Zwycięstwo to przyszło w dość emocjonujących okolicznościach, bo choć goście prowadzili od 27. minuty i gola Jakuba Araka, to w 87. Matej Rodin doprowadził do remisu. Pod sam koniec podstawowego czasu gry Vladislavs Gutkovskis ponownie pokonał Karola Niemczyckiego i dał awans Rakowi Częstochowa.
- Nie było to dobre widowisko, nie ma się co oszukiwać. Mecz walki, taki nerwowy, ale wiadomo stawka była duża - wejście do finału Pucharu Polski. Dla nas duża sprawa, historyczna. Piękna długa tradycja tego klubu. Jesteśmy w jubileuszowym roku i wygraliśmy prawo gry w finale. Do tego meczu nie będę wracał i do jego przebiegu, bo najważniejsze było wejście do finału i teraz go wygrać - mówił na konferencji prasowej po spotkaniu trener Czerwono-Niebieskich Marek Papszun.
Częstochowianie w finale Fortuna Pucharu Polski zagrają po raz drugi w historii klubu. Staną przed szansą zdobycia krajowego trofeum po raz pierwszy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłka leciała, leciała i leciała. Gol z 90 metrów!
- Nie satysfakcjonuje nas samo wejście i powtórka sukcesu z 67 roku. Chcemy ten puchar podnieść. Mieliśmy kolejną trudną przeszkodę po Górniku, Lechu i Cracovii na wyjeździe. Bardzo się cieszę, jestem dumny z zespołu, że otrząsnął się po bramce na 1:1 i potrafił wygrać ten mecz. Jest euforia. Mam nadzieję, że kibice są z nami, choć szkoda, że na trybunach nie mogli być. Liczę, że poświętujemy razem i będzie ku temu większa okazja, bo jeszcze nic nie wygraliśmy. Przed nami finał oraz koniec rozgrywek ligowych - ocenił szkoleniowiec Rakowa.
Jak sam przyznał Papszun, nawet gdy na tablicy wyników widniał remis 1:1, w przez głowę nie przeszły mu myśli o dogrywce. Co ciekawe, "Medaliki" wygrały spotkanie z Cracovią po raz pierwszy w historii.
- Wierzyłem, że wygramy. Była komenda do zespołu, ze jest jeszcze sporo czasu i zamkniemy mecz przed końcem. Mówię to zupełnie szczerze - podsumował.
Rozczarowania po meczu nie krył trener "Pasów" Michał Probierz, który dostrzegał szanse na to, by jego zespół znalazł się w finale rozgrywek o krajowe trofeum.
- Żałujemy bardzo, że nie udało się awansować. Wiedzieliśmy, że mecz będzie bardzo trudny, a zespoły postawią na ofensywną grę. Szczególnie w początkowej fazie meczu mieliśmy momenty, w których powinniśmy lepiej dograć piłkę i zabrakło nam zawodników w polu karnym. To był problem. Straciliśmy zbyt prosto bramkę. Po jednym dośrodkowaniu pada gol i tak się to odmieniło - mówił trener Cracovii.
W końcówce drużyna z Krakowa grała w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Filipa Piszczka za niesportowe zachowanie względem Zoran Arsenicia z Rakowa. To również wpłynęło na postawę ekipy z ul. Kałuży.
- Raków czekał na kontrataki i agresywnie zamykał niektórych naszych zawodników. Dużo dało to, że udało się wyrównać, ale jednak to, że graliśmy w dziesięciu, dało się we znaki. To było nierozważne zagranie Piszczka. Wydawało mi się, że przypadkowo wpadł na rywala, ale jest VAR i inne instrumenty do obserwacji. Szkoda tego, bo mogliśmy powalczyć, a za łatwo straciliśmy bramkę - dodał Probierz.
Ekipie z Małopolski pozostaje walka o utrzymanie w PKO Ekstraklasie. Nad ostatnią Stalą Mielec Cracovia ma zaledwie trzy punkty przewagi.
- Z pewnością odczuwam rozczarowanie, bo chcieliśmy ten sezon w jakiś sposób pozytywnie odebrać. Pozostaje zebrać energię na niedzielny mecz z Legią i następne. Ale to dobry prognostyk, bo gra jest coraz lepsza momentami. To na pewno przyniesie korzyści - zakończył Probierz.
Finał Fortuna Pucharu Polski, w którym Raków Częstochowa zagra z Arką Gdynia, odbędzie się 2 maja o godzinie 16:00 na Arenie Lublin.
Czytaj też:
Zapadła decyzja ws. stadionu Rakowa Częstochowa. Kibice nie będą zadowoleni
eWinner II liga: środa z kanonadami. Chojniczanka była najskuteczniejsza