[b]
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty: STS właśnie ogłosiło podpisanie nowej umowy sponsorskiej z Lechem Poznań. Podczas pandemii koronawirusa można to traktować jako bardzo odważny krok.[/b]
Mateusz Juroszek, prezes STS Polska: - Element ryzyka jest zawsze. Jednak w umowach są już zawierane punkty dotyczące COVID-19. Kiedyś brzmiały one "siła wyższa", dziś wpisuje się COVID-19. Wszyscy biorą pod uwagę fakt, że wirus na coś nie pozwoli. Wszystko po to, żeby obie strony czuły się bezpiecznie. Trzeba żyć dalej, świat sobie musi z tym poradzić, a my nie możemy stać w miejscu.
Przedłużenie umowy z Lechem Poznań to efekt dotychczasowej współpracy?
Współpracujemy z Lechem Poznań już od siedmiu lat. Najpierw była to umowa sponsora strategicznego, następnie porozumieliśmy się co do pakietu bukmachera. Z obu byliśmy bardzo zadowoleni i postanowiliśmy przedłużyć naszą współpracę. Okazało się, że w klubie także jest taka chęć. Mamy swoją strategię działania i chcemy być obecni w PKO Ekstraklasie.
ZOBACZ WIDEO: Damian Kądzior szczerze o Robercie Lewandowskim. "To najlepszy piłkarz na świecie"
Co nowy kontrakt gwarantuje klubowi?
W trakcie pandemii byliśmy w bardzo bliskim kontakcie z prezesem Karolem Klimczakiem. Staraliśmy się pomóc. Podpisanie nowej umowy na trzy lata gwarantuje Lechowi spokój w tych niepewnych czasach. To dla nich pewność, że pieniądze będą wpływały do kasy bez żadnych opóźnień.
Końcówka ostatniego sezonu PKO Ekstraklasy była dla Lecha bardzo udana. Czy to miało wpływ na waszą decyzję?
W pewnym sensie na pewno. Nie ukrywam, że gdyby Lech tułał by się w niższych rejonach tabeli i przeprowadzał niezrozumiałe transfery, chęć dogadania się byłaby mniejsza. Wiemy jednak, że jest to profesjonalnie zarządzany klub, a w ostatnich miesiącach panował wokół niego pozytywny klimat. O Lechu mówiło się dobrze, podobało nam się stawianie na młodych polskich piłkarzy. Wierzymy, że Lech będzie walczył o mistrzostwo Polski, a także o dobry wynik w europejskich pucharach.
Jakie są wasze plany? W ostatnich latach angażowaliście się w wiele akcji marketingowych czy pomoc Domom Dziecka i fundacjom.
Nie ograniczamy się tylko do prezentowania naszego logo na koszulce. Interesują nas też akcje marketingowe, to był jeden z powodów, dla których klub chciał przedłużyć naszą umowę. Lech chce się ścigać z innymi klubami pod względem medialności. My jesteśmy mocną firmą, skierowaną do szerokiej grupy kibiców. W czasach koronawirusa planujemy dotrzeć do kibiców, którzy nie będą pojawiać się na stadionach. Wiemy, jak to robić.
Ze względu na całkowite zatrzymanie sportu wiosną tego roku, STS Polska nie mógł przejść bez ten bez strat finansowych. Można się na takie coś przygotować?
Szczególnie kwiecień był dla nas trudnym miesiącem. Przygotowaliśmy wprawdzie poduszkę finansową na gorszy czas, jednak nie dało się przewidzieć, że cały sport zostanie wstrzymany. Gdybym miał firmę sprzedającą jabłka i sprzedawał 100 rocznie, to za gorszy czas uznaję ten, gdy sprzedaje o kilka mniej, a nie gdy jabłka nie rosną w ogóle przez pięć lat.
Na szczęście nie trwało to aż tak długo, tylko kilka miesięcy.
To było dla nas duże zaskoczenie, nikt nie mógł się tego spodziewać. Dostosowaliśmy się jednak do sytuacji i moim zdaniem świat sportu już sobie poradzi z koronawirusem. Zwłaszcza w piłce nożnej, na której nasz biznes jest oparty, sytuacja jest w miarę bezpieczna. Zakładam, że w ciągu trzech najbliższych lat sytuacja będzie opanowana.
Nasza karta przetargowa też się zmieniła. W dobie kryzysu kluby szukają sponsorów, więc mamy lepszą sytuację. Jest też ona zupełnie inna niż gdy zaczynaliśmy współpracę z Lechem - wtedy nasze roczne przychody wynosiły 270 milionów złotych, teraz to 3 miliardy.
Jakie straty ponieśliście ze względu na zatrzymanie sportu?
To są straty, bo musieliśmy ponieść wiele kosztów, odwołać zaplanowane akcje. Na pewno chodzi o dziesiątki milionów złotych, ale staramy się to odrobić. Liczymy na pewno na dobrą jesień, ale także na przyszły rok, na które zaplanowano i mistrzostwa Europy w piłce nożnej i igrzyska olimpijskie.
Co było momentem przełomowym, gdy zaczęliście odrabiać straty?
Powrót europejskich lig piłkarskich, czyli czerwiec i lipiec, to był znakomity czas. Taka liczba meczów w tak krótkim czasie się jeszcze nie wydarzyła i chyba się już nie wydarzy. Dla ludzi był to moment odreagowania po długim czasie lockdownu. Byli głodni rozrywki, mogli też wydać zaoszczędzone przez wiosnę pieniądze. Obroty w tym okresie były bardzo dobre, zdecydowanie lepsze niż rok wcześniej.
A obecnie?
Już widzimy kolejne odbicie. Nowa formuła Ligi Europy i Ligi Mistrzów okazała się bardzo interesująca dla kibiców, zaraz wracają największe rozgrywki europejskie, kalendarz będzie upchnięty bardzo mocno, bo dojdą też mecze reprezentacji.
Czy więcej meczów lig europejskich może zrekompensować odwołanie EURO 2020?
Z dużymi imprezami jest tak, że są znakomite, jeśli chodzi o pozyskanie nowych klientów, to świetny moment. Ale jeśli chodzi o to, jak wygląda cała impreza, to najlepszym momentem jest sama faza grupowa. W kolejnej fazie odbywa się już mniej meczów. Na dodatek przed takimi mistrzostwami ligi kończą się wcześniej, na miesiąc przed turniejem trwają przygotowania, meczów właściwie nie ma. Podobnie jak po imprezach, gdy wszyscy odpoczywają. Trzeba więc spojrzeć na to wielowątkowo.
Liczycie się z możliwością kolejnego lockdownu? Według ekspertów jesienią mogą pojawić się takie decyzje.
Świata nie stać, żeby zamknął się po raz drugi. Mieszkam trochę w Polsce, trochę w Barcelonie. U nas panuje przekonanie, że tam życie nie istnieje. To bzdura, tam wszystkie firmy działają, oczywiście przy zachowaniu zasad reżimu. Już ogłoszono tam zresztą, że nie mogą sobie pozwolić na kolejny lockdown, bo doprowadzi to do upadku. Tak samo jest w Polsce czy w innych krajach.
Z drugiej strony na początku roku też nikt nie spodziewał się tego, czego doświadczyliśmy wiosną.
Świat jest już lepiej przygotowany, na pewno na testowanie leków, produkcję szczepionki. Nie podejrzewam, by kraje znów zdecydowały się na całkowite zamknięcie granic, na pewno nie na dłuższy czas. Nie chce mi się wierzyć, by piłkarskie ligi stanęły. Widzimy już, że wszystko jest przygotowane, władze poszczególnych federacji widzą, na podstawie Ligi Mistrzów, że wszystko można zorganizować. Mały chaos może się pojawić, ale sytuacja będzie się stabilizować, to już nie będzie nowość. Nie zakładam krytycznego scenariusza, na pewno finansowo sobie poradzimy.
W marcu tego roku, w rozmowie z WP SportoweFakty mówił pan, że liczy na pomoc finansową ze strony Polskiego Związku Piłki Nożnej i taka rzeczywiście nastąpiła. Spełniła pana oczekiwania?
O to trzeba zapytać przede wszystkim kluby! Ja uważam, że pomoc ze strony Polskiego Związku Piłki Nożnej była mądra. Przede wszystkim fakt, że pieniądze zostały przekazane już na kolejny sezon i ogłoszono, że w ostatnim muszą sobie poradzić same i to się wydarzyło. Po drugie, dobrze, że PZPN pomyślał o całej polskiej piłce, czyli o niższych ligach, nie tylko o PKO Ekstraklasie. To tam są diamenty, które trzeba szlifować. Najlepsze kluby to spółki akcyjne, powinny sobie radzić same. Dobrze, że te mniejsze otrzymały pomoc.
Mówił też pan, że potrzeba 2-3 lat na odrobienie strat poniesionych wiosną. To nadal aktualny termin?
Jeśli jesień będzie dobra, to może w przyszłym roku wrócimy na oczekiwany przez nas poziom. W marcu i kwietniu była duża niewiadoma, co się wydarzy z polską gospodarką. Bałem się grupowych zwolnień w firmach, że będzie to nagminne. Chyba nie było jednak aż tak źle. Czuję optymizm, na pewno większy niż kilka miesięcy temu.
RB Lipsk - niekochane dziecko niemieckiego futbolu. Czytaj więcej--->>>
Artur Wichniarek: Guardiola popełnił harakiri. Czytaj więcej--->>>