W rundzie jesiennej spotkanie Jagiellonii Białystok z Legią Warszawa zakończyło się bezbramkowym remisem, a kibice zapamiętali je głównie z braku ciekawych sytuacji. Tym razem może być podobnie. Kilka momentów można wyróżnić, ale znowu końcowy wynik dobrze odzwierciedla wydarzenia na boisku.
Porażka Piasta Gliwice z Lechią Gdańsk (0:1) otworzyła przed graczami ze stolicy szansę na znaczne zbliżenie się do tytułu mistrza Polski. By to zrobić trzeba było zdobyć punkty na Podlasiu, co z pozoru wydawało się łatwym zadaniem. Jaga wygrała bowiem tu zaledwie 1 z 5 meczów w obecnym roku.
Tyle z suchej statystyki. Trener Iwajło Petew zapowiadał, że trzeba w końcu poprawić ten bilans. Poza tym wiadomo było, że na największego rywala motywacja piłkarzy z Podlasia będzie co najmniej podwójna. Szczególnie, że był to pierwszy mecz od niemal czterech miesięcy przed dosłownie własną publicznością. Ponad trzy tysiące ludzi na trybunach oczekiwało kompletu punktów i niemal od razu dało to jasno do zrozumienia swoim piłkarzom swoimi okrzykami. A jeszcze wcześniej wygwizdali graczy ze stolicy, na co ci zareagowali ironicznymi brawami w ich stronę...
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Nieodpowiedzialne zachowanie kibiców Legii. Minister Szumowski zabrał głos
Sam mecz zaczął się od nietypowych zdarzeń. W ataku Legii wyszedł Mateusz Cholewiak, bo awizowany do podstawowego składu Tomas Pekhart zgłosił kontuzję i nie dał rady grać. Natomiast w 3. minucie Bogdan Tiru z Jagiellonii zdjął maskę zabezpieczającą złamany nos i zdenerwowany cisnął nią za linię boczną. - Kiedy jest gorąco, to mocniej się pocę i czasem widzę za mgłą - mówił niedawno WP SportoweFakty i być może to był powód, bo na stadionie było dość duszno.
Do warunków pogodowych lepiej przystosowała się Jagiellonia. Od pierwszego gwizdka sędziego widać było u jej zawodników dużą motywację. Niespodziewanie to oni przejęli inicjatywę i zepchnęli Legię do defensywy. Efektem były m.in. minimalnie niecelny strzał Martina Pospisila po niezłej akcji całego zespołu oraz szansa po dośrodkowaniu z rzutu rożnego, gdy nieczysto w piłkę trafił Ivan Runje.
Przez pierwsze pół godziny gry goście mieli problemy z walecznymi przeciwnikami i szukali pomysłu na odwrócenie ról. Być może pomógł mały wiatr, który wówczas pojawił się nad murawą i jakby przyniósł jej nowe siły. Powoli to ona zaczęła przeważać, coraz bardziej zbliżać się pod bramkę gospodarzy. Uaktywnił się Walerian Gwilia, szczęścia w szarżach skrzydłem szukał Luquinhas, ale nie mogli sforsować czujnej defensywy.
Tyle można było wyróżnić z pierwszej połowy, w drugiej natomiast gra bardzo się wyrównała. Obie drużyny atakowały naprzemiennie, ale trudno było stworzyć im czystą sytuację do strzelenia gola. Obrońcy nadal zachowywali spokój i zazwyczaj kasowali zapędy rywali, gdy tylko zaczynało się robić niebezpiecznie w pobliżu ich pola karnego. Tempo spadło, co nie zapowiadało dużych emocji.
Sytuacja zaczęła się nieco zmieniać na około 20 minut przed końcem. Sporo zamieszania zrobili rezerwowi Jagiellonii: Jesus Imaz i Tomas Prikryl. W najważniejszych momentach pierwszy nie potrafił jednak skierować piłki do bramki, a akcje drugiego nie znalazły adresata. Legia natomiast wyprowadzała groźne kontrataki, kilkukrotnie wychodziła nawet 3 na 2, ale brakowało jej precyzji przy finalnym dograniu.
Jagiellonia Białystok - Legia Warszawa 0:0
Składy:
Jagiellonia Białystok:
Damian Węglarz - Andrej Kadlec, Bogdan Tiru, Ivan Runje, Jakub Wójcicki (57' Zoran Arsenić) - Ariel Borysiuk (60' Jesus Imaz), Taras Romanczuk - Maciej Makuszewski (83' Tomas Prikryl), Martin Pospisil, Bartosz Bida - Jakov Puljić.
Legia Warszawa: Radosław Majecki - Paweł Stolarski, Mateusz Wieteska, Igor Lewczuk, Michał Karbownik - Domagoj Antolić (74' Andre Martins), Bartosz Ślisz - Paweł Wszołek, Walerian Gwilia, Luquinhas (68' Maciej Rosołek) - Mateusz Cholewiak.
Żółte kartki: Bartosz Ślisz, Paweł Stolarski, Aleksandar Vuković (trener) - Jakov Puljić, Bartosz Bida, Maciej Makuszewski, Bogdan Tiru, Iwajło Petew (trener).
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork).