyhamowała, ale przetrwali
Były reprezentant Polski zaczął samodzielnie, choć początki były trudne. - Niestety trafiłem na nieuczciwych kontrahentów, trzy kontrakty nie zostały mi zapłacone. Ciężko było, ale udało się przetrwać. Obecnie mam dwóch wspólników i choć pandemia mocno nas zahamowała, to przeżyliśmy i teraz znów mamy mnóstwo zamówień - cieszy się Skrzypek.
Paweł jest jednym z trzech szefów firmy, ale sam też od montażu nie stroni. - Wiadomo jak to jest, lepiej dopilnować osobiście interesu. Poza tym lubię to, a to wcale nie jest takie łatwe. Żeby opanować te najprostsze czynności, to owszem, kilka miesięcy wystarczy, ale żeby stać się takim monterem "pełną gębą", to na pewno grubo ponad rok trzeba się wprawiać - mówi Skrzypek, którego firma nazywa się... KRS Byggakustik, od nazwisk wspólników (Kijewski, Rakowski, Skrzypek).
W Polsce zajmuje się… obróbką metalu
Firma zajmująca się podwieszaniem sufitów to jednak niejedyna biznesowa aktywność Skrzypka. Od pewnego czasu w Polsce rozwija ze wspólnikami firmę obróbki metali CNC BAS POLSKA. Paleta wykonywanych usług jest bardzo szeroka, od schodów, drabin, ogrodzeń po... efektowne grille.
Praca to jednak nie wszystko, bo stara piłkarska miłość nie zardzewiała. Skrzypek całkowicie z piłką nie zerwał, jest wręcz przeciwnie. Przez lata grał w polonijnym klubie Polonia Sztokholm, a od niedawna trenuje inny klub tego typu - Olimpia Sztokholm. - Grać już jednak nie mogę, przez problemy z kolanami. Gdy lekarz je zbadał, kazał mi dać sobie spokój z graniem, bo, jak powiedział, skończy się to protezami - przyznaje urodzony w Makowie Podhalańskim były zawodnik.
Niedługo zdolny junior trafi do Lecha
Skrzypek nie tylko trenuje, ale też stara się pomagać młodszym piłkarzom. - Graczy z polskimi korzeniami tu nie brakuje. Niedawno jeden z rodziców poprosił mnie o pomoc w sprawie jego 15-letniego, bardzo utalentowanego syna, Wiktora Karolaka. To lewoskrzydłowy, zagrał już dwa nieoficjalne mecze dla Szwecji, ale chce reprezentować Polskę. Wiele wskazuje na to, że niedługo może trafić do akademii Lecha Poznań. Temat jest w toku - wyjaśnia były kadrowicz, który ma nadzieję, że do piłki powróci też jego syn.
- Mikołaj ma dwanaście lat i już kilka podejść do futbolu zaliczył. Czasem się zniechęca, ale warto powalczyć, bo ma talent. Nie tylko sporo potrafi, ale przede wszystkim myśli na boisku i uważam, że to kandydat na dobrego zawodnika. A przy okazji nazwisko Skrzypek wciąż byłoby obecne w futbolu. Dlatego będę kibicował, aby spróbował jeszcze raz - kończy weteran polskich boisk, dziś mocno zapracowany na kilku frontach.
- Jak mówiłem, dzień zaczynam od 50 pompek. O szóstej rano jestem w biurze (notabene przystrojonym koszulkami reprezentacji Polski - przyp. PK). Tam krótka narada i rozjeżdżamy się na budowy. Po 16:00 powrót do biura, planowanie kolejnych dni i do domu. A treningi prowadzę dwa razy w tygodniu, o 20:00 więc nie kolidują z aktywnością zawodową. Tak mi się życie ułożyło i nie mam prawa narzekać. Jest dobrze.