Ludovic Obraniak przez kilka lat grał w polskiej kadrze, w której "przeżył" czterech szkoleniowców. Miał też bogatą karierę klubową, a już w jej trakcie interesował się wieloma innymi obszarami, kompletnie niezwiązanymi z boiskiem. Ludo jest kolekcjonerem dzieł sztuki, ale i win. Działa i w piłce, i poza nią. W długiej rozmowie z WP SportoweFakty były gracz takich klubów jak Girondins Bordeaux, Lille OSC czy Werder Brema opowiedział o swojej przeszłości, teraźniejszości i planach na przyszłość. Od imprezy z Lewandowskimi po... polowanie na fotografię słynnej modelki Kate Moss na niedawnej aukcji w Warszawie.
Piotr Koźmiński, WP Sportowe Fakty: Dwa lata temu, po 17 latach i rozegraniu 549 meczów, zakończyłeś karierę. Jak wygląda twoje życie obecnie? Bo wielu piłkarzy ma problem z "życiem po życiu".
Ludovic Obraniak, 34-krotny reprezentant Polski, były piłkarz m.in Lille, Bordeaux, Werderu Brema: Moje życie jest równie interesujące jak za czasów gry w piłkę. Może trochę trudniej znaleźć teraz tę adrenalinę, którą znałem z boiska, ale i z tym sobie radzę. Tak jak zaplanowałem już wcześniej: jedną nogą pozostaję w świecie futbolu, a drugą stawiam gdzie indziej. Bo świat jest zbyt ciekawy, żeby ograniczać się tylko do futbolu, nawet jeśli bardzo go kocham.
ZOBACZ WIDEO: Roman Kosecki wspomina spotkania z Diego Maradoną. "Geniusz piłkarski"
To zacznijmy od tej pierwszej nogi. Jesteś konsultantem L'Equipe TV, komentujesz mecze, występujesz w studiu jako ekspert.
Dokładnie. Dlatego życie dzielę między Paryż, gdzie pracuję dla telewizji i dom w Lille, gdzie mieszkam. 3-4 dni w tygodniu spędzam w Paryżu, resztę w domu lub przy innych aktywnościach.
Wiem, że często komentujesz mecze reprezentacji Polski. Jak oceniasz nasze ostatnie mecze?
Przede wszystkim widzę niestety brak ambicji.
Ale u kogo?
Jak dla mnie, u trenera. Nie mogę pojąć dlaczego zespół, który ma ogromny potencjał, zwłaszcza w ofensywie, gra tak... Tak defensywnie, tak minimalistycznie. Przecież w porównaniu z kadrą, w której ja grałem, mamy teraz złote pokolenie! Mamy trzech napastników, których umieściłbym w dwudziestce najlepszych na świecie. Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik, Krzysztof Piątek. Niestety, nie widzę wykorzystania ich potencjału. Według mnie warto byłoby spróbować, aby grali razem, jakoś starać się to poukładać, bo możemy mieć wielką siłę ognia. To znaczy mamy. Tyle że bardziej w teorii, a nie w praktyce. A czyje to zadanie, żeby znaleźć odpowiedni pomysł na grę? No trenera!
Milik nie gra w klubie, to nie ułatwia selekcjonerowi zadania.
Ale mimo wszystko! A Kamil Grosicki? Wiem, że też nie gra w klubie, ale gdy wchodzi na boisko, to robi różnicę. Nikt mi nie wmówi, że obecna reprezentacja Polski gra na miarę swojego potencjału. Nie gra!
Chyba nie zdradzę wielkiej tajemnicy jeśli powiem: zadzwoniłeś do mnie w przerwie meczu z Włochami i byłeś zszokowany tym co widzisz na boisku, pytając co się tam wyrabia.
To prawda! Nie mogłem pojąć co się tam dzieje, a raczej co się nie dzieje ze strony Polski. Straszny był ten mecz, straszny. Powtarzam: jestem sfrustrowany, widząc i komentując mecze reprezentacji Polski, bo wiem, że ci piłkarze mogą grać dużo, dużo lepiej.
Ty w kadrze miałeś czterech trenerów. Najlepszy, najgorszy?
Leo Beenhakker mnie oczarował. Trener ze światowego topu, dało się to wyraźnie odczuć. Do Franciszka Smudy mam wielką słabość, sentyment i jestem mu wdzięczny, bo zawsze mi ufał, zawsze stał po mojej stronie. Adam Nawałka? Uwielbiałem jego styl, taka old school. Ujął mnie tym, że przyleciał do mnie do Bordeaux, żeby porozmawiać. Etyka pracy, podejście - świetne! Klasa facet.
Za to z Waldemarem Fornalikiem było ci nie po drodze. To za jego kadencji zrezygnowałeś z gry w kadrze.
Nie było między nami chemii od samego początku. No, ale jak miała być, skoro już na pierwszym spotkaniu z nim usłyszałem, że uważa, iż jestem współwinny tego co się wydarzyło na EURO 2012. Umówmy się: można było lepiej zacząć tę znajomość... Fornalik to najgorszy trener jakiego spotkałem nie tylko w kadrze, ale w całej karierze.
A jak po latach oceniasz twoje relacje z innymi piłkarzami? Najgorsze miałeś z… nietrudno zgadnąć z kim…
Z Jakubem Błaszczykowskim. Obaj mamy silne charaktery, to pewnie nie pomagało, żeby się dogadać. Pamiętajmy, że ja, zwłaszcza na początku, byłem bliżej tej starej gwardii. Kiedy wiadomo było, że będę grał w polskiej kadrze, Marcin Żewłakow, z którym grałem w Metz, poprosił swojego brata Michała Żewłakowa, żeby się mną zaopiekował. Byłem więc blisko z Żewłakowem, Jerzym Dudkiem, Jackiem Krzynówkiem, Mariuszem Lewandowskim, Wojciechem Kowalewskim. Może to jakoś wpłynęło na relacje z Kubą? No, a po tym jak publicznie skrytykował mnie za czerwoną kartkę z Czarnogórą, to już było "pozamiatane", jeśli chodzi o nasze relacje.
Wspomniałeś Mariusza Lewandowskiego. Jak to było z twoim powrotem ze zgrupowania po spotkaniu z nim i jego rodziną?
Na samo wspomnienie kręci mi się w głowie! Po jednym ze zgrupowań Mariusza odwiedziła w hotelu rodzina. To było już po wszystkim, tuż przed rozjazdem do domów. Byłem w pokoju, ale musiałem po coś zejść na dół. Mariusz mnie zobaczył i zaprosił do stolika. Bardzo sympatyczny gest. Jego tata sączył szklaneczkę i zaproponował mi to samo, mówił przy tym, że teraz jestem członkiem rodziny. Oczywiście, nie odmówiłem, ale nie jestem dobry w piciu mocnego alkoholu. A to była dobrze "przygotowana" polska wódka. Na moje nieszczęście chciałem się pokazać i zaproponowałem drugą szklaneczkę. I właśnie ta druga mnie wykończyła. Wróciłem do pokoju i świat zaczął mi się przewracać do góry nogami. Nie spałem całą noc, myślałem, że żołądek mi eksploduje. Rano było jeszcze gorzej, a cała podróż do Francji była koszmarem. Wymiotowałem w toalecie każdego środka transportu, którym podróżowałem. Tak mnie załatwił polski trunek wtedy. Oczywiście mówię to w formie anegdoty, bo Mariusz i jego tata zachowali się wtedy super, z tym zaproszeniem i serdecznym podejściem do mnie. Bardzo to doceniam. I nie zapomnę tego gestu.
Z prezesem Zbigniewem Bońkiem też było ci nie po drodze, ale kiedyś powiedziałeś mi, że zmieniłeś zdanie na ten temat po obejrzeniu filmu o polskiej kadrze w 1982 roku.
Ten film zrobił na mnie ogromne wrażenie, dzięki niemu dużo zrozumiałem. Dziś jestem pewien, że gdybym obejrzał ten dokument zanim zacząłem grać w kadrze, to sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej. To znaczy lepiej. A wracając do filmu: kraj w rękach komunistów, a Polska gra super, z Bońkiem na czele, dając radość rodakom w tak trudnym momencie. Zacząłem sobie wyobrażać, że w pewnym sensie Boniek był wtedy dla Polaków symbolem, nie tylko piłkarskim. Wtedy też zrozumiałem dlaczego - tak mi się wydaje - on mnie w tej kadrze nie chciał. Boniek tak pojmuje reprezentację: ludzi, których łączy nie tylko wspólna krew, ale i historia. Chyba uważa, że to wszystko trzeba przeżyć, przesiąknąć tym. Ja nie miałem takiej możliwości, bo przecież urodziłem się i wychowałem poza Polską. Ten dokument otworzył mi oczy, wtedy zrozumiałem o co chodzi prezesowi z piłkarzami o dwóch obywatelstwach. A przynajmniej wydaje mi się, że pojąłem to. Natomiast myślę też, że obaj mogliśmy, każdy ze swojej strony, dać od siebie więcej w tej sprawie. Ja przede wszystkim jeśli chodzi o naukę polskiego. No, ale czasu nie cofniemy.
Myślisz, że temat piłkarzy z dwoma paszportami jest już w polskiej kadrze zakończony?
Nigdy nie wiadomo, na pewno warto się uczyć na błędach, wyciągać wnioski, mówię o obu stronach. Mogę ujawnić, że jest we Francji dobry piłkarz, który według mojej wiedzy, ze względu na korzenie, myśli o grze dla Polski.
Kto taki?
Adrien Hunou, napastnik Rennes. Bardzo ciekawy zawodnik.
Zobaczymy czy to się jakoś rozwinie. Wracając do twoich aktywności: jeśli chodzi o świat sportu, to jesteś komentatorem i coś jeszcze?
Tak, zapisałem się na kurs trenerski.
A nie miałeś w planach menedżerskiego? Chciałeś być przecież dyrektorem sportowym, a może nawet właścicielem jakiegoś klubu.
Wszystko się zgadza. Nie zdążyłem się jednak zapisać na kurs menedżerski, a kolejny będzie za dwa lata. W związku z tym, nie chcąc tracić czasu, wskoczyłem na kurs trenerski. A potem zapiszę się na ten menedżerski. Dzięki temu będę miał jeszcze więcej opcji, co robić jeśli chodzi o świat piłki.
Nie samym światem piłki żyjesz. Mówiłeś o drugiej nodze. Stawiasz ją w biznesie.
Tak. Jestem zaangażowany w różne przedsięwzięcia. Niedawno wykupiłem franczyzę we Francji na firmę ze sprzętem do treningu elektrostymulacyjnego mięśni. 20 minut treningu w ten sposób, w specjalnym kombinezonie, odpowiada 4 godzinom "normalnych" zajęć. Do stosowania zarówno przez profesjonalistów jak i amatorów. Można poprawić parametry w wielu aspektach, a mówiąc wprost: można być zdrowszym dzięki regularnym treningom. Utrata wagi, przyrost masy mięśniowej i tak dalej. To jedno z moich najnowszych przedsięwzięć.
Ale nie jedyne…
Działam również w biznesie holograficznym. To tak jakbyś zakładał ten specjalny kask, który przenosi cię w inną rzeczywistość wizualną, 3D i tak dalej. My to robimy bez kasku. Dla firm i różnych marek, szukających innowacji, lepszej i nowoczesnej ekspozycji ich produktów, to atrakcyjna możliwość. Kombinacja iluzji i zaawansowanej technologii. Na przykład witryny sklepowe, można tam wystawiać swoje produkty właśnie w formie "witryn holograficznych". Na spotkaniach i konferencjach biznesowych można robić prezentacje holograficzne. Dyskoteki, muzea, parki tematyczne, wejścia do sklepu, centra handlowe - w każdym z tych miejsc można robić różne rzeczy związane z hologramem. Działam w tym biznesie i widzę że te możliwości są praktycznie nieograniczone.
Od dawna interesujesz się też sztuką. Nazywasz nawet siebie artoholikiem. To aktualne?
Oczywiście, pasja do sztuki nie wygasła. Rzeźba, obraz, rysunek... Są dzieła, które mnie mocno dotykają, wzruszają wręcz. Sztukę odnalazłem dzięki muzyce. Zaczęło się od albumu amerykańskiego rapera Kanye Westa. Potem zgłębiałem twórczość Takashiego Murakamiego, wybitnego japońskiego artysty. Generalnie mówiąc: galerie sztuki to jedno z moich ulubionych miejsc, uwielbiam w nich przebywać, choć wiadomo, że teraz te możliwości są bardzo mocno ograniczone.
Nie tylko oglądasz, ale i kupujesz, masz sporą kolekcję. Ile najwięcej zapłaciłeś za dzieło sztuki?
Ponad 100 tysięcy euro. Natomiast od razu zaznaczę: cała moja kolekcja jest w specjalnym miejscu, nie w domu. Jako piłkarz często się przeprowadzałem, więc nie miałoby sensu targać tych wszystkich dzieł sztuki z domu do domu. Są bezpieczne gdzie indziej.
Niedawno, w domu aukcyjnym w Warszawie, kupiłeś za 6 tysięcy złotych niezwykłe zdjęcie…
Tak. To legendarne zdjęcie Kate Moss, zrobione przez słynnego fotoreportera Petera Lingbergha. Niespodziewanie "wypłynęło" na aukcji w Warszawie, a jednej z osób, którą dobrze znam, bardzo na nim zależało. Mocno się więc nastawiliśmy, żeby wygrać tę aukcję i udało się. Fotografia jest już u kolekcjonera.
A w swojej kolekcji dzieł sztuki masz dzieło któregoś z polskich artystów?
Nie, choć powinienem powiedzieć "jeszcze nie". Od pewnego czasu obserwuję i zachwycam się polskim malarzem, Igorem Dobrowolskim. Bardzo mi się podoba to, co tworzy, dużo czarnego koloru, bardzo to ciekawe. Myślę, że wkrótce kupię jedno z jego dzieł.
Kupujesz też wina. Do kolekcji czy do picia?
W epoce pandemii - raczej do picia! A już tak na serio: tak, kupuję wina, moja piwniczka jest całkiem, całkiem spora. Mam bardzo różne roczniki, w tym takie, za które naprawdę sporo trzeba by teraz zapłacić.
To jaką masz najcenniejszą butelkę?
Mam takie, za które trzeba by zapłacić 5, a nawet 10 tysięcy euro.
To co musiałoby się stać, żebyś otworzył taką butelkę?
Nie zawsze to musi być coś niezwykłego, ot wieczór z żoną, gdy jest fajny nastrój, ważne urodziny, rocznica…
Albo ważna wygrana reprezentacji Polski.
Na przykład! I mówię to całkiem poważnie. OK, pewnie moja kariera w kadrze mogła przebiegać lepiej, ale Polska dała mi wiele niezapomnianych chwil. Zagrałem w karierze ponad 500 spotkań, ale gdybym miał wybrać na przykład dwa najbardziej pamiętne, to jednym z nich na pewno byłby debiut w reprezentacji Polski. Z Grecją, 2:0 w Bydgoszczy, dwa moje gole. A drugim finał Pucharu Francji z PSG i mój gol z wolnego dla Lille, który dał nam wygraną.
A wracając do win.
No właśnie. Część, wiadomo, jest do konsumpcji, ale część leży w mojej piwniczce, starzeje się i zyskuje na wartości. Czasem mówię, że to mój ulubiony sposób inwestycji: dzieła sztuki i wino. Dlaczego? Bo niczego ode mnie nie chcą, nie wymagają. Położysz wino i ono sobie leży, starzeje się, czeka na swój czas. Powiesisz obraz na ścianie albo schowasz w sejfie i on też niczego od ciebie nie wymaga. A te słynne nieruchomości? Ciągle jakiś problem. A to wynajmiesz i ktoś nie płaci, a to trzeba robić remont, a to zalałeś sąsiada, albo on ciebie. Zawsze coś. A wino i dzieło sztuki są ciche, nie absorbują cię. Lubię to.