W pewnym momencie wydawało się, że Krzysztof Piątek może być naturalnym następcą Roberta Lewandowskiego. Tuż po transferze do Genoi zaczął strzelać gole seryjnie, a jego krytycy schowali się bardzo głęboko, jakby przygotowali się na to, że przez wiele lat nie będą mogli wyjść z ukrycia bez poczucia wstydu. Dziś Piątek stara się ustabilizować formę w Hercie Berlin i nikt nie mówi już o nim jako o tym, który może gonić największego polskiego piłkarza ostatnich 30 lat.
9 bramek w zaledwie 7 meczach Serie A na początku sezonu 2018/19 zwiastowało nadejście ery nowego polskiego supersnajpera. Powstały o nim liczne publikacje, nawet książkowe, tak jakby był już zawodnikiem spełnionym. A przecież miał zaledwie 23 lata. Reszta rundy jesiennej nie była już tak udana, w kolejnych 12 meczach Piątek zdobył zaledwie 4 bramki, w tym dwie z rzutów karnych. Ale przecież każdy może pozwolić sobie na chwilę kryzysu.
Strącony do Hadesu
Rozumieli to też szefowie AC Milan, dlatego wyłożyli na piłkarza zawrotną kwotę 35 mln euro. Zawodnik z Dzierżoniowa, od tej pory najdroższy polski piłkarz w historii, na fali entuzjazmu rozegrał jeszcze jedną solidną rundę, ale widać było, że po imponującym początku gaśnie z kolejki na kolejkę. Trzeba jednak mu oddać, że dorobek 22 goli w Serie A, zwłaszcza jak na debiutanta, był imponujący. Zwłaszcza, że tyle samo razy w Bundeslidze trafił w tamtym sezonie Lewandowski, co zapewniło mu tytuł króla strzelców. Czwarty w lidze niemieckiej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski został aktorem
Od tej pory wiele się zmieniło. Lewandowski zrobił krok do przodu, wspiął się na nieosiągalny dla śmiertelników piłkarski Olimp, usadowił się wśród najlepszych współczesnych piłkarzy, aż w końcu zasiadła tronie piłkarskiego świata. A Piątek został strącony do futbolowego Hadesu.
We wrześniu 2019 po meczu z Fiorentiną kibice Milanu gwizdali na schodzącego z boiska piłkarza. Ostrzegał przed tym John Foot, autor książki "Calcio": "Krzysztof Piątek miał swoje pięć minut, ale rynek włoski jest trudny. Wystarczy chwilowy kryzys i Polak może zostać strącony ze szczytu. Bez litości".
Tak się stało. W drugiej połowie 2019 roku w 18 meczach ligowych trafił do bramki czterokrotnie, w tym aż trzy razy z rzutów karnych - przez całą rundę strzelił tylko jednego gola z gry. Te rzuty karne pokazują, że Milan starał się go ratować. Jako piłkarza i swoją inwestycję. W końcu jednak w Mediolanie doszli do wniosku, że przede wszystkim trzeba ratować klubowe finanse i bez żalu oddali go za 24 mln euro do Herthy Berlin. Lepiej bowiem stracić 11 milionów niż 35.
Wróżba przekleństwem
Może przekleństwem Piątka było właśnie to, że od początku porównywany był do Lewandowskiego. Tak jakby nagle w Polsce na pniu mieli się rodzić napastnicy klasy światowej. Nikt nie pomyślał, że piłkarz pokroju Lewandowskiego trafia się raz na 30 lat. Każdy kolejny napastnik, który wybije się ponad przeciętność, będzie porównywany do piłkarza Bayernu. Zresztą nie jest to problem polski. Czy Argentyńczycy już od połowy lat 80. nie szukali następcy Diego Maradony? Iluż to zawodników było do niego porównywanych aż do czasu, gdy pojawił się w końcu Leo Messi.
Tak samo jak wielu świetnych argentyńskich piłkarzy, można tu wspomnieć choćby Juana Romana Riquelme, Ariela Ortegę, Marcelo Gallardo czy Javiera Saviolę - Piątek stał się zakładnikiem wygórowanych oczekiwań. Z czasem stracił prawo do bycia sobą. Zresztą już w czasach Cracovii widziano w nim następcę "Lewego". Faktycznie w wielu parametrach Piątek przypominał Lewandowskiego.
Zresztą podpatrywał swojego rodaka, kopiował jego rzuty karne. I chętnie o tym wszystkim opowiadał. Michał Probierz mówił o nim: - To jeden z najlepszych ofensywnych piłkarzy, jakich prowadziłem. Jeśli się rozwinie... Kiedyś o Lewandowskim mówiłem, że będą się o niego biły wielkie kluby i się ze mnie śmiano, że opowiadam bajki. A Piątek ma wszystkie parametry podobne do niego. I jest nawet do niego podobny. Jak tego nie wykorzysta, to sam sobie wszystko spi***.
Gdy Piątek poszedł do Genoi, dyrektor sportowy klubu Mario Donatelli wyjął z szuflady kontrakt, który nigdy nie został podpisany. Widniało na nim nazwisko Lewandowskiego. Więcej TUTAJ. Piłkarz - w tym czasie już Bayernu - był we Włoszech, prowadził rozmowy i był blisko. Na swoje szczęście poszedł do Borussii Dortmund.
W chaosie
Tu też pojawia się istotna różnica między piłkarzami. Lewandowski i jego agent Cezary Kucharski doskonale wybierali kluby. Pewnie też było w tym sporo szczęścia, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć ruchów działaczy piłkarskich. Ale faktem jest, że "Lewy" trafiał do trenerów wybitnych. Juergen Klopp, Pep Guardiola, Carlo Ancelotti, Jupp Heynckes to fachowcy z najwyższej światowej półki. Hansi Flick też ma ku temu zadatki.
Piątek miewał trenerów dobrych i złych, ale przede wszystkim było ich zbyt wielu. Od momentu wyjazdu z Polski, a było to zaledwie 2,5 roku temu, miał już 10 szkoleniowców. Więcej niż Lewandowski od czasu wyjazdu do Niemiec w 2010 roku. O ile "Lewy" miał czas, żeby wdrożyć się w schematy, wypracować sobie pozycję, Piątek nigdy nie zaznał stabilizacji, padał ofiarą piłkarskiego rollercostera tak charakterystycznego dla słabych i przypadkowych projektów.
Od czasu gdy Michał Probierz wykorzystał potencjał tego zawodnika i przerobił go na maszynę do strzelania goli, Piątek nie może zaznać spokoju. Zanim zdąży poznać trenera i jego oczekiwania, na drzwiach pokoju szkoleniowców wisi już tabliczka w wygrawerowanym nowym nazwiskiem. Dwa tygodnie temu wizytówkę Bruno Labbadii zastąpiono tą Pala Dardaia. Piątek wciąż czeka na swojego Kloppa.
Mecz 17. kolejki Bundesligi Hertha - Bayern w piątek o godz. 20. Transmisja w Eleven Sports 1.