62-letni dziś Mirosław Okoński to legenda Lecha Poznań, ale też były piłkarz Legii Warszawa, Hamburgera SV i AEK-u Ateny, jeden z najlepszych dryblerów w historii polskiej piłki. W drużynie narodowej zagrał 29 razy w latach 1977-87. W rozmowie z "Piłką Nożną" mówi o słabościach Kolejorza, martwi się o młodych piłkarzy Lecha, którym niczego nie brakuje i staje w obronie Jerzego Brzęczka.
Jaromir Kruk, "Piłka Nożna": Dlaczego Lech zawodzi w Ekstraklasie?
Mirosław Okoński: Myślę o tym i nie mogę znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. W Lidze Europy Kolejorz pokazuje fajny futbol i trudno mieć do chłopaków pretensje po porażkach z Benficą i Rangersami. Co do Ekstraklasy, jestem w szoku, bo Lech ma już dużą stratę do Legii, a przegrał z nią w sposób skandaliczny. Gole tracone w końcówkach są zmorą, nie mam pojęcia z czego to wynika. Legia, Zagłębie, Raków w ten sposób wyrwały punkty Lechowi. Patrzyłem na ekran i nie wierzyłem jak Daniel Szelągowski z Rakowa, a wcześniej podopieczny mojego przyjaciela Michała Gębury w Koronie Kielce, zorganizował sobie rajd w Poznaniu. Nie dowierzałem, że Puchacz, Butko ani nikt inny nie potrafili go zatrzymać, nikt mu nie przeszkadzał. Ja w swoim najlepszych latach przy takich akcjach byłem atakowany i to agresywnie. Mam wrażenie, że coś jest nie tak w głowach piłkarzy Lecha. Im się ciężko przestawić z europejskich pucharów na mecze ligowe. Nie ma co tłumaczyć kolejnej wpadki brakiem Kamińskiego, bo to słabe. Jóźwiak też już wcześniej wyjechał. Nie wiem, jak to możliwe, że Lech mając w składzie zawodników pokroju Tiby i Ramireza, miał problemy z utrzymywaniem się przy piłce.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za gol! Ręce same składały się do oklasków
Panu nie było trudno znaleźć motywacji do ligi polskiej po spotkaniu w europejskich pucharach?
Nie widziałem różnicy czy gram przeciw Liverpoolowi, Athletic Bilbao, Legii, Śląskowi Wrocław czy ŁKS. Miałem 18-19 lat i już byłem podstawowym zawodnikiem Lecha. I to ważnym. Gdy w szatni Józek Adamiec krzyknął: zapier*** i uderzył w blat stołu, to drżały budynki na Dębcu czy Bułgarskiej. Byliśmy zawsze maksymalnie zmobilizowani. Teraz widzę, że chłopaki, choć grają fajnie, mają poważne braki charakterologiczne. Nie ma w nich złości, chęci wygrywania za wszelką cenę. Ot, wygrają lub przegrają. W dawnym Lechu Satka za takie błędy jak z Rakowem dostałby taki opieprz, że za przeproszeniem, narobiłby w gacie. Wszystko teraz łatwo piłkarzom w Polsce przychodzi.
Kto z młodych piłkarzy Lecha może zrobić największą karierę?
Po Kubie Moderze widać już zmęczenie. Rozegrał w tym sezonie sporo meczów, a wymaga się od niego, by cały czas prezentował optymalną formę. Z drugiej strony, nie podoba mi się, że do jego i innych utalentowanych piłkarzy z Lecha podchodzi się jak do młodzieżowców. Jaki z Kuby młodzieżowiec? To już senior z ograniem w reprezentacji Polski. Dzięki grze w Europie Moder i koledzy zdobywają cenne doświadczenie, ale oceniając ich, trzeba pamiętać, że nie da się grać na sto procent non stop. A Kuba to dobry zawodnik, choć mam wątpliwości czy sobie poradzi w Anglii. Lepsza dla niego byłaby Hiszpania, Włochy, a na pewno Bundesliga. Oglądam dużo Premier League i widzę jak się tam szybko gra. Moder lubi przyjąć piłkę, podać, uderzyć, ale nie biega tak, jak się wymaga tego w Anglii. Może jednak potrzebuje takiej zmiany i wejdzie w trans. Gdyby miał zdrowie Tymka Puchacza, byłoby mu łatwiej.
A co pan miał w głowie mając 20 lat?
Teoś Napierała, Romuald Chojnacki, Zbyszek Gut, Józek Szewczyk, jeszcze paru innych starszych kolegów zadbali o moją piłkarską edukację na tyle, że już w 1977 roku jako 19-latek, dostałem powołanie do pierwszej reprezentacji i zagrałem ze Szwecją. Chciałem być bardzo dobrym zawodnikiem, coś osiągnąć i nie przejmowałem się tym, że kąpaliśmy się po treningach pod jakimiś kratkami i innymi kwestiami organizacyjnymi. Człowiek miał pasję i chciał się wykazywać na meczach, treningach, futbol dawał poczucie spełnienia. Jak patrzę na naszych młodych piłkarzy z Lecha, to się obawiam, że nie wykorzystają w stu procentach swoich możliwości. Mogą się szybko zadowolić tym, co mają, kasą czy popularnością. To jest naprawdę grupa super chłopaków, ale nie zapominajmy, że nasza piłka jest słaba, nawet bardzo słaba. Wyniki reprezentacji są ponad stan posiadania polskiego futbolu.
Nie za dużo wymagamy od kadry Jerzego Brzęczka?
Co by Jurek nie zrobił, to źle. On powołuje najlepszych polskich piłkarzy, wprowadza młodzież, ale jest krytykowany i to często nie za swoje błędy. Czy my naprawdę się chcemy równać do Hiszpanii, Belgii, Francji, Włoch, Niemiec? Tłumaczymy problemy koronawirusem, który dotknął cały świat? Słucham, co wygadują niektórzy redaktorzy i nie wierzę. Oni mówią o tym, że trzeba maksymalnie wykorzystać zgrupowanie kadry. Pytam: "Jak?". Przyjeżdża piłkarz z klubu to potrzebuje dzień na regenerację. Kolejnego dnia jest trening, a już następnego mecz, dzień po jest przelot do innego miejsca i sytuacja się powtarza. O jakich założeniach taktycznych tu może być mowa? Z Ukrainą wygraliśmy szczęśliwie, bo przecież rywale, którzy mieli w szeregach kilku zawodników z klubów grających w Lidze Mistrzów, stworzyli więcej okazji. Z Holandią zabrakło nam szczęścia, owszem. Przy 1:0 Przemek Płacheta trafił w słupek, a gdyby padł gol, sytuacja diametralnie by się zmieniła. Jurek chciał sprawdzić wariant ofensywny i też mu się oberwało. Gdy się broni, jadą z nim, że gramy archaicznie, gdy atakujemy znowu, że za odważnie.
Mnie się nie podoba, że w kadrze stuprocentowego zaufania nie dostaje Piotrek Zieliński - dla mnie świetny zawodnik, kapitalnie wyszkolony technicznie. On powinien grać od dechy do dechy. Mówiłem o szczęściu, mieliśmy go w nadmiarze we Włoszech, bo przegraliśmy tylko 0:2. Słabo bronimy jako zespół. Italia, a potem Holandia te braki obnażyły. Na pewno jednak Brzęczka bym nie zwalniał, bo zwolnić jest łatwo, a znaleźć inne rozwiązanie i to w stosunkowo krótkim czasie, znacznie trudniej. Polska ma w piłce nożnej mocarstwowe zapędy, a zapominamy, że żaden polski klub nie gra w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a tylko Lech występuje w Lidze Europy. Ukraina, którą pokonaliśmy w Chorzowie 2:0, może się pochwalić w elicie Szachtarem Donieck i Dynamem Kijów, a my się ekscytujemy awansem Lecha do grupy Ligi Europy. Przynajmniej dwa polskie kluby co sezon powinny występować w grupach europejskich pucharów. Na pewno jesteśmy za to mistrzem w krytyce piłkarskiej, z żalem obserwuję wyścigi w tym, kto bardziej dokopie Brzęczkowi. Szkoda tylko, że rzadko słychać jakieś mądre pomysły.
W czasie rozkwitu pana kariery nie było tak rozbudowanych pucharów.
Lech trafiał w I rundzie na takie znakomite ekipy jak Liverpool czy Athletic Bilbao i żegnał się z Europą. Teraz jest więcej meczów, więcej możliwości i pewnie moi koledzy z dawnych czasów z nutką zazdrości patrzą na obecną Ligę Mistrzów. Gdyby w latach 80. puchary były tak rozbudowane, osiągnęlibyśmy znacznie więcej. Trudno jednak porównywać te czasy do obecnych, zmienił się świat, zmieniła piłka nożna.
Nie tylko Lech z pana byłych klubów występuje w Lidze Europy, bo jest jeszcze AEK Ateny. Kto ma większe szanse na wyjście z grupy?
AEK trochę ostatnio zaniedbałem, ale oczywiście mu kibicuję. Cieszę się, że po poważnym kryzysie AEK wyszedł na prostą i pokazuje się regularnie w rywalizacji międzynarodowej. Kilka lat temu podczas wizyty Greków w Opalenicy spotkałem się z dawnymi znajomymi z tego klubu, porozmawiałem z ówczesnym dyrektorem w AEK Dusanem Bajeviciem, a moim byłym trenerem w zespole z Aten. Żal mi go, bo niedawno z reprezentacją Bośni i Hercegowiny nie udało mu się wygrać meczu barażowego o awans na Euro z Irlandią Północną.
Hamburger SV wróci do Bundesligi?
Nie chcę gadać na temat HSV, bo od razu dostaję białej gorączki. Po pierwsze, nie pojmuję, jak można było doprowadzić do degradacji takiego klubu. Kasa była, potencjał też, za HSV stoi rzesza fanów, a jednak spadli z elity. Wydawało się, że szybko do niej wrócą, nawet poprzez baraże - oglądałem ten ich nieszczęsny mecz z Sandhausen na zakończenie poprzedniego sezonu. Nie tylko ja byłem pewien wygranej, zastanawiałem, czy stanie się to różnicą jednego, dwóch, a może trzech goli. Tymczasem goście przyjechali do Hamburga i pyknęli gospodarzy 5:1. Niemniej, gdy pandemia uspokoi się, pojadę do Niemiec w odwiedziny. W 2007 roku wraz z kolegami zostaliśmy zaproszeni na uroczystość - dwudziestą rocznicę triumfu w krajowym pucharze. Przyjęli nas jak królów.
Jest pan zadowolony z piłkarskiej kariery?
Cztery razy sięgnąłem po Puchar Polski, błyszczałem w finałach tych rozgrywek, grając dla Legii i Lecha. Z Lechem dwukrotnie byłem mistrzem kraju, zrobiłem mistrza Grecji z AEK, Puchar Niemiec z HSV. Szanują mnie kibice zespołów, w których występowałem, przeciwko którym grałem. Nie będę jednak ukrywał, brakuje mi startu w mundialu. W 1978 roku straciłem szansę na wyjazd do Argentyny z powodu kontuzji. Do Hiszpanii w 1982 nie pojechałem sam nie wiem czemu. Meksyk 1986? Chyba za wcześnie wyszło, że po tym turnieju będę grał w Hamburgu. To się komuś nie spodobało i dlatego mnie nie wzięli. Kiedyś mnie te absencje bolały bardziej, dziś staram się podchodzić do tego z dystansem. W piłce trzeba mieć szczęście, mi go czasem brakowało, a czasem nie, bo jednak nazwisko Okoński coś znaczy.